King Kong z 1933 jest lalką, animowaną poklatkowo. - To była benedyktyńska praca - wklejanie tej zanimowanej lalki do gry żywych aktorów. Wszystko działo się na taśmie filmowej. Oddzielnie nagrywani byli aktorzy. Oddzielnie fotografowana była lalka. Później nakładano na siebie dwa filmy, żeby osiągnąć, fantastyczny, jak na tamte czasy, efekt - wyjaśnia Jacek Rokosz z Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych .
Dlatego King Kong z 1933 roku był nazywany ósmym cudem świata. Z jego legendą mierzyło się wielu reżyserów. Ostatnio, w 2005 roku, Peter Jackson. Do realizacji jego wersji użyto techniki "motion capture". - W tym filmie aktorzy odgrywają postaci, które później są przetwarzane w komputerze. Ich ruch jest interpretowany przez program komputerowy - mówi Jacek Rokosz. Dlatego aktorzy często grają "do niczego". W wersji z 1933 roku, zanim King Kong chwycił aktora, ten chował się za drzewo. W kolejnym ujęciu małpa trzymała w swoim uścisku lalkę. Teraz aktorzy grają do blue screena.
Niestety technologia i efekty specjalne starzeją się bardzo szybko. Ale historia miłości okazuje się ponadczasowa.
jl