– Do szkoły muzycznej zostałem wysłany wbrew mojej woli – wspomina Grzegorz Małecki. – Zmuszano mnie do gry na fortepianie, a ja nie znosiłem tego instrumentu, tej szkoły, ani tamtejszych nauczycielek. Wszystko mnie potwornie stresowało, ręce mi się trzęsły.
Jego debiut teatralny miał miejsce 12 lat temu, w Teatrze Narodowym. – Dość wstydliwy epizod – wspomina Małecki. – Na IV roku studiów zdobyłem dość dużo nagród, a jedną z nich był angaż do Teatru Narodowego. To było "coś". Miałem wziąć udział w operetce, nie zapytałem tylko, kogo będę tam grał…
Okazało się, że został lajkonikiem, który biega po scenie w wielkiej krakowskiej czapce. – Przebiegałem przez scenę robiąc "patataj" - śmieje się dziś z tamtej roli Małecki. - To była miazga.
Po debiucie jednak Grzegorz Małecki udowodnił, że potrafi wcielić się zarówno w grzeczne i dobrze ułożone postaci, jak i w czarne charaktery, bądź bohaterów "po przejściach". Spektakl "W mrocznym, mrocznym domu", w którym ostatnio gra, jest tego najlepszym dowodem. Mimo to aktor przyznaje jednak, że media nadal bardziej interesują się jego życiem prywatnym, niż zawodowymi osiągnięciami. - Faktem jest, że dziś dziennikarze chętniej pytają o to, co jadłem na śniadanie, jak spędzam święta i z kim się spotykam, niż o to, co robię w teatrze - mówi Małecki.
Ludzie porównują go do Stachury, albo Grzegorza Ciechowskiego. – Słyszałem raczej opinie, że jestem podobny raczej do nikogo – śmieje się aktor, Grzegorz Małecki, w Czwórce.
Bartek Koziczyński w Czwórce/fot. B. Bajerski
Gościem Uli Kaczyńskiej był także Bartek Koziczyński, dziennikarz muzyczny, związany z Czwórką, który opowiedział o trudach bycia pisarzem, swoich nowych książkach i planach zawodowych. Kliknij w pliki dźwiękowe, by posłuchać obu rozmów, bądź obejrzyj wideo ze studia Czwórki.
Do audycji "Ex Magazine " zapraszamy w każdą sobotę od godziny 16.