Czy człowiek, który bez trudu zniesie sto potężnych kopnięć zadanych przez naprawdę dużych facetów, czegokolwiek się boi? – Boję się zastrzyków i utraty miłości – wyznaje Grzegorz Sakowicz, pomysłodawca i reżyser III Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Sportów Walki, który odbędzie się 18 grudnia w Hali Arena na warszawskim Ursynowie.
Gość „Poranka” chce pobić niecodzienny rekord Guinnessa: zamierza wytrzymać sto uderzeń kijem. Należy podkreślić, że nie chodzi o cienkie wierzbowe witki ani o kruche patyki. – Chodzi o kije o średnicy 2, 3, 4 i 5 centymetrów – precyzuje gość „Poranka”. – Dwu- i trzycentymetrowe to nie będzie problem, z czterocentymetrowymi też sobie jakoś poradzę. Boję się tych pięciocentymetrowych. To będzie naprawdę potężny cios i trzeba się będzie mocno postarać, żeby wytrzymać – martwi się Grzegorz Sakowicz.
Warto dodać, że rola kija nie wyczerpuje się w bolesnym zetknięciu z ciałem pretendenta do rekordu. – Kij musi pęknąć. Może się okazać, że będą bić do skutku – zasępia się gość Kuby Marcinowicza. Nie traci jednak optymizmu: – Jeśli chodzi o kopnięcia, jestem w stanie znieść setkę bardzo silnych bez żadnego problemu – dodaje.
Grzegorz Sakowicz nie ukrywa, że wystawiając się na astronomiczną liczbę bolesnych razów zamierza osiągnąć – oprócz ustanowienia rekordu – jeszcze jeden cel. – Wyrządziłem krzywdę kobiecie. Ale nie chodzi o poddanie się karze. To raczej sprawdzian samego siebie. Znam swój organizm. Sześćdziesiąt razów zniosę na pewno, sto może też – mówi.
W programie Festiwalu, oprócz próby pobicia rekordu, znajdą się także inne atrakcje. – Będzie występ mistrza Nama z teatru Janusza Józefowicza. To wspaniały człowiek, aktor, reżyser, wielokrotny mistrz Europy w wu-szu. Będzie też fantastyczny występ Mirka Barszowskiego, który szkolił się w klasztorze Szaolin i potrafi przepchnąć samochód opierając się krtanią o grot włóczni – wylicza Grzegorz Sakowicz.
Więcej w rozmowie Kuby Marcinowicza z Grzegorzem Sakowiczem. Dźwięk i film znajdziesz w ramce po prawej stronie.
ŁSz