Po napisaniu praca dyplomowa w formie elektronicznej trafia do promotora, a po zatwierdzeniu przechodzi przez komputerowe antyplagiatowe sito.
System, zakupiony ostatnio przez MNiSW został stworzony przez informatyków z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Porównuje on pracę z dostępną bazą danych z innych prac i z zawartością całego internetu. Potem ocenia "stopień plagiatowości", czyli sprawdza, ile procent tekstu zostało przez studenta przeklejonych, a ile stworzył samodzielnie.
W Polsce działają już trzy ogólnokrajowe systemy, które mogą sprawdzać, na ile prace zostały napisane samodzielnie. Oprócz tego własne systemy mają poszczególne uczelnie. W sumie w Polsce jest ich około 130. Choć pomagają w walce z plagiatami od niedawna, już można oszacować, że ok. 20 proc. wszystkich dyplomowych prac "budzi podejrzenia", innymi słowy to w dużej mierze przeklejki.
- Powodem tak dużej liczby plagiatów może być brak dostatecznej opieki promotora nad studentem w trakcie pisanie pracy – zastanawia się Paweł Pawlica, dziennikarz. – A taki komputerowy system antyplagiatowy w wielu przypadkach działa mobilizująco.
O skuteczności systemów antyplagiatowych przekonał się m. in. prof. Marek Rocki, dziś senator, były rektor SGH, po tym, jak trafiła do niego praca pt. "Zagadnienie własności w encyklikach Jana Pawła II".
- Pomyslałem sobie, że to chyba niemożliwe, by autor tej pracy przeczytał wszystkie encykliki i wyciągną z nich spójne wnioski, a ja nie byłem w stanie sam ocenić, czy są pokrycia w internecie – opowiada profesor. – Od tamtej pory postarałem się o licencję na używanie tego programu. Okazało się, że niektóre prace są nawet w 80 procentach skopiowane.
Ale studenci już pracują nad tym, by przechytrzyć nowy system antyplagiatowy. – Wystarczy pisać w ciągu i zamiast spacji wklejać białe litery – radzą niektórzy.
Więcej na temat nowych systemów antyplagiatowych dowiesz się, słuchając "Poranka". Kliknij w ikonkę dźwięku w ramce po prawej stronie artykułu.
(kd)