Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa miała, w zamyśle założycieli, stać się rodzajem "zastępczego radia” dla Polaków w kraju – odciętych od swobodnego przepływu informacji, poddanych komunistycznej indoktrynacji i propagandzie. Ambicją pracowników RWE było jednak nie tylko informowanie, lecz także wpływanie na bieg wydarzeń w Polsce. Liczono nie tylko na podtrzymanie ducha oporu, lecz także – a może przede wszystkim – tradycji narodowych i tożsamości Polaków. Do tego niezbędne było szerokie grono odbiorców w kraju.
Analiza znaczenia społecznego audycji RWE jest dziś trudna, brakuje bowiem jakichkolwiek wiarygodnych badań z czasów PRL. Nie jest jednak niemożliwa, bo wiele źródeł pośrednich pozwala, przynajmniej w przybliżeniu, odtworzyć rolę, którą "Wolna Europa” odegrała w najnowszych dziejach Polski.
"Nie ma bariery tak silnej..."
Rocznica rocznicą, ale mało kto pamięta, że tak naprawdę pierwsze audycje po polsku „Wolna Europa” wyemitowała już w 1950 roku. Były one nagrywane w studiu w Nowym Jorku, a potem przesyłane drogą lotniczą do Frankfurtu nad Menem, w pobliżu którego znajdował się nadajnik. Miał on niewielką moc, ponadto program był krótki, zaledwie godzinny. Z uwagi na taki tryb przygotowywania audycji, ich tematy były przeważnie mało aktualne. Mimo to odnotowywano, że programy są słyszalne – i słuchane! – w kraju. W maju 1951 aparat bezpieczeństwa PRL donosił, że na Śląsku "na podstawie audycji radia Wolnej Europy i Madrytu [audycje radiowe po polsku, nadawane ze stolicy Hiszpanii – red.] szerzone są wersje o zwiększeniu ilości godzin pracy w górnictwie i innych przemysłach”.
Był to zapewne efekt działań amerykańskich i europejskich organizacji (ukrywał się za nimi Komitet Wolnej Europy), wysyłających do Europy Wschodniej balony, wypełnione ulotkami. Głosiły one: "Polacy – dmie świeży wiatr. Nowe nadzieje się rodzą. Przyjaciele wolności z innych krajów znaleźli nowy sposób trafiania do was. Wiemy, że pragniecie wolności. Miliony mężczyzn i kobiet przesyła wam przyjazne pozdrowienia wraz z powiewem tego wolnego wiatru, który zwykle dmie z zachodu na wschód. Ciemiężca zaprowadził niewolę w waszym dumnym kraju. Starał się on oddzielić was całkowicie od waszych przyjaciół żyjących w wolnym świecie. Usiłowania te jednak zawiodły. Drogą radiową jesteśmy z wami w codziennym kontakcie. Obecnie tą nową drogą wyciągamy do was rękę. Nie ma na świecie miejsca tak odległego gdzie można by było ukryć prawdę. Nie ma bariery tak silnej przez którą nie przedostałby się głos wolności. Wasi ciemiężcy nie są w stanie zatrzymać wiatru, jak nie są w stanie ujarzmić waszych serc. Wolność znów zapanuje na całym świecie”. Na odwrocie podawano częstotliwości wszystkich rozgłośni nadających po polsku, w tym RWE.
Jednak pierwszej audycji rozgłośni "Wolna Europa” z Monachium – wyemitowanej 3 maja 1952 roku – wysłuchało zapewne niewielu słuchaczy z kraju. Przede wszystkim, brakowało szerszej informacji o nowym programie, częstotliwościach i godzinach emisji. Ponadto liczba radioodbiorników w rękach prywatnych wciąż była ograniczona. Stopniowo jednak, drogą "szeptanej propagandy” – wzmacnianej przez oficjalną propagandę – po Polsce roznosiła się wieść o nowej, wrogiej komunistom radiostacji.
Mówi Józef Światło
Dość szybko "Wolna Europa” zdobyła silną pozycję wśród najchętniej słuchanych zachodnich programów, wypierając dominującą dotąd Sekcję Polską brytyjskiej BBC. Stało się tak za sprawą atrakcyjnych audycji, przygotowywanych często przez radiowców znanych sprzed wojny. Miarą rosnącej popularności rozgłośni było coraz częstsze – zwłaszcza od 1953 roku – publiczne powoływanie się na informacje zaczerpnięte z "Radia Wolna Europa” podczas np. zebrań wiejskich czy masówek w fabrykach. Właśnie na wsi częste stało się organizowanie kilkuosobowych grup, słuchających wspólnie radia i omawiających zasłyszane wiadomości. Niektórzy posuwali się nawet do... transmitowania programów RWE w publicznych radiowęzłach – tylko w marcu i kwietniu 1953 odnotowano siedem takich przypadków.
I to pomimo że za samo tylko słuchanie RWE setki osób trafiły do obozów pracy lub zostały skazane na kary więzienia. Już w lutym 1953 minister bezpieczeństwa publicznego wydał okólnik, polecając wzmożenie walki ze słuchaniem RWE i z rozpowszechnianiem głoszonej przez radiostację "wrogiej, imperialistycznej propagandy”.
Po raz pierwszy naprawdę masową publiczność Rozgłośnia Polska RWE zdobyła wiosną 1954. Wtedy to na falach radia pojawiły się słynne audycje pod wspólną nazwą "Mówi Józef Światło”, z udziałem wysokiego funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa, pułkownika Józefa Światło, który uciekł na Zachód. Jego wyznania, aczkolwiek niekiedy dalekie od prawdy, stały się wielkim aktem oskarżenia systemu komunistycznego. Rewelacji Światły – który opowiadał o kulisach aparatu terroru, a także o życiu komunistycznych elit PRL – z zapartym tchem słuchała cała Polska. A partyjni notable zapewne także z przerażeniem.
"Zasięg rażenia” wyznań pułkownika Światło wzmocniła operacja "Spotlight”, przeprowadzona w początkach 1955 roku: nad Polskę wysłano wówczas przy pomocy balonów setki tysięcy broszur ze skróconym zapisem tych audycji. Oprócz nich wkrótce rozpoczęto także wysyłanie "Folwarku zwierzęcego” Orwella, "tajnego referatu” Chruszczowa (krytykującego stalinizm – red.) oraz ilustrowanego opisu krwawych wydarzeń w Poznaniu w czerwcu 1956. Mimo że za przechowywanie broszur groziła kara więzienia, tylko niewiele osób decydowało się na ich oddawanie do UB – choć ubecy za każdy egzemplarz płacili 20 złotych.
W ten sposób "Wolna Europa” przyczyniła się do przełamania kolejnej bariery strachu w społeczeństwie.
Symbol wolności
W warstwie symbolicznej znaczenie "Wolnej Europy” szybko wykroczyło poza funkcję dostarczania nieocenzurowanych wiadomości. Radiostacja stała się symbolem wolności. Nieprzypadkowo celem ataku demonstrantów w Poznaniu w czerwcu 1956 albo w Bydgoszczy w listopadzie tegoż roku były urządzenia, zagłuszające audycje z Monachium.
Także dlatego już w pierwszej połowie lat 50. liczni uciekinierzy z Polski kierowali się do Monachium – licząc na pomoc w odnalezieniu się w wolnym świecie. A wielu innych, złapanych podczas próby przejścia przez "zieloną granicę”, jako główny powód ucieczki podawało fakt stałego słuchania RWE. Budziły one tęsknotę za wolnością i zachęcały – oczywiście nie wprost – do podjęcia próby jej zdobycia.
Niewątpliwie "najwierniejszymi” słuchaczami "Wolnej Europy” byli... wydelegowani pracownicy MSW i aparatu partyjnego. Ich zadaniem było dokładne spisywanie treści poszczególnych programów. Ponadto stenogramy audycji sporządzały także Polska Agencja Prasowa i Polskie Radio. Do końca lat 60. "Biuletyny specjalne”, zawierające m.in. wyciągi z najważniejszych programów, otrzymywały tylko najważniejsze osoby w państwie. Z czasem jednak dostęp do takich materiałów upowszechnił się i w latach 70. analizy treści audycji RWE wydawały już nawet komitety wojewódzkie PZPR. Po kryzysie 1980-1981 roku stały się one wręcz jednym z głównych elementów systemu informacji wewnątrzpartyjnej.
Niezależnie od tego setki analiz audycji „Wolnej Europy” powstały w dwóch partyjnych instytutach: Instytucie Badania Współczesnych Problemów Kapitalizmu oraz Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu. Dotyczyły one przykładowo wpływu RWE na młodzież, reakcji na wydarzenia w kraju, ewolucji linii programowej itp.
Bez większego ryzyka można więc postawić tezę, że to notable partyjni byli najlepiej zorientowanymi w treści audycji RWE mieszkańcami Polski...
Profesjonalne bzzz...
W czasach PRL sporą popularnością cieszył się następujący dowcip: "Co robią milicjanci patrolujący ulicę na widok pijaka, powtarzającego "Tu mówi Radio Wolna Europa..."? Kładą się obok i zaczynają go zagłuszać, powtarzając: bzzz...”. I dowcip ten oddawał na swój sposób rzeczywistość, bo obok "czarnej propagandy” to właśnie zagłuszanie audycji RWE było główną i najskuteczniejszą bronią komunistów – pozwalało im odcinać znaczną część społeczeństwa od wolnego słowa. I chociaż zagłuszano także inne rozgłośnie, nadające po polsku z Zachodu, to jednak działania prowadzone wobec RWE były najbardziej konsekwentne i długotrwałe.
W pierwszych latach zagłuszanie prowadzono przy pomocy stosunkowo prymitywnych nadajników, o ograniczonej mocy i niskiej skuteczności. Umieszczano je głównie w miastach wojewódzkich, co ze względu na ich niewielki zasięg sprawiało, że większa część kraju bez problemu odbierała audycje RWE. Nasilenie akcji zagłuszania nastąpiło dopiero po ogłoszeniu przez RWE wyznań Światły. Zawieszone potem na krótko po Październiku 1956, w latach 60. zostało wznowione już na sposób profesjonalny: rozpoczęto budowę ogromnego systemu stacji zagłuszających, rozlokowanych we wszystkich krajach bloku sowieckiego; w pełni został on rozwinięty w latach 70.
Nadajniki o zróżnicowanej mocy utrudniały teraz słuchanie nie tylko Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, ale w ogóle wszystkich programów RWE – które nadawało także po czesku, węgiersku itd. – oraz programów "Radia Swoboda”, nakierowanego na ZSRR. Przy tym stacje rozlokowane w poszczególnych państwach niekoniecznie zagłuszały audycje skierowane do ich ludności. W większości "zagłuszarki” emitowały charakterystyczne buczenie, niekiedy nadawano też muzykę pop.
"Wolna Europa” próbowała przeciwdziałać zagłuszaniu, rozszerzając liczbę częstotliwości, na których nadawano program, wielokrotnie powtarzając najważniejsze audycje albo instruując słuchaczy, jak budować anteny kierunkowe. Jednak większość odbiorców skazana była na mozolne nasłuchiwanie. Wśród płynących z głośnika trzasków i buczenia starano się wyłowić poszczególne słowa i zrozumieć treść. Co często prowadziło do powstawania najbardziej fantastycznych plotek, wyrosłych z przeinaczonych informacji.
Komuniści reklamują RWE
Ale żadne działania samej rozgłośni, ani nawet "szeptana propaganda”, nie zrobiły tyle dla rozpropagowania w Polsce RWE, co komunistyczna propaganda. Praktycznie już od 1952 r. aż po schyłek PRL jej głównym motywem stało się wyszydzanie i obrzydzanie społeczeństwu monachijskiej rozgłośni.
Do stałych motywów propagandy należało sugerowanie powiązań z "niemieckim rewizjonizmem” (używano przeważnie brzmiącej z niemiecka nazwy: Radio Freies Europa), "amerykańskim imperializmem” i "światowym militaryzmem”. Oczerniano nie tylko samą rozgłośnię, lecz także jej poszczególnych pracowników, na czele z wieloletnim dyrektorem sekcji polskiej Janem Nowakiem-Jeziorańskim: przedstawiano ich jako oszustów, degeneratów, a nawet zdrajców; wobec Nowaka-Jeziorańskiego ubecy prowadzili kampanie dezinformacyjne, oskarżając go np. o współpracę z Gestapo w czasie wojny (tę ubecką fałszywkę podjął niedawno na poważnie Edward Moskal, skonfliktowany z Nowakiem prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej).
Ale wysiłki propagandy przyniosły efekt odwrotny od zamierzonego: tysiące ludzi, którzy w inny sposób zapewne nie dowiedzieliby się o istnieniu RWE, było bombardowanych nieustannie powtarzanymi sloganami – a ponieważ komuniści byli wrodzy rozgłośni, trudno było o lepszą zachętę do jej słuchania.
Osobny rozdział w historii RWE i jej walki z władzami PRL to próby dyskredytowania radia poprzez podsuwanie mu fałszywych wiadomości – oraz działania agenturalne Służby Bezpieczeństwa. Najsłynniejsza była operacja z udziałem niejakiego Andrzeja Czechowicza, współpracownika SB, który po siedmiu latach pracy w Rozgłośni Polskiej wrócił do kraju, po czym jego wspomnieniom – w zamyśle władz „demaskującym” RWE – nadawano szeroki rozgłos propagandowy. Także część konfliktów w zespole radia inspirowana była przez SB.
Kto i czego słuchał
Próba oszacowania liczby słuchaczy Rozgłośni Polskiej jest trudnym zadaniem. Nazbyt chyba optymistyczne szacunki samej radiostacji z lat 80., oparte na ankietach prowadzanych wśród emigrantów z Polski mówiły, że radia słucha co drugi Polak. Prowadzone w tym samym okresie (lecz z wyłączeniem lat 1981-82) analizy Ośrodka Badania Opinii Publicznej, podległego władzom PRL, mówiły o publiczności obejmującej 10-24 proc. społeczeństwa.
W odniesieniu do lat 70. za podstawę szacunku służyć może też skala korespondencji, kierowanej z Polski do RWE. Służba Bezpieczeństwa PRL rocznie przechwytywała wtedy ok. 20 tys. takich przesyłek, a drugie tyle dochodziło do Monachium. Jeśli przyjmiemy, że listy pisał tylko 1 proc. słuchaczy, w tym niektórzy wielokrotnie, to ostrożnie szacować można, iż RWE stale słuchało wtedy 10–15 proc. dorosłych Polaków. Prawdopodobniej odsetek ten był podobny – lub niewiele niższy – w latach 60.
Były jednak i takie momenty, kiedy RWE słuchali praktycznie wszyscy Polacy – a ci, co nie słuchali, znali treść audycji z opowieści. Tak było w momentach kryzysów społeczno-politycznych, kiedy oficjalna prasa, radio i telewizja milczały lub kłamały na temat rozgrywających się wydarzeń. O powszechnym, a niekiedy i publicznym słuchaniu RWE w takich chwilach donosiły meldunki SB. Nawet członkowie partii na oficjalnych zebraniach nie wahali się powoływać na wiadomości zaczerpnięte z audycji Rozgłośni Polskiej, krytykując przy tym politykę informacyjną partii. Na mniejszą skalę nastawiano odbiorniki na Monachium w momentach przesileń w polityce międzynarodowej (kryzys berliński 1961 i kubański 1962, wojna sześciodniowa 1967, inwazja Układu Warszawskiego na Czechosłowację 1968 itd.).
Zdecydowanie największym powodzeniem cieszyły się programy informacyjne "Wolnej Europy”. Istotną rolę odgrywały także w latach 80. przeglądy prasy "drugoobiegowej”, znacznie rozszerzając w ten sposób krąg jej odbiorców. Chętnie słuchano również audycji historycznych, wymazujących "białe plamy” z najnowszych dziejów Polski. Najmniejszym powodzeniem cieszyły się chyba audycje kulturalne – za wyjątkiem nadawanych w latach 80. programów prowadzonych przez Jacka Kaczmarskiego: tysiące jego polskich fanów z napięciem czekało na kolejne audycje, usiłując nagrać utwory barda na kasetę.
Logika historii
Zabrzmi to trochę banalnie, ale trzeba to powiedzieć: Radio Wolna Europa odegrało trudną do przecenienia rolę w naszej najnowszej historii. Dla setek tysięcy Polaków stało się źródłem nieocenzurowanych wiadomości. Już samo to wolne słowo, płynące na falach eteru, nawet jeśłi zagłuszane uciążliwym buczeniem, stanowiło zachętę do podejmowania prób walki o wolność.
Właściwie nie był to więc paradoks, ale logiczna konsekwencja, że wraz ze zdobyciem tej wolności w 1989 roku Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa straciła większość słuchaczy – i po kilku latach przestała istnieć. Można więc powiedzieć, że Radio Wolna Europa przez 37 lat robiło wszystko, co tylko mogło, aby kiedyś przestać być potrzebne.
(Tekst napisany przez Łukasza Kamińskiego, prezesa IPN dla Tygodnika Powszechnago na 50 rocznicę powstania Rozgłośni Polskiej RWE. Autor był adiunktem w Instytucie Historii Uniwersytetu Wrocławskiego oraz kierownikiem Referatu Badań Naukowych IPN we Wrocławiu i redaktorem "Studiów i materiałów z dziejów opozycji i oporu społecznego”. Ostatnio wydał książkę "Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944–1948” (2000).