- W Charkowie setka kobiet skandowała "Charkowa nie oddamy", stojąc naprzeciw pikiety Euromajdanu. Pod pomnikiem Lenina słychać emocjonalne przemówienia o pozytywnych związkach ekonomicznych z Rosją, bez których nie będzie ani stypendiów dla młodzieży, ani emerytur dla starszych - relacjonuje Krzysztof Renik, specjalny wysłannik Polskiego Radia na Ukrainę i dodaje, że są tam również zwolennicy zmian.
Część analityków zastanawia się nad rozpadem Ukrainy, oddzieleniem się części wschodnich od centrum i zachodu kraju. Jewhen Zacharow, znany charkowski obrońca praw człowieka, kandydat Majdanu na rzecznika praw obywatelskich na Ukrainie, w tej kwestii jest spokojny. - Problem z tym jest jednak na Krymie, dodatkowo podgrzewany sztucznie przez Rosjan. Mer Sewastopola spalił ukraińską flagę. Trzeba zauważyć, że ten problem na Krymie istnieje - mówi Zacharow. - To jest tak zwany projekt nr 4 Rosji, według klasyfikacji byłego doradcy prezydenta Rosji, Andrieja Iłłarionowa - mówiący o podporządkowaniu Krymu (trzy wcześniejsze się nie udały).
Patowa sytuacja na Ukrainie
Na Krymie dzień (26.02) rozpoczął się od pokojowych demonstracji: prorosyjskiej oraz Tatarów krymskich. Doszło do szarpaniny, bójek, wybuchów, użycia kamieni i pałek. Dodatkowo nastroje podsycają decyzje Putina, który nakazał przegląd gotowości swoich wojsk.
Sytuacja na Krymie destabilizuje Ukrainę, ale nie można jej demonizować, podkreśla Renik. Zdaniem jednego z charkowskich analityków, to pozycja Tatarów jest mocniejsza, choć stanowią mniejszą grupę, ale są lepiej zorganizowani i pewni swych racji. Krzysztof Renik podkreśla, że Tatarzy krymscy szczególnie nie chcą wracać pod władanie Rosji, bo pamiętają los swoich ojców i dziadów, którzy zostali zesłani do Uzbekistanu i tylko dlatego dziś na Krymie 60 procent ludności stanowią Rosjanie.
Wkrótce w Kijowie ma zostać ogłoszony skład nowego rządu. Znamiennym jest, że zostanie on zaprezentowany na Majdanie. To ukłon w stronę tych którzy walczyli tam przez trzy miesiące, a dziś nie są pewni, że zaufali właściwym ludziom. - Ludzie Majdanu boją się gry o stanowiska w rządzie, nie chcą tego tolerować - mówi Krzysztof Renik. - Parlamentarzyści też zdaja sobie sprawę, że za swoje działania będą odpowiadać przed narodem.
(pj / ac)