Oddział komandosów dostaje zadanie uwolnienia z rąk partyzantów z południowoamerykańskiej dżungli polityków. Na miejscu okazuje się, że ich przeciwnikiem będzie drapieżca z kosmosu. Mało skomplikowana warstwa fabularna w "Predatorze" jest tylko tłem dla efektów specjalnych, które powstały z połączenia starych i nowych technologii.
"RoboCop" - cyborg w slipkach >>>
- Technologiczną nowinką zastosowaną przy realizacji filmu była kamera termowizyjna ukazująca subiektywny punkt widzenia tytułowego potwora - opowiada Krzysztof Kalinowski, specjalista do spraw 3D z Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych. - Szybko jednak okazało się, że obraz z takiej kamery jest zupełnie nieatrakcyjny dla widza, dlatego zdecydowano, że należy wykorzystać rodzaj hybrydy, która będzie łączyć obraz termowizyjny z jakimś innym, udającym termowizyjny.
Żeby zadbać o wiarygodność obrazu i rzeczywistości w nim przedstawioną twórcy "Predatora" zwrócili się do CIA z prośbą o informacje dotyczące tajnych operacji Amerykańskich Sił Specjalnych w Ameryce Środkowej w latach 70. i 80., co pomogło im nakreślić militarną otoczkę filmu. Natomiast spece od castingu zaangażowali do ról amerykańskich komandosów aktorów posiadających nierzadko przeszłość wojskową. Pierwszą gwiazdą, z którą podpisano kontrakt, był Arnold Schwarzenegger. Aktor i były kulturysta wcielił się w rolę głównego bohatera, majora Schaeffera.
Film kręcony był w Meksyku, w udawanej dżungli, w której panowały nieco wyższe temperatury uniemożliwiające wyekstraktowanie ciepłoty człowieka. Żeby temu zaradzić, przed rozpoczęciem zdjęć schładzano dżunglę okładając plan lodem i spryskując roślinność zimną wodą.
Plakat do filmu
Wyzwaniem dla filmowców było też stworzenie niewidzialnego Predatora. - Postać ubrana w czerwony kombinezon poruszała się po planie filmowym i to było nagrywane - tłumaczy ekspert. - Potem z klatek usuwano kolor i w ten sposób powstawał rodzaj maski-szablonu, który w późniejszej obróbce optycznej wypełniany był zdjęciami tła. Wszystko po to, by widz miał wrażenie, że na dalszym planie też się coś jednak znajduje.
W celu jak najbardziej wiarygodnego oddania wszystkich szmerów gęsto porośniętej dżungli, autorzy efektów dźwiękowych udawali się do prywatnych ogródków niedaleko studia, gdzie nagrali niemal całą niezbędną dokumentację dźwiękową. - Jedną z największych trudności sprawiło dźwiękowcom odtworzenie naturalnego bicia serca - mówi gość "Czwartego wymiaru". - Testowano nawet nagrane bicie serca płodu, ale nic nie było satysfakcjonujące. W końcu idealnym rozwiązaniem okazał się wazon z suchymi baziami, które zostały pokruszone, a jeden z członków ekipy filmowej uderzał w krawędzie tego wazonu miękką gąbką.
"Terminator" - jak zrobić coś z niczego? >>>
Efekty specjalne w "Predatorze" były dziełem czterech amerykańskich firm: R/Greenberg Associates Inc., Stan Winston Studio (Winston samodzielnie zajął się charakteryzacją specjalną), Dream Quest Images oraz Howard Anderson Company. Wśród twórców znajdował się Polak, Robert Mrozowski.
(kul/kd)