Na rynku ukazała się jednak właśnie ich kolejna płyta, tym razem "koncertówka" na DVD, nosi tytuł "Piłeś, nie jedz! Czyli sto haftów na minutę". – Ten tytuł wymyśliliśmy w czasie trasy. To był tytuł pierwotny – opowiadają muzycy. – Potem przypadkiem dopiero wyjaśniło się, że będzie "El Concerto in Duppa".
Na płycie znajduje się "jedynie" 28 utworów. – Nie zmieściło się więcej – tłumaczą muzycy. Na zarejestrowanie koncertu panowie z El Dupy mieli bowiem tylko dwie godziny. – O 19 wszedł support, potem my, a tu wchodzi pan organizator i mówi: "ale wiecie, bo tu o 21 dyskoteka jest". No to myślimy: "ale fajnie" i musieliśmy przyciąć trochę utworów – opowiadają muzycy.
Przycięli też scenę. – Była ogromna troszeczkę – opowiada Dr Yry, czyli Krzysztof Radzimski. – Trzeba było horyzont przyciąć, bo był powieszony dla zespołu pieśni i tańca – żartują artyści.
Muzycy szczycą się tym, że na płycie nie ma właściwie żadnych ingerencji technicznych, obróbek, "wygładzania na siłę". Poza tym nie ukrywają, że wystąpienie, które zarejestrowali na DVD to ich najgorszy koncert w życiu. – Najgorszy jaki graliśmy jako El Dupa – śmieją się muzycy. A najgorsze jest to, że tego wcale nie było w planie. – Nigdy nie wiadomo, jak wyjdzie – mówi Jarosław Ważny. – Dopiero pod koniec koncertu okazuje się, jak naprawdę wyszło.
Tym razem też nie było prób przed koncertem, nie było też prób z gośćmi, którzy mieli występować. – Więc oni tak naprawdę wchodzili w kawałki, których nigdy z nami nie grali – mówi Ważny. – Magda przyjechała "z partyzanta" z kartką, wcześniej raz była z nami na scenie, Człowiek-Widmo nigdy z nami tego utworu nie grał, Zacier też pierwszy raz…
Ale mimo wszystko zabawa na scenie i pod sceną – jak zawsze niepowtarzalna. – O to nam zawsze chodzi, to jakiś wymiernik, czy koncert był dobry czy zły – mówi Dr Yry. – Liczy się, jak my się bawimy na scenie, bo sprzężenie zwrotne publiczności do nas, jest czymś niezbędnym. Jeżeli tego nie ma, to możemy w ogóle nie wychodzić na scenę po pierwszym numerze. Więcej o tym, jak wyglądały przygotowania do tego koncertu, a także, dlaczego muzycy nie grają właściwie prób i "w sumie je olewają", dowiesz się z audycji.
Dr Yry jednak, konsekwentnie od początku działania zespołu hołduje dwóm zasadom. Pierwsza: nie muzyka jest w muzyce najważniejsza. Druga: im gorzej, tym lepiej. – Tego się w zespole wymaga od muzyków i według tych zasad powstała ta płyta – pointuje Dr Yry.
(kd)