- Z Wiechem jest jeden podstawowy kłopot – najlepiej ujął to Marek Hłasko – nie wiadomo czy pisał on tak, jak mówiła warszawska ulica, czy też ona mówiła tak, jak pisał Wiech. W międzywojniu pracował on jako sprawozdawca sądowy i tam mógł usłyszeć te słynne pyskówki. Wiech portretował te absurdalne żonglerki językowe, które miały tam miejsce. Ale można się też zastanawiać nad tym, czy przypadkiem ich trochę nie ubarwiał – zauważył krytyk literacki Cezary Polak.
Jego zdaniem był on stylistą i miał świadomość tego jak pisać, żeby zainteresować masy, a jednocześnie przemycić w swoich tekstach ważne treści.
- Wiech uważany jest dzisiaj trochę za takiego parodystę, humorystę, troszeczkę obserwatora i twórcę gwary warszawskiej. Zwróćmy jednak uwagę na to, że on pisał o sprawach strasznych, ale ubierał je w formę żartobliwą. Jan Lechoń uważał, że był on stanowczo niedocenionym pisarzem pierwszej klasy, który zdołał opisać tysiąc razy pijaństwo i mordobicie, ale za każdym razem inaczej – podkreślił w radiowej Jedynce.
W audycji "Wakacyjna Akademia Komedii Literackiej" Cezary Polak zaznaczył, że jego międzywojenne opowiadania portretują także sytuację kobiet i Żydów.
Felietony, humoreski i reportaże Stefana Wiecheckiego były wydawane również w zbiorach, m.in.: "Ja panu pokażę!", "Wiadomo – stolica!", "Helena w stroju niedbałem", "Ksiuty z Melpomeną", "Śmiech śmiechem" i "Dryndą przez Kierberdzia".
Pisał też powieści: "Café »Pod Minogą«" i jej kontynuację "Maniuś Kitajec i jego ferajna".
Wydał też swoje wspomnienia "Piąte przez dziesiąte".
Dla Polskiego Radia nagrał swoje monologi i czytał swoje felietony.
Rozmawiała Magda Mikołajczuk.
(pp)