Dawno, dawno temu, za lasami i górami, w Stach Zjednoczonych narodził się gatunek muzyczny, który do tej pory jest jednym z najważniejszych na świecie. Rapowi "old schoolowcy" do dziś dyskutują na temat tego, od kogo się to tak naprawdę zaczęło. Za jednego z jego prekursorów uważany jest Gil Scott-Heron, który z muzycznymi melorecytacjami swoich wierszy występował już w końcu lat 60.
Za pioniera, jeśli chodzi o klejenie beatów, uznawany jest jamajsko-amerykański producent DJ Kool Herc. Podczas swoich ulicznych występów zauważył, że ludzie najlepiej bawią się w momentach, kiedy nikt nie śpiewa, kiedy są breaki perkusyjne, czyli przejścia między zwrotką i refrenem. Zaczął więc je ze sobą miksować. Podczas takich imprez do podkładów DJ-ja zaczęli nawijać tzw. Mistrzowie Ceremonii.
- To byli ludzie, którzy zaczęli zachęcać innych do zabawy. Oni chwytali za mikrofon i mówili na przykład, że dziś są imieniny tego i tego, więc podnieście ręce do góry. I tak pojawiły się pewne charakterystyczne frazy typu "Put Your Hands in The Air", do których zaczęto rymować - opowiadał DJ Anusz.
Z czasem MC zaczęli układać dłuższe teksty, które dotyczyły szeroko rozumianej zabawy. - Rymowanych tekstów "chłopaki używali" do podrywania dziewczyn, ale też do naigrywania się z czyichś rodziców - opowiadał rozmówca Bartka Wasilewskiego. Badacze, sposób szybkiego wysławiania się przez członków społeczności afroamerykańskiej, określili terminem rap, który oznacza "szybkie czytanie".
W 1979 roku został zarejestrowany utwór grupy Sugar Hill Gang "Rapers Delight", który jako pierwszy rapowy utwór trafił na listy przebojów. Więcej na ten temat dowiesz się słuchając nagrania audycji "Pod lupą".
bch