W Polsce powojennej do początku lat 90. obowiązywała czterostopniowa skala od 2 do 5. Od 1991 roku została poszerzona, dodano ocenę 1, czyli niedostateczną, oraz ocenę 6 - celującą. "Szóstkę" otrzymać mogli uczniowie, którzy wykazali się wyjątkowymi zdolnościami, bądź wybitną wiedzą. Te oceny miały ułatwić sprawiedliwe ocenianie.
- Już jakiś czas temu zgubiliśmy sens tego, co robimy oceniając – mówi i Bartosz Karaśkiewicz, nauczyciel języka angielskiego ze stołecznego liceum im. Joachima Lelewela. – Ocenianie ma służyć między innymi diagnostyce, natomiast można odnieść takie wrażenie, że obecnie służy dowartościowaniu i sprawieniu przyjemności na przykład rodzicom. Widać, że presja młodzieży gimnazjalnej i licealnej na zdobywanie dobrych ocen jest coraz większa. Tylko pytanie, czy za tym stoi rzetelna wiedza… nie zawsze.
Swoje zdanie na temat systemu oceniania w szkołach mają także słuchacze Czwórki. – Część przedmiotów zaliczana jest "za obecność" – skarży się jedna z słuchaczek Czwórki. – Często dostajemy oceny nie za to, co wiemy, tylko za to, czego nie wiemy – wtóruje jej słuchacz. – Bywa, że wykładowcy oceniają nie na podstawie wiedzy, tylko na podstawie tego, jaki mają humor, albo jak się ubieramy – mówi słuchaczka, studentka.
Czy zatem po prostu nie należałoby po prostu znieść systemu ocen? – Nic bardzo złego by się nie stało – mówi Karaśkiewicz w "4 do 4". – Zwłaszcza w przypadku takich przedmiotów, jak nauka języka angielskiego, uczniowie z reguły wiedzą, po co się uczą i że im się ta wiedza po prostu przyda.
Oceniani jednak jesteśmy nie tylko w szkole, ale... właścicie na każdym kroku. Coraz częściej system oceniania stosują w Polsce także pracodawcy wobec swoich podwładnych. – Przodują w tym korporacje, ale coraz więcej rodzimych firm zaczyna wdrażać ten system – mówi Monika Styczyńska, specjalistka ds. zatrudnienia z Menpower Group. – Chodzi o to, by lepiej zarządzać motywacją pracowników.
(kd)