Dlatego młodzi ludzie lgną dziś do izb rzemieślniczych albo cechów, gdzie się szkolą, po 2-3 latach podchodzą do egzaminów czeladniczych, a potem mistrzowskich, by uzyskać tzw. "najwyższy tytuł wtajemniczenia zawodowego".
Największym powodzeniem cieszą się zawody mechanika, piekarza i cukiernika. – Od kilku lat obserwujemy wzrost zainteresowania kształceniem w rzemiośle w trybie dualnym, czyli po pierwsze praktyki w warunkach pracy, a po drugie teorii – tłumaczy Janusz Bańkowski, koordynator ds. oświaty Izby Rzemieślniczej Kurpi, Mazowsza i Podlasia.
To daje młodym pracownikom szerokie możliwości. Z jednej strony są bowiem wciąż uczniami, z drugiej, już zarabiają na własne emerytury. – Chyba jest takie myślenie wśród młodych ludzi, żeby "nie realizować się w jednym zawodzie przez całe życie", albo żeby "widzieć perspektywy zarobkowania i znalezienia się na rynku pracy" – twierdzi Bańkowski.
Najczęściej do egzaminów mistrzowskich podchodzą ludzie, którzy aspirują, by założyć własną działalność gospodarczą. Taki tytuł bowiem respektowany jest nie tylko w Polsce, ale także za granicą. – Nie tylko zresztą w prywatnych zakładach pracy, ale i w państwowych wymagają tego tytułu, bo potrzebują fachowców – tłumaczy inż. Zdzisław Łapiński, dyrektor Izby Rzemieślniczej Kupi, Mazowsza i Podlasia.
Więcej na ten temat dowiesz się, słuchając całego materiału reporterskiego Katarzyny Węsierskiej w audycji "Pod lupą".
(kd)