Lipiec i sierpień to czas wielkiego odpoczynku, czyli kolonii i obozów. Jednak nie wszyscy w latach 70. mogli pozwolić sobie na wyjazdy i wówczas trzeba było zorganizować sobie czas, pozostając w mieście. Ci, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, ochoczo wydawali pieniądze w wesołych miasteczkach. - Najbardziej lubię samochody - opowiada w reportażu pt. "Niewesołe miasteczko" rozmówczyni dziennikarki Polskiego Radia. - To w pewnym sensie przygotowanie, pomoc w opanowaniu techniki, kierownicy, bo niedługo będę zdawać na prawo jazdy - dodaje.
Okazuje się, że młodzi ludzie w tamtym czasie wesołe miasteczka wręcz uwielbiali. - Często tu przychodzimy, jak tylko są pieniądze i czas - mówią uczestniczki zabawy w roku 1972. - Jak się ma pieniądze, to się przychodzi do wesołego miasteczka, a jak nie, to tylko się je ogląda. To nawet przyjemne, tak postać, obejrzeć... My tu jesteśmy co niedzielę - wyznają.
Jeden z rozmówców mówi, że wesołe miasteczko odwiedza niemal codziennie! - Teraz w okolicy nie ma co robić, więc to jedyna rozrywka - dodaje. - A wieczorem to chyba będziemy siedzieć na ławkach i rozmawiać z kolegami…
Największe oblężenie wesołe miasteczka lat 70. przeżywały w weekendy. - Przychodzę tu z koleżankami i poznałam już wielu chłopców - mówi jedna z bohaterek reportażu "Niewesołe miasteczko".
(kd)