Fascynacja Jacka Komudy literaturą XVII wieku zaczęła się, gdy pisarz sięgnął po "Trylogię", autorstwa Henryka Sienkiewicza. Dziś jednak przyznaje, że za prozą wieszcza nie przepada. Wszystko dzięki studiom historycznym. - Od moich profesorów na Uniwersytecie Warszawskim dowiadywałem się wszystkiego o historiach, o których pisał Sienkiewicz – mówi Komuda. – I okazało się, że on się mijał z prawdą, pisał bardzo powierzchownie o relacjach polsko-ukraińskich.
Ostatnia powieść Komudy, czteroczęściowy cykl "Orły na Kremlu" to historia z początku XVII wieku. Pierwsza część ukazała się w 2009 roku, a niedawno światło dzienne ujrzała ostatnia dotychczas książka pt. "Samozwaniec". - Polska była wówczas silnym krajem, wygrywała wojny - mówi gość Czwórki. - A sama wyprawa po koronę moskiewską ma w sobie coś awanturniczego. Jest w niej coś niesamowitego: nagle garstka ludzi z Dymitrem Samozwańcem, który ogłosił się carem, rzuca wyzwanie wielkiej potędze Moskwy i gigantycznej armii.
"Samozwaniec", aut.J.Komuda
To jedna z jasnych kart polskiej historii. Dlatego Komuda przyznaje, że "Orły na Kremlu" pisał, podobnie jak Henryk Sienkiewicz, "ku pokrzepieniu serc". - Miałem dosyć tematu Katynia, kultu smoleńskiego - mówi gość "PorankaOnLine". - Odnoszę wrażenie, że dziś wielu publicystów pisze tylko o tym, jak na przestrzeni lat nas bili, mordowali. Zapomina się, jacy byliśmy wielcy i wspaniali.
Ale czwarty tom pt. "Samozwaniec" napisany został także trochę "ku przestrodze". - Historia kończy się oczywiście rzezią Polaków w Moskwie i upadkiem Dymitra - mówi autor. - Pisząc ją chciałem pokazać, co tak naprawdę zmarnowaliśmy: szansę, by spolonizować Moskwę. Chciałem także zastanowić się, co poszło wówczas nie tak i co mogliśmy zrobić inaczej, by wszystko mogło się dobrze zakończyć.
Autor zapowiada już piątą część serii. - Będzie to "Moskiewska ladacznica", historia samozwańców, którzy pojawiali się po śmierci Dymitra - mówi Komuda.
(kd)