Scorsese to z jednej strony reżyser na wskroś amerykański, a zarazem jeden z tych, w przypadku których na podejście do kina i dobieranej tematyki, wpłynęły imigranckie korzenie. To dziedzictwo kulturowe w jego filmach jest obecne.
- Przede wszystkim jest twórcą nowojorskim, a Nowy Jork nawet przez samych Amerykanów jest uważany za coś specyficznego - zauważa Jakub Majmurek z "Krytyki Politycznej", gość "Na cztery ręce". - Scorsese podobnie jak Brian de Palma, Abel Ferrara czy Woody Allen, jest twórcą organicznie nowojorskim, nierozweralnie z tym miastem związanym. Oczywiście kilka razy wyszedł z niego, pokazał nam Los Angeles czy Boston, ale utożsamiany jest zdecydowanie z Nowym Jorkiem.
Dorastanie najpierw na Manhattanie, a potem w Queens, nie pozostało bez wpływu na charakter Scorsese. Jak sam wspomina, w tych dzielnicach dla chłopców takich jak on, były tylko dwie drogi - mógł zostać księdzem albo gangsterem. Znalazł jeszcze inną ścieżką, w której wspaniale funkcjonuje, ale te dziecięce wspomnienia bezpośrednio przełożyły się na filmową pracę.
- To twórczość, która z jednej strony ma gdzieś podtekst moralistyczny, te księżowskie fascynacje pozostały, ale zarazem przedstawia te amerykańskie ulice nędzy i młodych ludzi próbujących sobie znaleźć na nich swoje miejsce i przestępczością wywalczyć sobie drogę do amerykańskiego snu - kwtituje Majmurek. - To jest taki biegun realistyczny w jego twórczości.
Zobacz także Premiery filmowe w Czwórce<<<
Właśnie taką rzeczywistość Scorsese przedstawił w obrazie "Ulice nędzy" z 1973 roku. Film ten okazał się jego przepustką do wielkiej kariery, podczas której zapisał na swoim koncie tak wybitne produkcje jak "Taksówkarz", "Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Chłopcy z ferajny", "Aviator" czy "Infiltracja". Teraz na ekrany polskich kin wchodzi najnowsza jego produkcja - "Wilk z Wall Street" z Leonardo DiCaprio w roli głównej.
Film jak na razie zbiera niejednoznaczne recenzje. Poza tradcyjnymi w przypadku Scorsese zachwytami, nie brakuje kontrowersji. W pewnym stopniu dotyczą one tego, że reżyser wykorzystał tutaj wiele motywów, które w swojej twórczości już poruszał, tylko osadził w innych okolicznościach.
- Można powiedzieć, że są to "Chłopcy z ferajny" na Wall Street - zauważa autor "Krytyki politycznej". - Tam mieliśmy pętaków, którzy nigdy nie mieli szansy zostać członkami prawdziwych rodzin mafijnych, a tutaj mamy grupę pętaków, chłopaków z niższej klasy średniej, bez wykształcenia w prestiżowych szkołach, którzy postanawiają podbić Wall Street i stają do konkurencji z wielkimi instytucjami finansowymi.
Co istotne i po raz kolejny charakterystyczne dla filmów Scorsese, chociaż bohaterowie zajmują się przekrętami, oszukują ludzi, reżyser stawia ich wcale w nienajgorszym świetle i daje prawo głosu. Wielu osobom się to nie podoba.
- On rzeczywiście w tym filmie pokazuje, że takie postacie są gloryfikowane przez współczesną kulturę, że ich sen o bogactwie i władzy jest powszechnie praktykowany i nie wyjdziemy z tego snu nie przeżywając go samemu - zauważa Majmurek.
Teraz szyscy możemy się przekonać, jak ten amerykański sen i Wall Street ujął Scorsese. Obraz "Wilk z Wall Street" w kinach od 3 stycznia.
(ac)