Popularność przyniosła Ignacemu Gogolewskiemu rola Gustawa-Konrada w "Dziadach" w Teatrze Polskim w reżyserii Aleksandra Bardiniego.
- Bardini miał pomysł, żebym ja zagrał Gustawa, a Stanisław Jasiukiewicz, o 10 lat starszy aktor, zagrał Konrada – to nie byłoby takie złe! Ale losy potoczyły się jednak inaczej - wspominał Gogolewski. - Tak się złożyło, że mnie powierzono premierę. Jasiukiewicz zachorował na obustronne zapalenie ucha środkowego i leżał w szpitalu. Bardini był na granicy rozpaczy, bo cóż ja mogłem pociągnąć jako dwudziestoczteroletni młodzieniec? W owych czasach Gustawa-Konrada nie powierzano aktorom, którzy nie skończyli czterdziestu lat. Po tygodniach prób jednak zdecydowano się, że ja zagram jedną premierę, drugą… Potem graliśmy z Jasiukiewiczem na zmianę, byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni.
Po tej roli przyszła wielka popularność i uznanie. Sławny krytyk Jan Kott porównał młodego aktora do legend polskiej sceny: Józefa Węgrzyna i Juliusza Osterwy. A niewiele brakowało, by Ignacy Gogolewski oblał egzamin do szkoły aktorskiej. Stremowany, nieprzygotowany Gogolewski już człapał zrezygnowany do drzwi, kiedy Jan Kreczmar nakazał mu recytację "Ody do młodości" – z tego miejsca, w którym stał.
- Przeszedłem już tę całą salę i od drzwi, z całą złością, z całą pasją, okrucieństwem – "Młodości! Ty nad poziomy wylatuj!" – to szło lawiną mojego zdenerwowania i wówczas bardzo silnego głosu. Nie przerywali. I to mnie uratowało.
Ignacy Gogolewski wciąż jest aktywny zawodowo. Wśród jego ostatnich ról jest rola Onufrego Ciaputkiewicza w "Grubych rybach" Michała Bałuckiego.
- Kiedy chciałam zrobić "Grube ryby" Baluckiego, pomyślałam o wymarzonej obsadzie do tego spektaklu, którego byłam reżyserem - mówiła Krystyna Janda. - Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to że idealnym Ciaputkiewiczem byłby Ignacy. Bałam się jednak, że nie przyjmie tej propozycji. Zadzwoniłam do niego bardzo ostrożnie i delikatnie tłumacząc, na to mi przerwał w połowie i powiedział "Jak ja się cieszę! Kiedy zaczynamy próby?". Zrobiło mi się bardzo miło, była to dla mnie niespodzianka, jego podejście do pracy, do nas wszystkich, do młodzieży, która debiutowała w tym spektaklu. Młodzi aktorzy przychodzą do niego po poradę, ocenę.
Mając 80 lat Ignacy Gogolewski pozostaje z jednej strony profesjonalistą w każdym calu, z drugiej zaś człoweikiem pełnym ciepła, humoru i dystansu do siebie.
- Ja mam specjalny związek z Ignacym, bo jestem bałwochwalczą wielbicielką jego wczesnych ról - deklaruje Janda. - Na przykład jego rolę w "Braciach Karamazow" uważam za jedną z trzech największych ról, jakie powstały w tym kraju. Ignacy o tym doskonale wie – bo ja mu to ciągle mówię! Sprawia mu też przyjemność, kiedy patrzę na niego i mówię: "Ignacy! Jaki ty byłeś piękny, kiedy byłeś młody! Czy ty to wiesz?" a on się śmieje…
- Popularność przyszła do mnie bardzo szybko, już w pierwszym dziesięcioleciu mojej pracy - wspominał Gogolewski. - Trwała ona może przez drugie dziesięciolecie. Aż kiedyś wszedłem do kawiarni, było to po premierze telewizyjnej "Cyda". Poprosiłem o kawę i panie się szalenie speszyły i zaczęły między sobą szeptać. Pomyślałem sobie: to absolutnie pewne, że oglądały mnie wczoraj w telewizji jako rycerza ze szpadą. Uśmiechałem się więc, żeby ośmielic panie. W pewnym momencie jedna z nich podeszła i dosyć ostro zapytała: "Przepraszam pana bardzo, czy to pan w ubiegłym tygodniu wpisał się do książki zażaleń?!".
Aby posłuchać audycji Tomasza Obertyna i dowiedzieć się, ile słów zawierała jego pierwsza rola w Teatrze Polskiego Radia, o pracy nad rolą, tradycjach teatralnych i o tym, w jakich okolicznościach "wyleniały lis" jest komplementem - wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w ramce "Posłuchaj" poprawej stronie.