"Armageddon" to jeden z pierwszych filmów, który zwrócił naszą uwagę na kosmiczne zagrożenia związane z asteroidami. Na ekranach zagościł niemal 24 lata temu. Oliwia Krettek w cyklu "Filmowo-naukowo" sprawdza czy ma on w sobie więcej prawdy niż "Nie patrz w górę".
Wielka asteroida
- Z jednej strony "Armageddon" jest dużo bardziej dokładny niż "Nie patrz w górę". Mówię o wielkości asteroidy. W "Armageddonie" ma rzeczywiście porządne rozmiary, takie które doprowadziłyby do zagłady ludzkości - mówi dr Anna Łosiak, geolożka planetarna. - Może asteroida nie zniszczyłaby całego życia na Ziemi, ale ludzkość nie przeżyłaby tego. W filmie "Armageddon" ciało niebieskie zbliżające się do Ziemi miało około 1000 km średnicy, czyli jest to wielkości największych znanych asteroid. Nierealistyczne w filmie "Armageddon" jest to, że ludzie dostrzegli asteroidę tak późno - dodaje.
Anna Łosiak zwraca uwagę, że im większa asteroida, tym łatwej jest ją wypatrzeć. Przywołuje zdarzenie z 1800 roku, gdy takie ciało niebieskie zostało dostrzeżone. - Nie jest łatwo to przegapić - podkreśla. - Oczywiście jest to możliwe, ale mało prawdopodobne - dodaje.
Misja na kilkadziesiąt lat
W filmie Michaela Bay'a bohaterowie "dostają" 18 dni na uratowanie planety. To zdecydowanie za mało na zorganizowanie i przeprowadzenie przedstawionej w "Armagedonie" misji. Na to potrzeba co najmniej kilkudziesięciu lat. - Jeśli nie będziemy gotowi, nie zaplanujemy tego, gdy mamy czas, to "jest po nas", gdy nagle dojdzie do takiej sytuacji. 18 dni to nie jest czas, gdy możemy cokolwiek zrobić - zwraca uwagę Anna Łosiak. - Co dwa lata odbywa się Konferencja Obrony Planetarnej, w której biorę udział regularnie. To zebranie naukowców i specjalistów od zarządzania kryzysowego, którzy planują scenariusze na możliwość zderzenia się z asteroida - dodaje.
Podczas takich konferencji jeden z zespołów przygotowuje scenariusz, tworzy wyimaginowaną asteroidę. Uczestnicy konferencji zastanawiają się w jaki sposób uniknąć zderzenia z nią, zagłady i śmierci. - Wnioski zwykle są takie, że jeśli nie mamy kilkudziesięciu lat na przygotowanie się, to nie możemy zbyt dużo zrobić - zdradza geolożka planetarna.
Przesunięcie asteroidy, a nie rozbicie
W "Armageddonie" zaplanowano by asteroidę rozbić na kawałki, a wtedy jej fragmenty magicznie ominą Ziemię . - To tak nie działa. Po takim działaniu nasza planeta zostałaby zasypana gigantyczną ilością trochę mniejszych asteroid, co szczerze mówiąc nie pogorszyłoby sytuacji, ale nie uczyniłaby tej sytuacji lepszą - tłumaczy rozmówczyni Oliwii Krettek. - Według naukowców rozbijanie asteroidy na kawałki to ostateczność. Pierwszym rozwianiem, które się nasuwa, to próba zmiany trajektorii lotu asteroidy. Opcji z wierceniem nie ma, ale zdetonowanie bomb atomowych, by asteroidę "przesunąć", jak w bilardzie, jest realistyczne - dodaje.
"Armageddon" w służbie NASA
W "Armageddonie" mamy więcej fikcji niż nauki. Eksperci z NASA wykazali, że film ma aż 168 błędów, ale za to na koncie 4 nominacje do Oscara, co pokazuje, że temat jest ciekawy i atrakcyjny dla widzów.
Jak się okazuje te filmowe błędy mają też swoje praktyczne zastosowanie w NASA. Film pokazywany jest podczas szkoleń na menadżerów NASA, a zadaniem kursantów jest wychwycenie jak największej liczby nieścisłości.
***
Tytuł audycji: Stacja Nauka
Prowadzi: Maciej Wójcik
Materiał przygotowała: Oliwia Krettek
Data emisji: 28.01.2022
Godzina emisji: 12.32
pj