Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 17.03.2010

PO i PiS powinny zacząć współpracować

Obie partie wspólnie powinny zastanowić się jak usunąć wiele drobnych, ale uciążliwych dla ludzi niedogodności.

Czyżby nowa propozycja powrotu do Po-PiS-u? Poseł PiS Paweł Poncyliusz proponuje w "Sygnałach Dnia", żeby obie partie zaczęły ściślej współpracować.

Poncyliusz ocenia, że 3,5 letni bilans rządów PO jest "Taki sobie, słaby". Więc nadszedł ostatni moment, żeby cokolwiek dobrego zrobić. - To jest ostatni moment, żeby obie partie usiadły i wspólnie zrobiły listę rzeczy do załatwienia w tej kadencji - tłumaczy poseł PiS. Jego zdaniem, potrzebna jest zmiana wielu ustaw. - Czasami drobnych, ale uwierających ludzi - mówi Poncyliusz, który takie niedogodności dobrze poznał w Komisji Przyjazne Państwo.

- Jarosław Kaczyński jest spoiwem dla wielu środowisk związanych z PiS. Bez niego ta partia nie byłaby sobą - oświadczył poseł PiS. I chwali swojego szefa, że jest jedynym w polityce, który potrafi wskazywać sposoby rozwiązywania problemów, a nie tylko je diagnozować. - Chciałbym rozwiązywać konkretne problemy - deklaruje rozmówca Programu Pierwszego.

Paweł Poncyliusz narzeka, że 150 projektów ustaw autorstwa PiS poszło w tej kadencji Sejmu do kosza. - Albo zostały zamknięte w szufladzie, albo zostały przykryte projektami PO - skarży się poseł. Jego zdaniem, to tłumaczy coraz mniejszą aktywność jego partyjnych kolegów. - Ile można pisać projekty, kiedy z góry wiadomo, że pójdą do szuflady - mówi Poncyliusz.

Poseł PiS zapewnia, że w jego partii jest miejsce na różnorodność poglądów. - Ktoś ultraliberalny w sferze moralności nie ma miejsca w PiS. Ale jeśli ktoś ma inne zdanie na temat np. reformy emerytalnej, to spokojnie w gremiach partyjnych może dyskutować - wyjaśnia Poncyliusz. - W tej różnorodności jest siła i piękno - dodaje.

Paweł Poncyliusz jest przekonany, że z prawyborów w PO nic nie wyjdzie. - Już dawno ustalono, że kandydatem będzie Bronisław Komorowski, a Radosław Sikorski został wystawiony "na zająca". Donald Tusk, kiedy rezygnował z kandydowania powiedział, że ma w głowie kandydata. - Pomysł prawyborów narodził się później. Ale Polakom od tych prawyborów nie przybędzie - ocenił poseł PiS w "Sygnałach Dnia".

  • *

    K.G.: Poseł Paweł Poncyljusz, Prawo i Sprawiedliwość, w naszym studiu. Witamy, panie pośle.

    Paweł Poncyljusz: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

    K.G.: Nawet nie wiedzieliśmy o tym smaku z zielonej herbaty.

    P.P.: No właśnie tutaj sobie tak zażyczyłem.

    K.G.: Pomaga? Czy nie przeszkadza?

    P.P.: Mówią, że to dobre na walkę z nowotworami, że oczyszcza te toksyny, które mogą być rakotwórcze w organizmie. Tak że polecam zieloną herbatę.

    K.G.: Spróbujemy.

    P.P.: Cztery parzenia z jednego nasypania.

    K.G.: Panie pośle, mówiąc poważnie, ciekawej analizy stanu Prawa i Sprawiedliwości dokonuje dzisiaj w Gazecie Wyborczej w wywiadzie Marek Migalski, deputowany do Parlamentu Europejskiego, właśnie deputowany Prawa i Sprawiedliwości. Mówi on tak, że problemem PiS-u (zresztą innych partii też) jest biurokratyzacja. „Mamy 20% poparcia, stu pięćdziesięciu posłom fajnie się żyje z polityki, no bo ma się te 10 tysięcy złotych miesięcznie i jest git. Nawet dobrze, że jest się w opozycji, bo nie trzeba niczym się wykazywać. Duża część aparatu PiS-u obrosła w tłuszcz. Im się nie chce chcieć”. Ale na wszelki wypadek Marek Migalski dodaje, że to nie dotyczy jednak Jarosława Kaczyńskiego. Napisałby pan coś takiego, powiedział pan coś takiego?

    P.P.: Znaczy ja to widzę od innej strony, aczkolwiek zgadzam się z jego analizą odnośnie Jarosława Kaczyńskiego, bo wielu po kongresie było rozczarowanych, że jak to, Jarosław Kaczyński znowu jest prezesem. Ja myślę, że Jarosław Kaczyński jest dzisiaj spoiwem dla wielu środowisk zgromadzonych w Prawie i Sprawiedliwości, bez niego tak naprawdę ta partia byłaby nie tą partią.

    Natomiast co do tej administracji, to mi się wydaje, że dzisiaj w ogóle jest problem w polityce, że politycy coraz rzadziej idą do polityki po to, żeby coś realnie zrobić. I to był mój głos po kongresie, że ja chciałbym rozwiązywać konkretne problemy, rozpisywać te problemy na konkretne działania. I uważam, że tędy jest droga. I ten, kto pierwszy w Polsce zacznie to definiować, trochę zmieni oblicze polskiej polityki, to znaczy zacznie przyciągać wyborców, którzy powiedzą: o kurczę, ja mam faktycznie taki problem i to jest jedyny polityk, który mówi, jak go rozwiązać. Nie właśnie w kategoriach górnolotnych jest źle i ktoś jest temu winny, bo to jest tylko diagnoza, ale również potrafi pokazać pewne kroki, dzięki którym będzie lepiej.

    K.G.: A to zdanie, że tych 150 posłów Prawa i Sprawiedliwości, że im się nie chce chcieć? Że wygodnie jest być w opozycji?

    P.P.: Wie pan, prawda też jest taka, Marek Migalski może tego nie wiedzieć, ale jeszcze przez pierwsze 1,5 roku tej kadencji Prawo i Sprawiedliwość złożyło sto kilkadziesiąt ustaw. Większość z nich poszła do śmieci albo została przykryta projektami rządowymi bądź Platformy Obywatelskiej. Z tej perspektywy ile razy może pan bić głową w mur, jak w którymś momencie się panu odechciewa, to znaczy pisze pan ustawy, które ktoś potem wyrzuca do kosza, to od któregoś momentu panu się już nie chce tych ustaw pisać, bo widzi pan, że nic z tego nie wynika. Można pisać do szuflady i mam poczucie, że paru kolegów w tej chwili pisze do szuflady tego typu ustawy, nie wiem, prawo budowlane i tak dalej, bo wie, że jeżeli będzie miało taki projekt gry pod tytułem Prawo i Sprawiedliwość, to wyląduje w koszu. A więc szkoda tego wyjmować. Więc...

    K.G.: Czyli zaczyna się taki moment, że człowiek się zniechęca i tyle?

    P.P.: No, trochę tak jest. Ale też ja uważam, że to jest taki dobry moment, bo z punktu widzenia Platformy Obywatelskiej ten bilans ich rządów 3,5–letnich (mówię o sejmie) jest taki sobie, słaby. I ja uważam, że to jest ostatni rok po to, żeby usiąść z Platformą Obywatelską, a więc żeby i Prawo i Sprawiedliwość, i Platforma Obywatelska w sejmie opisali sobie listę pewnych rzeczy do załatwienia w tej kadencji i przeprowadzili tę całą masę różnego rodzaju zmian ustaw, czasami drobnych, ale które uwierają wielu ludzi. Więc to jest dobry moment, żeby się zreflektować i po trzech latach powiedzieć: no dobrze, może nie za wiele zrobiliśmy, to mamy ostatni rok na przyspieszenie. I ja wierzę w to, że to określenie Marka Migalskiego, że nie chce się chcieć, może jest dla części sejmu adekwatne. Ale myślę, że część jednak posłów czegoś chce.

    K.G.: Czy Prawo i Sprawiedliwość jest partią, która akceptuje różnorodność?

    P.P.: No, myślę, że tak, myślę, że tak, że akceptuje różnorodność. Zależy, w jakim wymiarze, no bo też trzeba do pewnych ram sprowadzić.

    K.G.: No właśnie, do którego momentu mogą być państwo różni w poglądach?

    P.P.: Nie no, na pewno jeżeli są to poglądy daleko odchodzące od takich... od poglądów partii konserwatywnej, no to na pewno jeżeliby ktoś chciał być jakiś ultraliberalny w sferze moralnej, no to wiadomo, że nie bardzo ma miejsce w Prawie i Sprawiedliwości. Natomiast jeżeli to są różnice zdań na temat tego, jak ma wyglądać, nie wiem, reforma emerytalna, jak ma wyglądać reforma zdrowia, to myślę, że dzisiaj się różnimy i w tej różnorodności też jest siła i piękno.

    K.G.: Czego pan się spodziewa po niedzielnej debacie Bronisława Komorowskiego i Radosława Sikorskiego?

    P.P.: Znaczy ja mam takie poczucie, że w ogóle te całe prawybory są takim opium dla mas, to znaczy my się tym podniecamy, moim zdaniem to już dawno było przesądzone, że to jest Bronisław Komorowski, a trochę został na zająca wystawiony Radosław Sikorski. No i cała opinia publiczna się podnieca tym, czy ten, czy ten, czy jeden drugiemu coś tam dopowie i dopiecze. Moim zdaniem nic z tej debaty jakiegoś szczególnego nie wyjdzie. Poszczególni kandydaci gdzieś półgębkiem między zdaniami takimi kąsającymi się nawzajem mówią, jak sobie wyobrażają swoją prezydenturę, natomiast to jest taki trochę konkurs stroszenia ogona, no i teraz każdy pokazuje ten ogon, jaki jest puszysty, jak uczesany, a niewiele w tym jest rzeczywistości, tym bardziej że jak Donald Tusk rezygnował z kandydowania, to mówił: „mam w głowie kandydata”. Po dwóch tygodniach okazało się, że go nie ma, tylko ma do zaproponowania prawybory. No, rozumiem, że tym się zajmuje dzisiaj Platforma i niestety połowa społeczeństwa. Może dlatego, że (...) nic więcej...

    K.G.: Może chodzi o to słowo „niestety”.

    P.P.: Znaczy niestety, bo... Dobrze, że pan o to pyta, bo moim zdaniem dzisiaj Polacy żyją problemem kolejek do lekarza, bezrobociem, obniżoną pensją, która od roku nie wzrasta pomimo tego, że Polska jest „zieloną wyspą na oceanie czerwoności”, mówię tu o rozwoju gospodarczym. No, to są realne problemy dla Polaków, a czy ten ogon jest bardziej nastroszony, czy ten bardziej puszysty, to Polakom nie przybędzie. Nie wiem, pracownikowi FSO nie przybędzie z tego powodu w portfelu.

    K.G.: No właśnie, taka sprawa, o której się mówi, ale bardzo mało jakby, może nieistotna, nie wiem, może pan, panie pośle, ma inne zdanie na ten temat. Oto nasz kraj musi zwrócić Unii 92 miliony euro z dopłat dla rolników z powodu braku wystarczającej kontroli. Taka drobna w sumie informacja. 92 miliony euro, licząc po kursie, no, 4 złote dla równego rachunku, to jest 368 milionów złotych. A to już nie jest mała kwota.

    P.P.: No, jeśli tak jest, to to jest jakaś bardzo zła wiadomość. Ja nie wiem, do tej pory nie docierały do mnie tego typu informacje. Ale to bardzo zła wiadomość. Mam nadzieję, że też Donald Tusk potrząśnie całą administracją odpowiedzialną za wydawanie pieniędzy rolniczych, a przypominam, że to są co najmniej dwie agencje, co jest też paradoksem, bo jedne pieniądze wydaje Agencja Rynku Rolnego, druga Agencja Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa, więc mamy dwie agencje płatnicze. Jak się okazuje, z tej wielości tylko kłopoty.

    K.G.: To się wydaje taka sprawa, która mogłaby być załatwiona bez względu na to, czy pan jest z partii X, Y czy Z.

    P.P.: No więc ja dokładnie do tego, panie redaktorze, dzisiaj dążę, żebyśmy w Polsce potrafili w grupie polityków, którzy mają pewien potencjał (ja nie wiem, czy ja go mam, ale na pewno wielu moich kolegów w Prawie i Sprawiedliwości go ma), żeby usiąść i porozmawiać o tych problemach, które naprawdę jesteśmy w stanie załatwić. I na przykład optymalnie... znaczy nie wiem, zredukować tę administrację do tego poziomu, na przykład w wydawaniu pieniędzy rolniczych, żeby żadne pieniądze nie przepadały, bo jak się okazuje, ta ilość czy mnożenie tych bytów nie przekłada się na skuteczność wydawania pieniędzy. Już nie mówiąc o tym, co się dzieje w pieniądzach na innowacyjną gospodarkę czy środowisko, czyli infrastruktura i środowisko, tu jest blado jak na razie, o czym też mówiliśmy.

    K.G.: Skoro wspomniał pan o potencjale, czy ma pan zamiar wykorzystać swój potencjał w najbliższych wyborach samorządowych?

    P.P.: Nie jest tajemnicą, że jestem na liście takich kandydatów, ale to partia musi zdecydować. Niektórzy mi wróżą, że po tym nieszczęsnym twitterze moje szanse znacznie się osłabiły, ale ja powiem tak – dzisiaj ważne jest to, czy polityk taki jak ja jest do wykorzystania i do nakierowania moich chęci na jakieś konkretne działania. A czy to będzie kandydowanie w Warszawie, czy to będą inne rzeczy, to czas pokaże, partia zdecyduje.

    K.G.: A jednak. Poseł Paweł Poncyljusz, Prawo i Sprawiedliwość. Dziękujemy za rozmowę.

    P.P.: Kłaniam się, dobrego dnia.

    Wiesław Molak: Panie pośle, jeszcze sms od naszej słuchaczki z Warszawy, pani Katarzyna: „Panie pośle Poncyljusz, może by pan zdjął swój plakat wyborczy. Wisi w Alejach Ujazdowskich”. (...)

    P.P.: Informuję panią, że to są okna mojego biura poselskiego, tak że proszę się aż tak bardzo nie przejmować tym plakatem.

    (stenogram: J.M.)