Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 23.02.2010

Nie mam żadnej wiedzy

Współpraca z CIA nie była domeną ministerstwa obrony. Nie mam żadnej wiedzy o lotach Agencji do Polski.

Współpraca z CIA nie była domeną ministerstwa obrony, Nie mam żadnej wiedzy o lotach Agencji do Polski - zapewnia w "Sygnałach Dnia" wicemarszałek Sejmu z SLD Jerzy Szmajdziński. W czasie, kiedy w Polsce lądowały maszyny amerykańskiego wywiadu był ministrem obrony narodowej.

Jerzy Szmajdziński na każde pytanie odpowiadał "nie mam żadnej wiedzy". Przyznał, że nie jest tajemnicą, iż samoloty CIA lądowały w Polsce, ale zapewnił, że zajmował się tym Urząd Ochrony Państwa i Agencja Wywiadu, a nie MON.

- Najpilniejszą sprawa dla mediów publicznych jest zapewnienie finansowania - mówi wicemarszałek. Zapewnia, że każdego dnia posłowie SLD apelują do marszałka, żeby jak najszybciej skierował pod obrady projekt lewicy, regulujący sprawy finansów mediów publicznych. - Na razie projekt jest w konsultacjach w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji - informuje rozmówca "Sygnałów Dnia".

*

  • Krzysztof Grzesiowski: Wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej Jerzy Szmajdziński w naszym studiu. Dzień dobry, panie marszałku.

    Jerzy Szmajdziński: Kłaniam się, dzień dobry.

    K.G.: Zanim zaczęliśmy rozmawiać na antenie, powiedział pan: „Wiem, co będzie”, tak?

    J.S.: [śmieje się]

    K.G.: Czyli co? Helsińska Fundacja Praw Człowieka i informacje o lądowaniu samolotów amerykańskich w Szymanach w 2003 roku. Przypomnijmy: pan był szefem resortu obrony od października 2001 do października 2005 roku, zatem musiał pan o tym wiedzieć.

    J.S.: A to pan skąd wie, że ja musiałem wiedzieć?

    K.G.: A nie wiedział pan.

    J.S.: Współpraca z CIA to nie jest domena Ministerstwa Obrony Narodowej, tylko Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu w konsekwencji. Więc nie posiadam żadnej wiedzy i mówię to od tylu lat, ilu ta sprawa krąży. Minister obrony narodowej nie posiada w tej sprawie żadnej wiedzy i nie będę używał formuły, którą ostatnio z upodobaniem stosował premier: „Nie zachowałem nic w swojej pamięci”.

    K.G.: Panie marszałku, Rzeczpospolita 15 kwietnia 2009 roku, artykuł, jak rząd i służby kamuflowały loty, cytat: „Za każdym razem Ministerstwo Obrony Narodowej (czyli resort, którym pan kierował) pisało, że samolot przewozi ważny sprzęt wojskowy. Część dokumentów podpisał Jerzy Szmajdziński, część jego zastępca, prawdopodobnie Janusz Zemke. Ani jeden, ani drugi nie miał dokładnej wiedzy o tym, co jest w tych samolotach”. Czy pan się zgadza z tym fragmentem?

    J.S.: Nie ma żadnej wiedzy w tej sprawie.

    K.G.: A czy wie pan, co oznacza status samolotu „state”?

    J.S.: Proszę pana, zostawmy to, nie mam żadnej wiedzy w tej sprawie i nie zamierzam o tym dyskutować. Prowadzone jest...

    K.G.: Jest pan kandydatem na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej, panie marszałku.

    J.S.: No i co z tego?

    K.G.: Te pytania będą padały.

    J.S.: No to padają, to odpowiadam: nie mam żadnej wiedzy w tej sprawie. Ministerstwo Obrony Narodowej, Wojskowe Służby Informacyjne w pewnym zakresie miały współpracę z CIA, ale współpraca z CIA nie była domeną Ministerstwa Obrony Narodowej, koniec, kropka. Taka jest prawda. Co ja będę tutaj tworzył. Pan będzie mnie pytał, a ja co będę... Odpowiadam ty...

    K.G.: „Nie wiem, nie pamiętam”.

    J.S.: Nie, proszę pana, ani „nie zachowałem w swojej pamięci”, tylko po prostu nie mam żadnej wiedzy, bo tę wiedzę posiadają osoby, które były do tego uprawnione i nie są to osoby z Ministerstwa Obrony Narodowej.

    K.G.: Czyli na poziomie ogólności – minister obrony nie musi wiedzieć o takich rzeczach?

    J.S.: Minister obrony narodowej nie, nie musi wiedzieć o takich rzeczach.

    K.G.: Hm. Czyli pytanie o to, czy tymi samolotami byli przewożeni więźniowie, będzie potraktowane tak samo. Rozumiem.

    J.S.: Proszę pana, od kilkunastu miesięcy w tej sprawie na wniosek premiera Tuska postępowanie prowadzi prokuratura. Żadną sensacją nie jest to, że była współpraca między służbami polskimi a amerykańskimi, to żadna sensacja. Żadną sensacją nie jest również to, że lądowały samoloty w Szymanach. Koniec, kropka.

    K.G.: Ale to zdanie pan podtrzymuje: „Więzienie obcokrajowców na polskim terytorium byłoby nielegalne”.

    J.S.: Tak, oczywiście.

    K.G.: Bo to pana słowa.

    J.S.: Tak.

    K.G.: Dobrze. „Kandydat na prezydenta Rzeczpospolitej Jerzy Szmajdziński nie jest kandydatem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a kandydatem szerokiego porozumienia” – to słowa szefa SLD Grzegorza Napieralskiego z ostatniej soboty. Chciałem zapytać o to szerokie porozumienie. Jak ono jest szerokie i kogo obejmuje?

    J.S.: Unię Pracy w pierwszej kolejności, związki zawodowe, stowarzyszenia, organizacje – i takie, które mają charakter centralny, i takie, które mają charakter lokalny – Demokratyczna Unia Kobiet, Federacja Związków Zawodowych Pracowników Przemysłu Lekkiego, Stowarzyszenie „Pokolenia”, wiele, wiele innych, dzisiaj dwadzieścia podmiotów, trwają prace, rozmowy jeszcze z kilkunastoma istotnymi podmiotami, co pokaże, że wokół Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a może bardziej wokół kandydata na prezydenta jest porozumienie wszystkich najistotniejszych sił polskiej lewicy i centrolewicy.

    K.G.: Bo teoretycznie jest tak, że jest pan kandydatem Sojuszu, tak? Ale – co ciekawe – ma pan, jeśli pan będzie wybrany prezydentem, podejmować decyzje niezależnie od decyzji partyjnych. To też Grzegorz Napieralski.

    J.S.: Tak jest. I pierwszy raz szef jakiejkolwiek...

    K.G.: A czy to jest na użytek publiczności, czy tak naprawdę ma być? (...)

    J.S.: Po raz pierwszy 19 grudnia to powiedział Grzegorz Napieralski, czyli w momencie, w którym partia podejmowała decyzję, że taką reprezentuje postawę, że to nie może być kandydat wyłącznie Sojuszu Lewicy Demokratycznej i nie jest to kandydat, a w przyszłości być może prezydent, który będzie wykonywał polecenia przewodniczącego partii czy partii.

    K.G.: Pan mówi o wyniszczającym konflikcie Platforma Obywatelska – Prawo i Sprawiedliwość, na tym poziomie. Poszukiwania kandydatów na prezydenta czy też wręcz wyborów prezydenckich, pan uważa, że na tym tle Sojusz Lewicy Demokratycznej odzyskuje zaufanie. Ile w tym prawdy? Bo tak patrząc po sondażach, to...

    J.S.: Sondaż prawdziwy będzie 19, 26 września lub 3 października, wtedy, kiedy się odbędą wybory. Natomiast z całą pewnością ta integracja lewicy, intensywna kampania, to wszystko może pomóc w przełamaniu kryzysu zaufania, wiarygodności. Myślę, że możemy przekonać rodaków i tę ich część, która poparła Platformę Obywatelską, aby odsunąć PiS od władzy, że warto wrócić do lewicy, warto wrócić do korzeni i warto wrócić do podstawowych centrolewicowych i lewicowych wartości.

    K.G.: Tak się zastanawiam, czy pan... tak codziennie to może przesada, ale zastanawia się nad swoimi realnymi szansami w wyborach i czy czasami stawia sobie pan pytanie: a po co właściwie ja to robię?

    J.S.: Wie pan, to... [śmieje się]

    K.G.: Takie ludzkie pytanie, no. W końcu z kim jak z kim, ale sam ze sobą człowiek przeważnie rozmawia szczerze.

    J.S.: [śmieje się] Decyzję podjąłem 19 grudnia z wszystkimi konsekwencjami tej decyzji, czyli z konsekwencjami, które polegają na bezustannej jeździe po kraju, myśleniu o tym, jaki przekaz przedstawiać, jaką wizję prezydentury, prezydentury służącej obywatelom. I prezydent jako rzecznik obywateli w stosunku do tej części władzy, która jest pełniejsza, do tej 85-procentowej władzy, jaką jest rząd. A jednocześnie prezydent porozumienia, dialogu, konsensusu, nie kłótni, nie swarów i sporów o rzeczy trzeciorzędne, czwartorzędne, bez znaczenia, o wizję Polski, o jej miejsce w Europie i w świecie.

    K.G.: Powiedział pan jeszcze przed wejściem do studia, że po tych ostatnich spotkaniach doszedł pan do wniosku, że mieszkańców naszego pięknego kraju czasami interesują nieco inne rzeczy, jak wydaje się czy to wam, politykom, czy nam, dziennikarzom. Rzecz nie w tym, jak będzie wyglądała reprezentacja naszego kraju, którzy przywódcy pojawią się na uroczystościach katyńskich, jak przebiegają przesłuchania przed sejmową komisją śledczą do spraw afery hazardowej, a ludzi interesuje dostęp do szerokopasmowego Internetu, tak?

    J.S.: Tak jest, i to było spotkanie w Puńsku i o tym, co jest najważniejsze dla władz gminy Puńsk, gdzie ona jest w części Polacy, w części Litwini, znakomicie współpracują. Polska tutaj pokazuje, w jaki sposób należy traktować mniejszość. I tam, dla tych władz najważniejsze jest to, żeby szybko załatwić dostęp do szerokopasmowego Internetu. No, to pokazuje zupełnie nowe zapotrzebowanie, a jednocześnie konieczność, konieczność, która może zdecydować o podniesieniu Polski na wyższy poziom cywilizacyjny. To może mieć ogromne, pozytywne znaczenie dla nas, dla naszego samopoczucia, dla idei przyjaznego państwa, w którym nie będzie kontaktu z urzędnikiem, tylko będziemy sprawy załatwiać przez Internet. Już pomijam wszystkie walory edukacyjne wyrównujące szanse bez względu na to, gdzie kto mieszka i z jakiej rodziny pochodzi.

    K.G.: Jeszcze jedna kwestia, panie marszałku. W sejmie już jest, podobno na razie tylko u szefa klubu parlamentarnego Platformy Grzegorza Schetyny, projekt ustawy medialnej przygotowany przez twórców. Przypomnę: założyli oni Komitet Obywatelski Mediów Publicznych. Pan powiada, że można by się nad tym projektem pochylić, ale najpierw trzeba zrobić coś innego, tak?

    J.S.: Otrzymałem od Jacka Żakowskiego...

    K.G.: Jednego z uczestników tego Komitetu.

    J.S.: Jednego z twórców, tak. To jest interesujący projekt, ale najpilniejszą dzisiaj sprawą jest zapewnienie finansowania, zlikwidowanie de facto abonamentu, bo wiele milionów ludzi zostało uwolnionych od tego obowiązku, a to są te grupy, które płaciły, czyli emeryci, renciści, najbardziej zdyscyplinowana część naszego społeczeństwa. I dzisiaj z kilkuset milionów grozi poziom stu – stu kilkudziesięciu milionów, tylko niewystarczający do utrzymania w pierwszej kolejności radia publicznego. Więc alarmujemy każdego dnia marszałka sejmu, żeby nie zwlekał i żeby odbyło się pierwsze czytanie ustawy, która zagwarantuje minimalnym poziom finansowania mediów publicznych. To jest najpoważniejszy sprawdzian, czy politycy chcą naprawdę, żeby były media publiczne, czy tylko o tym mówią.

    K.G.: Odzew ze strony marszałka?

    J.S.: No, że w tej chwili projekt został skierowany do konsultacji do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. No to z tego miejsca apeluję do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, żeby nie czekała na pełny czas miesięczny, tylko niezwłocznie przedstawiła swoją opinię do sejmu.

    K.G.: Jerzy Szmajdziński, Wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej, gość Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo.

    J.S.: Kłaniam się.

    (stenogram: J.M.)