Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 29.05.2009

Sprawa Olewnika – to nie była ignorancja organów ścigania

To, co działo się w operacyjnych czynnościach prowadzonych przez policję - powoduje, że włosy dęba stają.

Henryk Szrubarz: Kolejny gość w naszej audycji – Zbigniew Wassermann z Prawa i Sprawiedliwości. Dzień dobry.

Zbigniew Wassermann: Dzień dobry.

Jacek Karnowski: I wiceprzewodniczący komisji badającej sprawę Olewnika także. Dzień dobry, panie pośle.

Z.W.: Dzień dobry.

J.K.: No i wczoraj kolejne posiedzenie komisji. Pytanie: czy pan już wie więcej, już pan wie, gdzie tam był główny błąd, na czym polegało zaniedbanie największe?

Z.W.: Tu trzeba zachować ostrożność, odpowiedź na takie pytanie będzie możliwa pod koniec prac komisji. Ja wiem rzeczywiście więcej, dlatego że zapoznałem się z ogromnym materiałem zgromadzonym przez prokuraturę. Mamy do dyspozycji grubo ponad 100 tomów akt, każdy po 200 stron. Ogromna ilość materiału. Ale ciekawych informacji dostarcza bezpośredni kontakt teraz z prokuratorami, bo od nich zaczęliśmy. Wczoraj było przesłuchanie, podczas którego pani prokurator powiedziała...

J.K.: Prokurator Katarzyna Kazimierczak.

Z.W.: Tak.

J.K.: Przez dwa miesiące prowadziła sprawę na dość wczesnym etapie.

Z.W.: To też jeszcze do tego wrócimy. Powiedziała: tu nie chodziło o okup. Tu chodziło o udręczenie pokrzywdzonych. To jest bardzo głęboka myśl.

J.K.: To chodziło o przejęcie biznesu?

Z.W.: Poczekajmy z tym do końca sprawy. Okup był zapłatą dla wykonawców, ale tam chodziło o coś więcej. Ja mam pewne tezy, ale chciałbym się z nimi powstrzymać. Ta sprawa jest taką wizytówką nieudolności organów ścigania, gdzie ceną za tę nieudolność jest ludzkie życie. W tym szaleństwie jest metoda. Pan redaktor zwrócił uwagę na to, że kiedy ta sprawa po 13 miesiącach udawania, że jest prowadzona, więcej – tak rażących błędów, że można to jako podręcznikowe antyśledztwo potraktować, trafiła wreszcie do prokuratury okręgowej i tam się pojawili prokuratorzy, którzy wiedzieli, o co chodzi. Mało tego...

J.K.: Mieli wolę działania, tak.

Z.W.: Oni mieli wolę działania, bardzo pan to trafnie ujął. Jeden prowadził sprawę dwa miesiące i sprawę mu zabrano, po czym delegowano go do wydziału przestępczości zorganizowanej, najbardziej właściwego dla tej sprawy, ona od samego początku tam powinna być, bo przecież grupa zorganizowana dokonuje uprowadzeń, a nie do prokuratury najniższego stopnia, gdzie prokurator stając przed komisją, mówi: ja nigdy w życiu z taką sprawą nie miałem do czynienia, ja się tak naprawdę uczyłem czytając książkę, uczył się...

J.K.: No ale to co, panie ministrze? Wygląda to na to, że ktoś wysoko w prokuraturze czy ktoś mający wpływ na kogoś wysoko postawionego w prokuraturze pilnował, by ta sprawa właśnie nie żyła, by ona gdzieś tam dogorywała?

Z.W.: Gdybym miał teraz stawiać wersję, to bym powiedział, że są możliwe takie – ktoś mógł wykonywać inercję prokuratury, no, w takim ona stanie w niektórych swoich strukturach jest, ale też ktoś mógł pisać scenariusz, ktoś mógł inicjować pewne działania.

H.S.: A co jest pana zdaniem bardziej prawdopodobne?

Z.W.: No, jestem ostrożny, prawnikiem, prokuratorem wiele lat, wolałbym takie opinie wydawać po zebraniu materiału.

H.S.: Ale przyzna pan, że ta nieudolność, jak pan to określił, jest zastanawiająca.

Z.W.: Ta nieudolność w pewnym momencie przechodzi w intencje i to mnie bardzo niepokoi. To jest sytuacja, bo myśmy nie skończyli historii tej sprawy, pierwszy prokurator w okręgowej prokuraturze w Warszawie po dwóch miesiącach sensownego nadania biegu idzie do biura przestępczości zorganizowanej, ale sprawę mu każą zostawić. On tę sprawę zostawia, przychodzi następny prokurator, też wie, o co chodzi, i też jest tylko dwa miesiące. Po tym prokuratorze jest trzeci prokurator, on ma już sprawę znacznie dłużej. Moim zdaniem popełnia szereg błędów. Nie chcę tu w tej chwili rozwijać tematu, ale co mnie zastanawia? On się decyduje na zatrzymanie i przedstawienie zarzutów Kościukowi. Pamiętna postać, jeden z tych, którzy się powiesili.

J.K.: Skazany potem, tak.

Z.W.: A przełożeni mówią mu: „Nie ma zgody. Nie ma zgody, my uznajemy, że dowody są za słabe”. Niewiele czasu później Kościuk zostaje aresztowany. Decyzja o przedstawieniu zarzutu innemu uczestnikowi tej sprawy i wyłączenie tej sprawy i skierowanie do sądu o wyłudzenie pieniędzy na szkodę Olewnika. Ale przecież to jest kolejny sprawca i prokuratura za kilka miesięcy prosi sąd o zwrot tej sprawy i włącza ją z powrotem w nurt głównej sprawy. A sprawa policji – przecież przez te 13 miesięcy sprawę prowadzili policjanci z miejsca zdarzenia, wśród których byli ci, którzy imprezowali wówczas z Olewnikiem.

J.K.: W dniu porwania, w noc porwania.

Z.W.: Było bardzo dużo sygnałów, że z policji ciekną pewne informacje. To, co działo się w operacyjnych czynnościach prowadzonych przez policję, to powoduje, że stają dęba włosy. I to jest ta okoliczność, która bardziej pozwala mi odpowiedzieć na panów pytanie, że to nie jest przypadek, że to nie jest ignorancja.

H.S.: Że to nie jest zwykła nieudolność, tak?

Z.W.: Ta teza jest bardzo prawdopodobna.

J.K.: Panie ministrze, to jest też ważne pytanie o sposób prac tej komisji śledczej. Różne doświadczenia z komisjami od bardzo udanych, które przeszły do historii, po takie komisje powoli dogorywające we wzajemnych kłótniach. Tu sytuacja jest szczególna, ponieważ jest rodzina, która straciła syna w strasznych okolicznościach, i tu sobie nie może komisja pozwolić na jakieś awantury polityczne.

Z.W.: My mamy świadomość tego, że ta sprawa jest także rozwiązaniem problemu na przyszłość w tego typu sprawach. Nawet nie na przyszłość, ja myślę, że dzisiaj znaleźlibyśmy co najmniej kilka, kilkanaście tego typu spraw.

J.K.: Ale są, do mediów się zgłaszają ludzie, mówią: słuchajcie, zajmujecie się Olewnikiem, a tymczasem ja straciłem syna...

Z.W.: Tak jest.

J.K.: ...nikt nic nie zrobił.

Z.W.: Problem polega na tym, że załatwienie jednostkowej sprawy nic nie zmieni, ale komisja nie jest po to, żeby zastąpić prokuraturę. Komisja jest po to, żeby spowodować, żeby w prokuraturze takie rzeczy (...)

J.K.: Czyli będzie taki raport końcowy, który na przykład wystosuje zalecenia reformujące?

Z.W.: Zdecydowanie, takie jest nasze zadanie. Będzie raport, będzie odpowiedzialność polityczna tych... jeżeli ustalimy, że stoją za tym ludzie ze świata politycznego, będą sugestie rozwiązań prawnych. Przecież w tej chwili trwa praca nad projektem zmiany ustawy o prokuraturze. Nie chcę krytykować tego, bo nie po to tutaj przyszedłem, ale przecież tam chodzi o niezależność prokuratora. Mówiłem o tym przypadku – prokurator mówi: ja chcę temu człowiekowi zarzut przedstawić. Jego przełożony jeden, jego przełożony drugi, szef prokuratury, cztery osoby pochylają się nad tym, mówią: nie, my ci nie pozwalamy to zrobić. No to prokurator jest człowiekiem, który jest wykształcony, skończył aplikację, ma doświadczenie, musi brać także odpowiedzialność za to, co robi. I to jest pytanie, bo te propozycje w nowej... projekcie ustawy o prokuraturze tę niezależność jeszcze bardziej ograniczają.

J.K.: Panie ministrze, a jak pańskim zdaniem, ile to potrwa, prace komisji? Bo materiał jest ogromny.

Z.W.: Ja słuchając optymistycznych wypowiedzi, myślałem sobie: no, trzeba jednak mieć pewne pojęcie, co to jest praca prokuratorska, bo komisja to jest taka quasi–prokuratorska praca. Ja sądzę, że rok czasu, jeżeli będziemy bardzo sprawni, jeżeli nie będą nam utrudniane postępowania, bo ja też przewiduję tutaj różne sytuacje, czym bardziej będziemy wkraczać w te sfery motywów postępowania, bo to jest bardzo ważne...

J.K.: Tak, tak.

Z.W.: Na to prokuratura dotychczas wcale specjalnie uwagi nie zwracała.

J.K.: Panie ministrze, jeszcze... przepraszam, że przerywam, zmiana tematu. No, sprawa taka, która była otoczona dużą porcją śmiechu, że tak powiem – wanna, słynna wanna Wassermanna. Wczoraj wygrał pan proces w II instancji z przedsiębiorcą budowlanym.

Z.W.: Panie redaktorze, śmiech zabija, proszę wziąć to pod uwagę. Dzisiaj się do ludzi nie strzela, ludzi się nie sztyletuje. Ludzi się zabija szyderstwem, kpiną, dyskredytacją. To była taka próba. Ja mam świadomość tego, że tam pewne błędy popełniłem, ale też mam świadomość tego, że parę lat pracuję w pierwszej linii walki z przestępczością, w sferze bezpieczeństwa, zajmuję się służbami. Trzeba się było liczyć, że mogą być różne reakcje.

J.K.: Czy sąd przyznał panu rację, że...

Z.W.: To nie tylko sąd przyznał mi rację w tej sprawie, bo sąd skazał wykonawcę karnie...

J.K.: Że była źle wykonana, tak.

Z.W.: Skazał go na karę pozbawienia wolności, że sfałszował dziennik budowy, wpisując prace, których nie wykonał.

J.K.: Bo to było tak, że pan mówił, że tam było ryzyko śmierci, porażenia prądem...

Z.W.: Naturalnie, były ekspertyzy...

J.K.: ...a przypisano panu intencje takiego pieniactwa, tak?

Z.W.: Panie redaktorze, podziwiam prokuraturę, która chciała w tej sprawie całkowicie umorzyć postępowanie. Sąd na to nie pozwolił. Wygrałem tę sprawę we wszystkich płaszczyznach – i karnych, i cywilnych.

J.K.: I to jest kropka. Dziękujemy bardzo, panie pośle, panie ministrze.

Z.W.: Dziękuję.

H.S.: Zbigniew Wassermann, Prawo i Sprawiedliwość, w Sygnałach Dnia.

(J.M.)