Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 10.01.2008

Nie procedura, a sposób wykonania

Należy zaczekać do wykonania ustawy [medialnej], a nie spoglądać wyłącznie na zapisy, dlatego że może być to mocno mylące.

Jacek Karnowski: Bogdan Zdrojewski, Minister Kultury, poseł Platformy Obywatelskiej. Dzień dobry, panie ministrze.

Bogdan Zdrojewski: Dzień dobry państwu, dzień dobry panom.

J.K.: Panie ministrze, dziś konsultacje w Pałacu Prezydenckim w sprawie zdrowia, jutro Rada Gabinetowa. Prezydent wchodzi do gry, czy reaguje na wezwanie lekarzy? Jak pan ocenia ten udział głowy państwa w całej debacie o służbie zdrowia?

B.Z.: Prezydent, nie ulega wątpliwości, ma prawo ingerować w sferę aktywności społecznej, zwłaszcza tam, gdzie uważa, że są problemy, a te problemy w służbie zdrowia widoczne są gołym okiem. One narastały od wielu, wielu lat, niewiele robiono w tej materii, w związku z tym, oczywiście, nie należy się dziwić, że wielkie instytucje państwowe, a do takich instytucji konstytucyjnych należy głowa państwa, interesuje się służbą zdrowia. Natomiast, oczywiście, od czasu do czasu w tych komentarzach pojawia się pytanie: dlaczego dopiero teraz, dlaczego dopiero wówczas, kiedy na czele rządu stoi premier Donald Tusk to zainteresowanie się pojawia, a nie pojawiało się pół roku temu, wtedy, kiedy na czele rządu stał Jarosław Kaczyński?

J.K.: Ale można też powiedzieć, że skoro prezydent wkracza, to rząd sobie nie radzi samodzielnie.

B.Z.: No, przedtem sobie nie radził i było to widać gołym okiem, a w tej chwili podejmuje próby poradzenia sobie i to też widać gołym okiem.

J.K.: Czy pozycja minister Kopacz jest rzeczywiście tak słaba, jak to wynika z relacji medialnych? Pewną nerwowość rządu widać gołym okiem, nie trzeba źle życzyć Platformie, żeby widzieć choćby to, że premier jest poirytowany, że w sposób taki nieco bardziej opryskliwy odpowiada na pytania dziennikarzy, nie ma tego uśmiechu, który do tej pory tak często był obecny.

B.Z.: To będzie moja osobista refleksja, ale według mojej oceny pozycja pani minister Kopacz jest bardzo mocna. Gdyby było inaczej, nie byłoby specjalnych posiedzeń zespołu rządowego poświęconego służbie zdrowia i nie byłoby zaufania do wprowadzenia jednak tą furtką sejmową trzech ustaw. Natomiast czym innym jest pozycja pani Kopacz, jej ogromna determinacja, żeby jednak ten temat podjąć, a czym innym jest sytuacja zewnętrzna. Ta sytuacja zewnętrzna rzeczywiście nie jest pod kontrolą i trudno sobie wyobrazić, aby sytuacja w służbie zdrowia w obecnych warunkach była pod kontrolą. Czego innego domagają się lekarze, czego innego właściciele szpitali (mówię: właściciele, chociaż chodzi, oczywiście, najczęściej o samorządy), czego innego domagają się także pacjenci. To nie są zbieżne interesy, wbrew temu, co od czasu do czasu się mówi, interesy pacjentów są inne, interesy lekarzy w pewnym zakresie inne, interesy tych, którzy odpowiadają za długi szpitali, za koszty ich funkcjonowania, też jeszcze inne. Pozbierać to wszystko w obecnych warunkach jest niezwykle trudno.

J.K.: Panie ministrze, jest już projekt ustawy medialnej autorstwa Platformy Obywatelskiej. Chciałem pana zapytać na początku, czy podoba się panu przepis, według którego szefa, prezesa Telewizji Polskiej powołuje minister skarbu, on też go odwołuje, znaczy walne zgromadzenie akcjonariuszy, czyli minister skarbu. Czy to nie jest (to komentarze dość powszechne) jednak zbyt daleko posunięta, nawet w sferze propozycji, ingerencja władzy wykonawczej?

B.Z.: Powiem, że pomimo tego, że jestem ministrem kultury, na pytania, czy mi się coś podoba, czy nie, czyli wejście w kwestie estetyki, nie za bardzo mi odpowiada. Natomiast generalnie rzecz biorąc...

J.K.: To zapytam inaczej: czy to nie jest bezprecedensowe skrócenie dystansu między mediami publicznymi a władzą?

B.Z.: Ten dystans został skrócony dziesięć lat temu i według mojej oceny poruszaliśmy się do tej pory w obszarze fikcji. Bez względu na to, jak wyglądała struktura władzy telewizyjnej, telewizji publicznej, czy bez względu na to, jak wyglądała procedura, efekt był zawsze ten sam, to znaczy powoływano władze polityczne. Według mojej oceny nie procedura będzie decydowała o ocenie tego projektu, tylko sposób jej wykorzystania czy wykonania. I jestem przekonany, że determinacja do tego, aby jednak media publiczne odpolitycznić, będzie determinacją autentyczną. Dlatego też według mojej oceny należy zaczekać do wykonania ustawy, a nie spoglądać wyłącznie na zapisy, dlatego że może być to mocno mylące. Jestem przekonany zresztą, że tak będzie.

J.K.: Jarosław Sellin, odnosząc się do tego pomysłu, by kandydaci do Krajowej Rady mieli dwie rekomendacje środowisk twórczych, dziennikarskich, mówi: „Taką rekomendację można załatwić, interes polityczny będzie i tak zaspokojony”.

B.Z.: No właśnie, jest to taka ocena, która pokazuje, że nieważne jest, czy jest ten dystans skrócony, czy są dodatkowe kryteria, czy jest jeszcze sito, bo i tak może być politycznie. Dlatego też powtórzę, że z mojego punktu widzenia nie procedura i nie kryteria będą decydowały o tym, jaki będzie efekt, tylko wola, ta autentyczna wola. Wydaje mi się też, że w takich resortach jak mój w większości wypadków warto iść w kierunku takich rad powierniczych, takich instytucji, w których będą znajdowały się osoby, o których rzeczywiście będzie można powiedzieć: nie reprezentują interesu partyjnego. Nie chcę mówić: politycznego, bo każdy ma poglądy polityczne...

J.K.: A tego nie ma w tej ustawie. W tej ustawie jest „wymiana składu”.

B.Z.: Tak, ale w ustawie trudno zapisać, że ktoś nie może mieć legitymacji partyjnej albo nie może reprezentować interesu partyjnego. Ważne więc, jak to się zrobi. Jestem przekonany, bo obserwuję tę determinację, wiem, jaki jest cel przekształceń dotyczących Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, i cel jest jeden: odpartyjnić publiczne media.

J.K.: Premier Kaczyński stawia Platformie zarzut, że chce ona doprowadzić do, jak to on określa, „putinady”, że Platforma jest tak skupiona na swoim wizerunku, że chce domknięcia pewnego systemu medialnego. W tym ujęciu, co zresztą jest w jakiejś mierze prawdą, Platforma ma poparcie większości mediów komercyjnych.

B.Z.: Zarzut Jarosława Kaczyńskiego jest kompletnie nie na miejscu, zważywszy na to, co mieliśmy, co obserwowaliśmy, z czym mieliśmy do czynienia przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Nie ma mowy w ogóle, nie ma takiego zagrożenia, nie ma w ogóle takiej możliwości. Polska i Rosja to są kraje kompletnie odległe, intencje, które są wyrażane w tej opinii Jarosława Kaczyńskiego są intencjami wyłącznie politycznymi, natomiast każdy, kto myśli, że jest w stanie... (myślę o ludziach polityki), każdy, kto myśli, że zawłaszczy opinię publiczną poprzez bezpośredni udział w jakimkolwiek... części rynku medialnego, poniesie porażkę. Poniesie porażkę, bo opinia publiczna jest w tej chwili wyczulona, jest wykształcona, mamy do czynienia na rynku medialnym z ogromną konkurencją i tego typu rzeczy mają zawsze bardzo krótki przebieg.

J.K.: Andrzej Urbański dziś w Rzeczpospolitej mówi tak: „Akurat po tej formacji (czyli po Platformie) nie spodziewałem się takiego stylu traktowania mediów publicznych. To jest dla mnie historia jak z horroru, jakbym się nagle obudził w innym kraju”.

B.Z.: Andrzej Urbański jest osobiście zainteresowany utrzymaniem swego stanowiska. Trochę się denerwuje, według mojej oceny słusznie, natomiast jego słowa wyrażone do tej sytuacji są kompletnie nieadekwatne.

J.K.: Jeszcze jeden cytat z Andrzeja Urbańskiego, który mówi tak: „Nie znam kraju demokratycznego, w którym przywódcy jakiejś partii zajmowaliby się głównie kwestią mediów publicznych w tonie inkwizytorskim pragnienia natychmiastowego usunięcia władz TVP i Polskiego Radia, by uzyskać pełną nad nimi kontrolę”.

B.Z.: Ja przypomnę, jak Andrzej Urbański zastępował Bronisława Wildsteina. I to wystarczy.

J.K.: Panie ministrze, chciałem pana jeszcze zapytać o Instytut Adama Mickiewicza, bo zmienił się szef Instytutu i teraz funkcję tę pełni pan Zbigniew Sałek. No, ponoć – tak piszą media – pracownicy Instytutu oraz posłowie Sejmowej Komisji Kultury są zaskoczeni, ponieważ do tej pory ten pan zajmował się wyłącznie ekonomią, ostatnie kilkanaście lat przepracował na kierowniczych stanowiskach w Portach Lotniczych.

B.Z.: Tak, to prawda. Ja przypomnę tylko, że poprzedni dyrektor zakończył pracę, bo taki miał kontrakt, 31 grudnia. Miałem bardzo krótki czas na powołanie osoby pełniącej obowiązki. Natomiast co do pana Sałka, to od razu powiem, że to bardzo dobrze, że przyszła osoba z zewnątrz, nie jest to osoba obca środowiskom kultury, kiedyś zajmował się między innymi filmem, potem zajmował się Portami Lotniczymi, natomiast bardzo mi zależało na tym, żeby do tego Instytutu przyszła osoba, która zna się na kosztach, wie, co to znaczy przeprowadzenie dużej operacji promocji polskiej kultury poza granicami kraju z punktu widzenia właśnie ekonomii. Mamy trzy duże zadania w najbliższym czasie, chciałbym je przygotować. Natomiast na Instytut Adama Mickiewicza patrzę przede wszystkim poprzez pryzmat tych doświadczeń, które wiele, wiele instytucji miało wcześniej i przekazywało. I bardzo liczę na to, że zespół Instytutu zmobilizuje się, żeby doprowadzić do sytuacji podziału wyraźnie takich kompetencji, które będą kompetencjami właśnie tymi prawnymi, ekonomicznymi i tej autentycznej promocji polskiej kultury. Natomiast nie ma być to Pagart, nie ma być to instytucja, która zajmuje się obsługą VIP-ów z obszaru kultury poza granicami kraju czy też zapewniania VIP-om atrakcji poza granicami kraju. Zresztą to były sporadyczne sytuacje, które się zdarzały. Bardzo mi zależy na tym, żeby ten kręgosłup tej instytucji był kręgosłupem niezwykle mocnym, ale czeka nas ciężka praca, to będzie praca kilkunastu miesięcy.

J.K.: A co z Operą Narodową? Będzie wymiana szefa tej instytucji? Obecnie pełni tę funkcję Janusz Pietkiewicz. Słychać, że chce pan przywrócić Mariusza Trelińskiego.

B.Z.: Mariusza Trelińskiego chcę przywrócić do działalności artystycznej na tej scenie, niekoniecznie przeznaczając dla niego stanowisko dyrektorskie. Nie ma takiej potrzeby, wydaje mi się zresztą, że obciążanie najwybitniejszych artystów Polski stanowiskami dyrektorskimi w wielu wypadkach kończy się źle. Natomiast w Operze potrzebne są zmiany i te zmiany wczoraj omówiłem między innymi z panem dyrektorem Pietkiewiczem. Będą one następowały spokojnie, tak, aby instytucja rzeczywiście poprawiała swój repertuar jakościowy. Natomiast jeżeli chodzi o wyniki opery finansowe, jak i również ilość premier, ilość różnego rodzaju przedstawień, to w ostatnich latach w ilości nie było problemu. Problem był od czasu do czasu w jakości. I od razu powiem, że oprócz przedstawień naprawdę znakomitych zdarzały się przedstawienia-nieporozumienia. Jest, oczywiście, ryzyko, ale w przypadku Opery Narodowej powinno być to ryzyko absolutnie zminimalizowane. Jestem przekonany, że będzie to instytucja, z której każdy Polak będzie dumny.

J.K.: A ucieszył się pan (to już na koniec zapytam w nieco luźniejszej formie), że zobaczy pan Tomasza Lisa w telewizji publicznej?

B.Z.: Ja się cieszę, jak widzę Tomasza Lisa, tak że to, czy on jest w telewizji publicznej, czy w TVN-ie, czy w Polsacie, może nie jest obojętne, od czasu do czasu zaskakują tego typu decyzje. Ale powiem jedną rzecz – że generalnie rzecz biorąc muszę powiedzieć, że patrząc na losy gwiazd polskiego dziennikarstwa i przejścia i zmiany stacji radiowych, telewizyjnych, to według mojej oceny w jakimś sensie trafiamy w sferę normalności, to znaczy tak na świecie jest, że gwiazdy są, krótko mówiąc, kupowane. Ważne jest, na jakich warunkach, do jakich celów i czy przy tym nie tracą niezależności. Jak przy tym nie tracą niezależności, to według mojej oceny wszystko jest okay.

J.K.: Ale w każdym razie dziwny bywa ten świat. Bardzo dziękuję.

B.Z.: Dziwny bywa.

J.K.: Zbigniew Zdrojewski...

B.Z.: Bogdan Zdrojewski, bardzo mi miło.

J.K.: Bogdan Zdrojewski, przepraszam.

B.Z.: Wszystkiego dobrego.

J.K.: To mi się zdarza pomylić imię, ale kojarzę, oczywiście, z telewizji. Dziękuję bardzo.

[stenogram: J. Miedzińska]