Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 26.03.2008

PSL przedstawił PO swój projekt dot. ulg na dzieci

Robią dwa kroki do przodu, nadstawiają uszu, co się będzie działo, jak jest głośny krzyk, wycofują się krok do tyłu, ale zawsze jest krok do przodu.

Tomasz Terlikowski: W studiu z nami poseł Eugeniusz Kłopotek z PSL–u. Dzień dobry, panie pośle.

Eugeniusz Kłopotek: Dzień dobry.

T.T.: Czy rozmawiali już panowie z Platformą Obywatelską, z kolegami z rządu o projekcie tzw. becikowego co roku?

E.K.: O tym, że jest to rzeczywiście niesprawiedliwość, absolutna niesprawiedliwość, wiedzieli wszyscy. Również w trakcie naszych rozmów, kiedy docierała się koalicja, ten temat sygnalizowaliśmy. I chyba czas najwyższy, żeby ten temat rozwiązać, dlatego że nie można dzieci traktować różnie. Dzieci są jedne, wspólne nasze i trzeba dbać o wszystkie.

T.T.: Ale rozmawiali panowie o tym konkretnym projekcie, czy nie?

E.K.: O tym konkretnym projekcie już wprost jeszcze nie było takiej rozmowy, ale, oczywiście, teraz, przy tym posiedzeniu Sejmu na pewno taka rozmowa się odbędzie. Myślę, że nasi partnerzy koalicyjni dostrzegają ten problem. Przypomnę: zostało to wprowadzone w ubiegłym roku przed wyborami przy tej skróconej kadencji Sejmu i co tu dużo ukrywać, była to swego rodzaju kiełbasa wyborcza.

T.T.: No, a to nie będzie kiełbasa wyborcza?

E.K.: Nie, to jest tylko po prostu zlikwidowanie tej niesprawiedliwości, która powstała. Bo przypomnę, że tak naprawdę z tej ulgi korzystają ci, którzy mają z czego odliczać z podatku dochodowego.

T.T.: Można powiedzieć: to dobrze dla dzieci, bo ci, którzy mają dzieci zyskują i dzieci będą też zyskiwać ich.

E.K.: Tak, ale na ogół bywa tak, że wielodzietne rodziny najczęściej są to rodziny o niewielkich dochodach i oni, niestety, nie mają z czego odliczyć. Mało tego, wielodzietne rodziny znajdują się jeszcze w rodzinach rolniczych, chłopskich i one też nie mają z czego odliczyć, dlatego że zamiast podatku dochodowego płacą podatek rolny. Tak samo ci, którzy są na ryczałtach. W związku z tym potraktujmy wszystkich równo. Jest problem, musimy go rozwiązać. Czy to przybierze taką formę, którą my proponujemy, czy inną, ale podkreślam: żeby było sprawiedliwie, to już zupełnie inna kwestia.

T.T.: A jaka to może być inna forma?

E.K.: Znaczy po pierwsze można zastanawiać się nad... to, co my proponujemy, że ci, którzy nie mogą w pełnej wysokości odliczyć sobie tej ulgi, dostają dodatek, ci, którzy nie mogą wcale odliczyć, też dostają dodatek. Albo likwidujemy całkowicie te ulgi, bo to jest temat dalszej dyskusji, i wprowadzamy dla wszystkich. Tak jak wprowadzono becikowe, tak tutaj wprowadzamy dodatki dla dzieci.

T.T.: A może (...) rodzinne.

E.K.: A może nawet w nieco innej wysokości, proszę bardzo, to jest wszystko do dyskusji, bo, oczywiście, trzeba też policzyć, na ile budżet państwa stać. Ale dalej utrzymywać taką niesprawiedliwość nie sposób.

T.T.: A co, jeśli Platforma się nie zgodzi? Sięgnie PSL do głosów opozycji?

E.K.: Nie, ja myślę, że tutaj, oczywiście, jest to kwestia dyskusji w koalicji, natomiast wydaje mi się, że jeżeli spokojnie do tego tematu podejdziemy, bo Platforma również dostrzega tę nierówność, że znajdziemy jakieś rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące zarówno dla nas, dla partnerów koalicyjnych, jak również dla posłów opozycyjnych.

T.T.: Pojawiła się taka opinia, zresztą wypowiadana nie wprost przez posłów pana ugrupowania, że tak naprawdę chodziło też trochę o utarcie nosa Platformie Obywatelskiej, która co jakiś czas wyskakiwała z jakimś głośnym projektem, z którego później posłowie PSL–u musieli się tłumaczyć. No i teraz PSL postanowił troszeczkę w ten sam sposób...

E.K.: Odegrać się. [śmieje się]

T.T.: ...potraktować Platformę, wrzucając jej temat, no, dla jej liberalnego skrzydła dość trudny do zaakceptowania, no bo związany z wydatkowaniem publicznych pieniędzy.

E.K.: Panie redaktorze, oczywiście, też można w ten sposób to tłumaczyć, ale ja bym jednak troszeczkę inaczej, bo myśmy z kolegami też rozmawiali na temat ich propozycji. Rzeczywiście rzucali medialnie niektóre propozycje, wcześniej z nami nie konsultowane, później, oczywiście, się troszeczkę z tego wycofywali. Ja zawsze mówię tak: robią dwa kroki do przodu, nadstawiają uszu, co się będzie działo, w razie czego jak jest głośny krzyk, wycofują się krok do tyłu, ale zawsze jest krok do przodu. Ale nie o to chodzi. Myśmy się umówili, że nie będziemy forsować poselskich projektów, będziemy czekać na projekty rządowe w różnych obszarach i dziedzinach życia. Jednak w sytuacji takiej, jaka nastąpiła, że koledzy z Platformy Obywatelskiej jednak bez konsultacji z nami niektóre propozycje zgłaszali, w związku z tym uznaliśmy, że nie powinniśmy dłużej zasypywać gruszek w popiele i też z naszymi od dawna przygotowywanymi projektami też wystąpić. Zaproponowaliśmy ten, co do którego, jeśli dobrze temu się przyjrzymy, nie powinno być większych sporów politycznych.

T.T.: Ale też pan mówi, że może być tak: dwa kroki do przodu, a jakby trzeba było, to się trochę cofniecie, zmniejszycie sumę albo inny projekt zostanie wprowadzony.

E.K.: Zawsze trzeba znaleźć pewnego rodzaju kompromis. Ale jeszcze raz podkreślam – pierwszym wyznacznikiem: wszystkie dzieci muszą być objęte pewnego rodzaju ulgą czy dodatkiem, wszystkie dzieci, a nie wybrane.

T.T.: Mówi pan o tym, że to jest pierwszy z tych projektów, który będzie wchodził. Rozumiem, że kolejne także będą.

E.K.: To znaczy my nie będziemy tutaj, oczywiście, prześcigać się w ilości, bo przede wszystkim my jesteśmy zapleczem parlamentarnym dla naszego rządu, w tej chwili wchodzą projekty rządowe związane ze służbą zdrowia, natomiast opozycja, oczywiście, ma święte prawo zgłaszać swoje projekty. Pytanie: jak my będziemy się do nich odnosić? Oczywiście, jeżeli one będą zasadne i dobre, to sądzę, że również z naszymi partnerami koalicyjnymi będziemy popierać, a jeśli nie, będziemy po prostu głosować przeciwko.

T.T.: Wspomniał pan o służbie zdrowia. Nie mogę się o nią nie zapytać, bo wprawdzie w Radomiu udało się ugasić pożar, który tam trwał, dzisiejsze media donoszą o tym, że tam już była przygotowana pełna ewakuacja szpitala, do warszawskich placówek między innymi, z przejazdami karetkami, jakby trzeba, to helikopterami. Ale wydaje się, że ten... no, ta afera można powiedzieć w służbie zdrowia będzie tlić. Lekarze mówią: kończą się trzy miesiące, kończy się okres rozliczeniowy naszych nadgodzin i może się tak zdarzyć, że kolejne szpitale będą... czy kolejni lekarze będą egzekwować prawo (bo chcę się tutaj trzymać formuł prawnych), będą egzekwować prawo i po prostu nie przychodzić do pracy.

E.K.: Jeżeli chodzi o czas pracy, o to nie można mieć do lekarzy pretensji, bo jeżeli normę ustanowioną przez Unię Europejską wykonają, to jeżeli chcemy rzeczywiście, żeby pracowali więcej, bo okazuje się dzisiaj, że nam tych lekarzy może brakować, to w tej sytuacji niestety pracodawca musi wynegocjować odpowiednią kwotę. Co do tego nie mamy wątpliwości. Natomiast ja zauważam, zresztą zwłaszcza jak słucham szefa Związku Zawodowego Lekarzy, pana Bukiela, że to jest po prostu gra polityczna, typowa gra polityczna, podsycanie tych nastrojów, a z drugiej strony ja będę cały czas powtarzał: oczywiście, zawsze muszą być jakby... dwie strony są w tym całym konflikcie. Z drugiej strony jeżeli mamy pójść tylko w jedną stronę, to też jest nieuczciwe. Idźmy w dwie strony, to znaczy jeżeli chodzi o lekarzy, którzy mają często prywatne praktyki, wprowadźmy wreszcie kasy fiskalne. Niech zarabiają lekarze dodatkowo w prywatnej praktyce, ale niech uczciwie płacą z tego tytułu podatki.

T.T.: A może zróbmy tak jak zrobiły uniwersytety, bo tutaj jest jeszcze jedna rzecz. Pan mówi o kasach fiskalnych, ale wiadomo, że bardzo często korzysta się z usług prywatnego lekarza po to, żeby później łatwiej dostać się do państwowej placówki, na przykład na operację, nie stojąc w kolejce. Może wprowadźmy zasadę taką, jak jest na wielu uczelniach, czyli zakazu łączenia praktyki państwowej i prywatnej. Oczywiście, to by było związane z podwyższeniem pensji.

E.K.: Nie jestem aż takim specjalistą od służby zdrowia, ale obawiam się, że tutaj i na tej drodze na pewno podniósłby się protest ze strony właśnie środowiska lekarskiego, a przynajmniej z niektórych środowisk lekarskich.

T.T.: No, zarzucamy teraz lekarzom protesty, ale czy rząd rzeczywiście zrobił wszystko, żeby te problemy rozwiązać? Było wiadomo, że są trzy miesiące, że to jest ten pierwszy okres rozliczeniowy, lekarze od samego początku mówili: dajemy rządowi kwartał. No, usłyszeliśmy o projektach ustaw, ale one nawet jeszcze nie trafiły pod obrady Sejmu.

E.K.: No, już wreszcie. Ja się z tego cieszę, że dzisiaj ruszamy z tymi ustawami, z tymi projektami rządowymi. Przy okazji jest również kilka projektów opozycyjnych, ale może z tego wszystkiego coś dobrego się urodzi, chociaż mając już sporo doświadczenia w tym zakresie, wszystkie poprzednie rządy próbowały. No, niestety nie wszystkim się to udało, a praktycznie nikomu się nie udało dotychczas zreformować służby zdrowia. Obawiam się, że na pewno jakiś finał końcowy będzie, ale czy wszyscy będą zadowoleni? Nie sądzę.

T.T.: Ale trzeba było czekać trzy miesiące, żeby z tym ruszyć?

E.K.: Moim zdaniem można było wcześniej rozpocząć prace, debatę w Sejmie i przenieść te wszystkie rozmowy z białego szczytu do debaty parlamentarnej. Może rzeczywiście łatwiej byłoby to wszystko skanalizować albo znaleźć lepszy kompromis, bo jak dzisiaj słyszę, to niektórzy są zadowoleni z białego szczytu, inni nie są zadowoleni. No i tak właściwie wróciliśmy...

T.T.: No, pan premier wrócił, ale niespecjalnie był zadowolony, można odnieść wrażenie.

E.K.: Proszę?

T.T.: Pan premier nie był specjalnie zadowolony, bo zmienił jego ustalenia, tak można powiedzieć.

E.K.: No tak, ale to jest... i tak wszystko rozstrzygnie się tutaj, w parlamencie.

T.T.: Panie pośle, i ostatnie tak naprawdę pytanie: co z traktatem? Już będzie to porozumienie? Bo można odnieść wrażenie, że już wszyscy zapowiadają, że tak blisko jest to porozumienie, a teraz znowuż pan prezydent z panem premierem nie mogą się spotkać, bo jeden ma napięty grafik, drugi ma napięty grafik i...

E.K.: No co ja mam powiedzieć, panie redaktorze. Wziąłem głęboki oddech. No, gdyby te relacje pomiędzy prezydentem a premierem były, przepraszam, normalne, powiem więcej, być może to jest aż nadto – koleżeńskie, to wystarczyłby jeden telefon jednego do drugiego: słuchaj, podjedź do mnie na kawę, musimy porozmawiać jeszcze w tej sprawie. Natomiast ja nie wiem, tu robi się z tego taką jakąś dziwną, nie wiem, dla mnie nieraz grę, mającą udowodnić, nie wiem, kto tu jest ważniejszy, kto mniej ważny. Przecież nie o to chodzi. Jest problem, jest napięcie, jest ono, niestety, podsycane również przez różne środowiska i wydaje mi się, że czas najwyższy dłużej się już w to nie bawić, podjąć męskie decyzje tutaj, w parlamencie. Mam nadzieję, że marszałek Komorowski jednak również do takiego wniosku dojdzie. Podejmijmy decyzję, głosujmy. I gdyby się okazało, że niestety nie, oddajmy głos narodowi, niech naród za nas rozstrzygnie, skoro politycy nie potrafią się porozumieć w tak istotnej dla naszego kraju kwestii.

T.T.: I tym optymistycznym akcentem kończymy naszą rozmowę. Gościem Sygnałów Dnia był Eugeniusz Kłopotek, poseł z PSL–u. Dziękuję bardzo.

E.K.: Dziękuję serdecznie, do widzenia.

(J.M.)