Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 16.09.2008

„Walczę o swoje dobre imię. To jest chore”

To już jest paranoja, to już jest przesada, bo to oznacza ograniczenie obywatelowi jego praw konstytucyjnych.

Grzegorz Ślubowski: Naszym gościem w studiu w Bydgoszczy jest Eugeniusz Kłopotek, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dzień dobry.

Eugeniusz Kłopotek: Dzień dobry.

G.Ś.: Panie pośle, jest kryzys w koalicji?

E.K.: Panie redaktorze, może dojść do takiego kryzysu. Mam nadzieję, że nie dojdzie, bo sprawa, która w tej chwili jest tak mocno nagłośniona i sprowadzona do konfliktu pomiędzy panią minister Piterą a Eugeniuszem Kłopotkiem, chciałbym, żeby nie, ale może nabrać głębszego sensu. Nie mogę sobie pozwolić na to jako poseł na Sejm RP, by drugi poseł, minister pomówił mnie publicznie na podstawie jednego telefonu od dziennikarza Gazety Wyborczej, pana Jacka Gałęzowskiego. Bo przecież równie dobrze gdyby otrzymała pani minister Pitera telefon od kogoś z ulicy, który by się podszył pod dziennikarza, no to na litość boską, jeżeli ktoś jest doświadczonym politykiem, powinien przede wszystkim najpierw sprawdzić fakty, a dopiero później medialnie ogłaszać, co o tym sądzi. A w tej sprawie, o której tutaj jest mowa cały czas, ja jako poseł na Sejm, przyjmując obywatela na dyżurze poselskim wykonałem dwie czynności, mianowicie jego pismo skierowane do mnie wraz z plikiem załączników z moim pismem przewodnim przesłałem do ministra infrastruktury z prośbą o zbadanie sprawy i rozstrzygnięcie sporu, a później po otrzymaniu od ministra negatywnej jakby opinii czy negatywnej decyzji co do tej sprawy dla tego pana, poprosił mnie tylko o jedną rzecz – abym porozmawiał z panią wójt, by raczyła go przyjąć na rozmowę, bo chce zaproponować alternatywne, kompromisowe rozwiązanie. Czyli poseł na sejm wykonał dwie czynności tylko.

G.Ś.: No ale inaczej, panie pośle, przedstawia to Julia Pitera, twierdzi, że pan pomagał biznesmenowi.

E.K.: Ha, proszę pana, bo ona nie zna w ogóle tej sprawy. To, co opowiada pani minister Pitera to wygląda tak, że ona chce badać decyzje, które wcześniej były podejmowane. Przecież ta stacja już tam dawno stoi. Tak że tu jest w ogóle jakieś kompletne niezrozumienie sytuacji. Ja to rozumiem...

G.Ś.: Chodziło o to, przypomnijmy, żeby zmienić przebieg drogi do stacji benzynowej, tak?

E.K.: Panie redaktorze, chodziło konkretnie o to: na podstawie planu zagospodarowania przestrzennego gminy Białe Błota w oparciu o wszystkie opinie pozytywne i pozwolenia obywatel przy istniejącej w tej chwili drodze na swojej działce wybudował stację benzynową z wjazdem i wyjazdem z tej stacji na tę drogę. Nies... Może tak: i po wybudowaniu, kiedy weszła w życie tak zwana ta specustawa, która jakby przyspiesza cały proces budowy dróg, Generalna Dyrekcja Dróg Publicznych i Autostrad zmieniła projekt przebiegu tej... czy koncepcję przebiegu tej drogi, odcinając tę stację od tej drogi. I obywatel poczuł się pokrzywdzony, powiem wręcz oszukany, bo zawierzył organom władzy publicznej na podstawie zatwierdzonych wcześniej projektów i planów i teraz nagle się okazuje, że następuje zmiana. I szuka pomocy. Jeszcze raz podkreślam: moja czynność jako posła sprowadziła się do tego, że jego pismo, jego skargę wraz z dokumentami przekazałem ministrowie do zbadania tej sprawy, do rozstrzygnięcia sporu, a następnie, kiedy miał odpowiedź negatywną, poprosiłem panią wójt, by raczyła go przyjąć na rozmowę, co zresztą też pani wójt uczyniła, by mógł on przedstawić jej pewne alternatywne, kompromisowe rozwiązanie. I to była cała działalność poselska moja w tej sprawie. Tymczasem to, co zrobiła pani minister, w domyśle – to jeszcze raz podkreślam – nawet dzisiaj też w niektórych komentarzach – że posądziła mnie o korupcję. No, ja nie mogę sobie pozwolić, bo to już jest paranoja kompletna.

G.Ś.: Panie pośle, czy w PSL–u kwitnie nepotyzm?

E.K.: Panie redaktorze, ja jeszcze skończę do tego. Dlaczego mówię, że może być również kryzys w koalicji? Otóż rozmawiałem telefonicznie z kilkoma moimi kolegami z klubu i oni mnie też utwierdzają w tym, co ja mówię. Jeżeli po tym, co się stało, po dzisiejszych moich wystąpieniach do pana premiera, pana marszałka, pana przewodniczącego Chlebowskiego, jak również do przekazania kompletu dokumentów pani minister Piterze, nie nastąpi radykalna zmiana w sposobie jej postępowania, a mianowicie że najpierw będzie rzetelnie badać, dokumentować, a potem będzie mówić, to koledzy mówią: trzeba się zastanowić, co dalej.

G.Ś.: No ale to czego pan oczekuje? Że Julia Pitera zrezygnuje, że pana przeprosi? Czego pan oczekuje?

E.K.: Nie, na tym etapie ja w moim piśmie do pani Pitery, które dzisiaj złożę w klubie parlamentarnym Platformy Obywatelskiej, będę oczekiwał, oczywiście, w tym piśmie... przedstawię jeszcze raz ten problem, załączę dokumenty i będę oczekiwał po prostu przeproszenia. Natomiast w pismach skierowanych do prezesa mojej partii, kolegi premiera Waldemara Pawlaka, jak również i przewodniczącego klubu poproszę, aby na jednym z najbliższych posiedzeń koalicji, kierownictwa koalicji jednak podnieść problem pod tytułem: Julia Pitera.

G.Ś.: Panie pośle, Julia Pitera już wcześniej sugerowała, że w PSL–u kwitnie nepotyzm, że politycy PSL–u zatrudniają swoich krewnych w spółkach, które są zależne od Skarbu Państwa. Czy tak jest rzeczywiście?

E.K.: Panie redaktorze, w spółkach to trzeba szukać jednak zatrudnień ze strony polityków Platformy Obywatelskiej, bo w spółkach zależnych od Skarbu Państwa jest niewielu.

G.Ś.: A są takie zatrudnienia?

E.K.: Natomiast to raczej bardziej dotyczyło agencji związanych z rolnictwem. Ale to nie ma większego znaczenia. Chcę wyraźnie podkreślić – ja podzielam pogląd pana premiera Tuska, słyszałem go osobiście, który twierdzi: jeżeli ktoś zostaje powołany na stanowisko kierownicze w instytucji publicznej, to w podległej mu instytucji nie ma prawa zatrudniać swoich bliższych czy dalszych członków rodziny. I nie ma tu sporu. Zgadzam się absolutnie z panem premierem. Ale pani minister Pitera idzie w ogóle dalej, bo ona mówi w ten sposób: jeżeli ktoś pełni funkcję publiczną, na przykład jest posłem, to nikt z jego bliższej czy dalszej rodziny nie ma prawa pracować w instytucji publicznej. No, to już jest paranoja, to jest przesada, bo to oznacza ograniczenie obywatelowi jego praw konstytucyjnych. Podkreślam raz jeszcze – zgadzam się, w podległej instytucji w żadnym wypadku, ale nie można, jeżeli na przykład ja jestem posłem, że ktoś z mojej bliższej czy dalszej rodziny nie ma prawa pracować w jakiejkolwiek instytucji publicznej. Na pytanie wówczas: „To gdzie ma pracować?” pani minister Pitera z rozbrajającym uśmiechem odpowiada: „Niech szuka pracy w firmie prywatnej”. To jest chore.

G.Ś.: Panie pośle, ale pan już wcześniej mówił przy aferze z odwołaniem czy właściwie rezygnacją szefa bydgoskiej Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa, że pan pomagał ludziom, że jak rozumiem pomagał załatwiać pracę. No, czy to nie jest nepotyzm jednak?

E.K.: Nie, nie, to nie jest nepotyzm. Proszę pana, jeżeli (zresztą ja to wczoraj też pokazałem) na 288 spraw, które w tym roku mam odnotowane w mojej księdze rejestrowej dyżurów poselskich, różnych spraw, z którymi przychodzą do mnie obywatele, w sprawach pracy, ale w różny sposób – tu brak wydanego świadectwa pracy, tam gdzieś szukanie dokumentów, ale również staranie się o pracę – takich spraw zanotowałem, bo to sobie wyłuskałem z tych 288, dwadzieścia. A gdyby jeszcze mnie ktoś przyhaczył: a ilu tam było członków rodziny czy członków PSL–u? Trzech. Było trzech członków PSL–u. A dlaczego podjąłem się interwencji? Otóż ci członkowie PSL–u pracując wcześniej za poprzedniej koalicji w agencjach związanych z rolnictwem zostali – z przyczyn politycznych, podkreślam – tylko dlatego, że byli członkami PSL–u wyrzuceni z pracy. I po tym, jak myśmy teraz wspólnie razem z Platformą Obywatelską utworzyli koalicję, wróciliśmy jakby do rządu, ci ludzie prosili mnie o pomoc, chcieli być przywróceni do pracy. Zawsze w takich wypadkach pomogę, podkreślam raz jeszcze.

G.Ś.: A pomagał pan załatwić pracę swojemu bratu, który pracuje w Elewarze?

E.K.: [śmieje się] Na marginesie tak – troszeczkę teraz to się aż śmieję, bo mój brat nie jest ani dyrektorem, ani prezesem, ani kierownikiem, jest zwykłym pracownikiem, specjalistą do spraw kontraktacji w firmie Elewar, a tak naprawdę w magazynie zbożowym, dokładnie w Wąbrzeźnie. Ja nawet miałem trochę do brata pretensję: dlaczego ty mi o tym nie powiedziałeś, że ty zmieniasz pracę? On mówi tak: no tak, bo ty byś zaczął marudzić znowu. No to niestety, ale ja nie mam prawa mu zakazywać starania się o pracę bliżej domu, bo w tej chwili ma 20 km do pracy, a miał 80, i pracę, dzięki której otrzymuje wyższe wynagrodzenie niż miał do tej pory. Ja nie mogę mu tego zakazywać tylko dlatego, że ja jestem posłem. Bo ja dzisiaj jestem tym posłem, ale jutro ja już być może nim nie będę. Brat nie może być z tego powodu pokrzywdzony, ja nie mogę mu hamować tego typu... Gdybym ja go zatrudnił we własnym biurze poselskim, gdybym ja był szefem instytucji państwowej i zatrudnił w tej instytucji, to rozumiem, krytyka jak najbardziej. Ale nie w tym przypadku. No, naprawdę, my w tej chwili robimy...popełniamy jakieś kompletne szaleństwo w tym zakresie.

G.Ś.: No, dziennikarze TVN–u ujawnili jednak pewien mechanizm w tej sprawie, o której już mówiliśmy, bydgoskiego szefa Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa, tam był telefon do niego...

E.K.: Znam tę sprawę.

G.Ś.: No więc właśnie. Mechanizm – no, jednak musi pan przyznać – naganny. Czy...

E.K.: Tak, ale ja tego nie kwestionuję, rzeczywiście tak nie powinno się zdarzyć w ogóle. Doświadczony pracownik, polityk czy dyrektor, to już by się szybciutko zorientował, że coś tu mi nie gra. Natomiast... Oczywiście, ja też zostałem skrytykowany, że ja bronię tego człowieka. Ale nie dlatego, że on to zrobił, bo on zrobił rzecz naganną, ale ja go... Przecież na nim wieszano przez dwa, trzy dni... wie pan, co się mówi, nie? Psy. Mało tego, właściwie mówiąc szczerze pastwiono się wręcz nad nim. A dlaczego go broniłem? Bardzo dobry, merytoryczny i kompetentny pracownik, który w tej Agencji kilka lat pracował. Tym dyrektorem był zaledwie trzy miesiące. Nigdy dotychczas z tego typu historią, prowokacją się nie spotkał. To stąd ta moja chęć chociażby znalezienia jakichś okoliczności łagodzących dla tego człowieka. Przecież on dostał taką szkołę, którą zapamięta na pewno do końca swojej działalności zawodowej. A ponadto ujął mnie...

G.Ś.: No ale musiał się spotkać chyba z podobnymi sytuacjami, prawda? Z podobnymi telefonami.

E.K.: Jeszcze jedna rzecz – ponadto mnie ujął, że na drugi dzień jednak zrozumiał, że popełnił ten błąd, złożył dymisję, nie czekając na żadne dalsze jakieś inne kroki.

G.Ś.: Czy to pana zdaniem był incydent, czy taki problem w PSL–u rzeczywiście istnieje? Problem załatwiania pracy znajomym.

E.K.: Panie redaktorze, tego typu problem, tego typu mechanizmy związane z telefonami, z prośbami takich czy innych osób w stosunku do innych o pomoc, o zatrudnienie nie dotyczą PSL–u. No, naprawdę. Jakoś tak dziwnie się składa, że w ostatnim czasie jest to wszystko skoncentrowane na Polskim Stronnictwem Ludowym, ale między Bogiem a prawdą, gdyby się inni politycy przyznali... Przecież to jest normalne, w wielu partiach obecnych, poprzednich i pewnie jeszcze długo taki mechanizm będzie funkcjonował, ale chciałbym, żeby być może w oparciu o te ostatnie wszystkie zdarzenia może spróbować uregulować pewne zasady, nawet w sensie prawnym. Tak samo jak na przykład porozmawiać o próbach zmiany ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, by dokładnie zapisać, w jakich sprawach i w jakich okolicznościach poseł ma interweniować w sprawach obywateli, bo być może wówczas tego typu historii nie będzie. Ja jeszcze raz podkreślam – kilkanaście lat funkcjonuję na funkcji publicznej. Nigdy dotychczas z tym, co mnie spotkało ze strony pani minister, nigdy się nie zetknąłem. I ja dlatego podnoszę również publicznie ten problem, by rozstrzygnąć go. Nie mogę sobie pozwolić... to jest walka o moje dobre imię, nie mogę sobie pozwolić na tego typu wycieczki pod moim adresem.

G.Ś.: Zmieńmy trochę temat. Koalicja istnieje...

E.K.: Może lżejszy trochę jakiś.

G.Ś.: No, nie wiem, czy lżejszy, może cięższy nawet.

E.K.: Nie ma lekkich?

G.Ś.: Nie ma lekkich. KRUS...

E.K.: O, nie ma lekkich.

G.Ś.: ...panie pośle, dzisiaj rząd się zajmie reformą KRUS–u. Jest ona już krytykowana przez polityków Platformy...

E.K.: Przynajmniej merytoryczny temat.

G.Ś.: No, tamten też był merytoryczny.

E.K.: [śmieje się]

G.Ś.: Jest krytykowana przez polityków Platformy, no, że tak naprawdę miało być zupełnie inaczej, że ta reforma KRUS–u jest bardzo pobieżna, że tak naprawdę się niewiele zmienia.

E.K.: Odpowiem w ten sposób, zresztą być może nawet narażę się troszeczkę koledze ministrowie Markowi Sawickiemu. Zresztą ja już wypowiedziałem to w jednej z gazet. Otóż i tak przebyliśmy daleką drogę, bo przypominam, że na samym początku, jeszcze zanim powstawała koalicja, Platforma Obywatelska chciała skasować KRUS. No, my w żadnym wypadku. Zgodziliśmy się – KRUS pozostanie, ten system ubezpieczeń pozostanie. I teraz tak – Platforma na dzisiaj oczekiwała jakby w tym projekcie głębszej zmiany. Projekt Ministerstwa Rolnictwa autorstwa ministra Marka Sawickiego nie przewiduje radykalnej zmiany, natomiast jest początkiem pewnych zmian. Wydaje mi się jednak i to jest właśnie mój pogląd, że jeszcze pewna granica, pewien obszar do zbliżenia się pomiędzy oczekiwaniem Platformy a tym, co my chcemy, jeszcze jest. Czyli idąc krótko, jeszcze o ten jeden kroczek może się...

G.Ś.: Czyli pana zdaniem jest niedostateczna ta reforma, tak?

E.K.: Podkreślam: i o jeden kroczek jeszcze Polskie Stronnictwo Ludowe najprawdopodobniej w dalszej rozmowie z naszym partnerem koalicyjnym może się posunąć, a ten kroczek polegałby na tym, że należy ewentualnie rozważyć obniżenie tego progu 50–hektarowego, jak również zastanowić się, czy warto podnosić tzw. kwotę, którą można zarobić poza rolnictwem nie wypadając z KRUS–u, czy warto, czy może jednak utrzymać albo niewiele podnieść. I to jest, uważam, jeszcze pewne pole do rozmowy w trakcie dalszych prac legislacyjnych nad tym projektem.

G.Ś.: Dziękuję bardzo. O reformie KRUS i nie tylko mówił Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL.

E.K.: Dziękuję serdecznie, życzę dobrego dnia i spokojnego.

(J.M.)