Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 17.09.2008

69 lat temu Polska dostała nożem w plecy

17 września zostały wszystkie realne szanse oporu przekreślone. Nie było żadnych szans ludzkich i materiałowych, aby stawiać dłuższy opór obu wrogom.

Wiesław Molak: Mało wiemy o 17 września, tamtego września. Zaledwie co drugi Polak wie, co się wydarzyło 17 września 1939 roku – tak wynika z sondażu dzisiejszej Rzeczpospolitej, tylu ankietowanych wybrało odpowiedź, że właśnie tego dnia Rosja Sowiecka zaatakowała nasz kraj, ale aż 19% badanych sądzi, że to dzień niemieckiego ataku.

Z profesorem Czesławem Grzelakiem, historykiem, autorem wielu publikacji z zakresu historii II wojny światowej, rozmawia Jacek Prusinowski.

*

Jacek Prusinowski: Dlaczego 17 września? Dlaczego Stalin wybrał akurat ten moment do ataku na Polskę, zwlekał ponad dwa tygodnie?

Prof. Czesław Grzelak: Tu legło wiele przyczyn u wyboru tej daty 17 września. Więc w zasadzie po pierwsze 23 sierpnia 39 roku, kiedy podpisywano słynny pakt Ribbentrop–Mołotow, rozmawiając z Mołotowem i z dowódcami Armii Czerwonej, byli przekonani, że w zasadzie prawie jednocześnie z napadem Niemiec hitlerowskich na Polskę uderzy również ze wschodu Związek Sowiecki. No ale Stalin był wytrawnym graczem politycznym, to trzeba przyznać, po pierwsze. A po drugie to Armia Czerwona nie była gotowa i nigdy nie byłaby 1 września do uderzenia na Polskę, bowiem brakowało wielokrotnie karabinów, magazynków do karabinów właśnie nowych, brakowało paliwa, brakowało amunicji, dosłownie wszystkiego. Przecież my widzimy później, jak ta armia weszła, to niekiedy po przemarszu stu kilometrów stawały czołgi, stawały samochody, bo po prostu nie było paliwa. Jeżeli miejscowych zasobów nie było, to nie dowieziono z głębi Związku Sowieckiego i ta armia nie mogła się poruszać.

J.P.: Można zaryzykować tezę, że gdyby to Rosja Radziecka uderzyła pierwsza, Wojsko Polskie mogłoby stawić naprawdę opór Armii Czerwonej?

Cz.G.: Gdybyśmy mieli siły zbrojne rozlokowane na wschodniej granicy, na pewno. Ale pamiętajmy o tym, że od marca zaczęto (...) mobilizację i przerzucać siły polskie wszystkie nad granicę zachodnią, nad granicę z Niemcami, no bo bądźmy uczciwi, to już wtedy myśmy przecież po zajęciu Czechów, Słowacji, prawda, tutaj Prusy, byli z trzech stron okrążeni przez armię niemiecką. I dlatego myśmy te siły już stopniowo przerzucali. Nie liczyliśmy na to, nie było nas na to stać, żeby walczyć z dwoma wrogami naraz. Po prostu Polska była...

J.P.: I nikogo na świecie nie byłoby stać, żeby z dwoma takimi wrogami walczyć.

Cz.G.: No chyba nie. Jak historia pokazała, to byłoby to dosyć trudne, pomimo że państwa zachodnie z nami sprzymierzone, jak Francja i Wielka Brytania, były, no, uważane za potęgi militarne, były zasobniejsze pod względem materiałowym, rozwoju technicznego i tak dalej. Ale weźmy jeszcze pod uwagę jedną rzecz – Francja i Wielka Brytania nie chciały tej wojny jeszcze w 39 roku. One po prostu jeszcze też nie były gotowe, dlatego też 12 września 39 roku w Abbeville podjęto decyzję, decyzja francusko–brytyjska, że w 39 roku obydwa państwa nie uderzą militarnie, zbrojnie na Niemcy. Ale o tej decyzji „zapomnieli” w cudzysłowie Polskę po prostu poinformować. Myśmy nie wiedzieli, myśmy liczyli na to, że zgodnie z podpisanymi sojuszami w ciągu dwóch tygodni od rozpoczęcia mobilizacji powinna Wielka Brytania i Francja uderzyć wszystkimi siłami, żeby odciążyć front polski. Tak się nie stało, o tym nas nie poinformowano i w związku z tym dalej stawialiśmy opór, no bo do tego oporu byliśmy zmuszeni.

J.P.: Oporu nie było jednak wobec Armii Czerwonej. Marszałek Edward Rydz–Śmigły wydał rozkaz o nieatakowaniu żołnierzy radzieckich. Jak pan ocenia tę decyzję?

Cz.G.: Ja sądzę, chociaż jestem być może, no, nie osamotniony, ale nie popierany przez wszystkich historyków, którzy się tą problematyką zajmują, ale sądzę, że marszałek Edward Rydz–Śmigły nie miał innego wyjścia, tylko wydać tego typu dyrektywę. To był nie rozkaz, tylko dyrektywa, która została przekazana późnym wieczorem do wojsk, z którymi miał naczelny wódz jeszcze łączność, że Sowiety wkroczyły, z bolszewikami nie walczyć, chyba że będą chcieli rozbrajać garnizony. On sądził, że 17 września wszelkie walki straciły sens, pomimo że nie zakazał, a wręcz odwrotnie – powiedział, że Warszawa i Hel oraz przeciwko Niemcom armie polskie mają się bronić, ale wyjścia innego nie było. Byłaby to masakra, gdybyśmy strzelali do Armii Czerwonej. Przecież przed wojną myśmy zakładali, że my sami tej wojny nie wygramy, obojętnie, czy napadnie na nas sąsiad ze wschodu, czy z zachodu. Tylko w systemie koalicyjnym mogliśmy tę wojnę (...).

J.P.: Agresja radziecka nazywana „ciosem nożem zadanym w plecy”...

Cz.G.: „Nóż w plecy”, „cios w plecy”, różnie to nazywają...

J.P.: Dokładnie. Ale czy to był ten cios, który pogrążył Polskę w 39 roku? Czy bez tego ciosu też nie bylibyśmy w stanie dłużej bronić się przed Niemcami?

Cz.G.: Ten „nóż w plecy”, jak to jest takie najbardziej popularne określenie, na pewno przyspieszył kapitulację Polski, na pewno.

J.P.: Ale jak bardzo? To są dni, miesiące?

Cz.G.: To jest trudno przewidywać, ale biorąc pod uwagę stan sił, jaki był jeszcze na Kresach Wschodnich, które już spływały od 11 września zgodnie z dyrektywą Rydza–Śmigłego na tak zwany przyczółek rumuński, czyli linia rzek Dniestr i Stryj, to sądzę, że jeszcze opór przeciwko wojskom niemieckim trwałby co najmniej dwa tygodnie dłużej, a tak niestety 17 września zostały wszystkie realne szanse oporu przekreślone. Nie było żadnej możliwości, żadnych szans ludzkich ani materiałowych, żeby stawiać dłuższy opór obydwu wrogom.

J.P.: Warto dodać, że za Armią Czerwoną szła w cudzysłowie druga „armia”, armia radzieckiej bezpieki, NKWD.

Cz.G.: No oczywiście, w tym systemie tak się działo. Sprawdzali ludziom, sprawdzali żołnierzom, ale i ludziom cywilnym też, ręce. Jeżeli miał spracowane, no, robotnik, chłop, dobrze, może zostać. Jeżeli miał delikatne, no to wiadomo, że jest wrogiem ustroju sowieckiego, w związku z tym aresztowania, a nawet rozstrzeliwania na miejscu. Takie przypadki też były bez sądu, rozstrzeliwania na miejscu. Mamy wiele takich przykładów ze źródeł sowieckich, oczywiście, bo polskie relacje są na ten temat, ale wiadomo, jak to relacje, nie zawsze są wiarygodne, natomiast źródła sowieckie wielokrotnie potwierdzają takie rozstrzeliwania bez żadnego sądu, bez nawet sprawdzenia, kto to był, dlaczego rozstrzelano. Ofiary były wielokrotnie, wielokrotnie większe i bardziej tragiczne niż te, które były na Westerplatte czy też w innych liniach oporu przeciwko Niemcom.

J.P.: To między innymi ze względu na brutalność Armii Radzieckiej.

Cz.G.: Dużą brutalność. Tam, gdzie stawiano opór, tam rozstrzeliwano bez żadnego sądu, bez opamiętania, niejednokrotnie nie wiedząc, czy ten człowiek nawet stawiał opór, czy tylko przechodził ulicą, zakładając. No, jeżeli wkracza armia o innym ustroju społecznym, to wtedy ona się z tym już nie liczy.

(J.M.)