Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 09.10.2008

Uchrońmy zachodnią cywilizację

W dzisiejszym świecie działają niekontrolowane przez nikogo potężne podmioty, których interesy stoją w sprzeczności z interesem ogółu społeczeństwa.

Marek Mądrzejewski: Gościem Sygnałów Dnia jest Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, profesor Lech Kaczyński. Witamy serdecznie.

Lech Kaczyński: Dzień dobry, dzień dobry państwu.

M.M.: Przedwczoraj mówił pan w orędziu o potrzebie referendum w kwestii prywatyzacji służby zdrowia. Co właśnie teraz skłoniło pana do ogłoszenia takiego projektu?

L.K.: Moja odpowiedź jest niezwykle wręcz prosta – projekty ustaw w tej sprawie są w parlamencie, więc kiedyż byłby lepszy czas? Są w parlamencie, a sprawa ma charakter fundamentalny i dotyczy interesów jeżeli nie każdego, to prawie każdego Polaka. Może nie dotyczy interesów tych najbogatszych, ale dosłownie tych 5% najbogatszych. 95% Polaków dotyczy. A w takim razie w jakiej sprawie miałyby być referenda? Przecież to jest plan...

M.M.: No, premier chce, żeby w sprawie terminu wstąpienia w strefę euro czy przyjęcia euro.

J.K.: Tu ja jestem akurat gotów z premierem się zgodzić, pod warunkiem że zostaną rzeczywiście przedstawione wszystkie argumenty za i przeciw. Argumenty przeciw są bardzo proste – większość naszego społeczeństwa, choć nie 95% w tym przypadku, ale większość zbiednieje, przynajmniej na dłuższy czas, jeżeli wprowadzimy zbyt wcześnie euro, a nasza gospodarka może znaleźć się w obliczu konkurencji, której nie będzie w stanie wytrzymać. Czy są zainteresowani? Tak, pewne najsilniejsze grupy społeczne, ci, którzy biorą kredyty na wielką skalę, ale na wielką skalę, to nie chodzi o kredyty typu nawet na dom, tylko o kredyty, które idą w setki milionów złotych, bo wtedy nieco niższa stopa, no i bardzo poważne... stopa procentowa, bardzo poważne oszczędności. Ale cała reszta nie.

M.M.: Jak, nawiasem mówiąc, pan prezydent ocenia te metody przyjęte przez Amerykanów i przez Unię Europejską walki z kryzysem? Zapowiada to jakąś skuteczność, czy raczej powinniśmy pogodzić się z tym, że zmierzamy jeszcze w kierunku dna?

J.K.: Ja nigdy nie będę należał do tych, którzy będą twierdzili, że należy się pogodzić z tym, że jest źle i że będzie jeszcze gorzej. Oczywiście, to, żeby temu zapobiec albo choćby częściowo zapobiec, wymaga złamania pewnych sposobów myślenia, jakże modnych w ciągu ostatnich dziesięcioleci, czyli pewnego sposobu myślenia, w ramach którego państwo jest złem, natomiast prywatna firma, bo nawet trudno powiedzieć prywatny przedsiębiorca, bo ten odgrywa rolę istotną, ale mniejszą, prywatna firma, korporacja (...) jest dobrem, niejednokrotnie tak potężna, że obraca środkami większymi niż niejedno państwo, niejedno niemałe państwo na tym świecie. I jeżeli złamiemy ten kanon, a ja z tysiąca powodów jestem za tym, żeby ten Kano n złamać, choćby w imię demokracji, to myślę, że jest szansa na uratowanie wielu.

Dzisiaj może się wydawać, że interwencja, a szczególnie na skalę amerykańską, plan Paulsona, który jak wiadomo został odrzucony, że przedsięwzięcia, które pewnie podejmie Rada Europejska na najbliższym posiedzeniu za tydzień, że te przedsięwzięcia w końcu dosypią pieniędzy tym, którzy za kryzys odpowiadają, którzy zbyt ryzykancką polityką do tego kryzysu doprowadzili, co się okazało, znaczy okazało się, że oni też nie są idealnie racjonalni, że czasami myślą w sposób nieracjonalny. I to jest właśnie złamanie tego sposobu myślenia, naoczne przekonanie każdego przeciętnego nawet obywatela, że ci ludzie, którzy niejako z istoty rzeczy mieli podejmować decyzje tylko racjonalne, bo nie stoją przed nimi sprawy związane z wyborami, nie muszą się nikomu podobać albo nie podobać i tak dalej, i tak dalej, że ci ludzie również podejmują nieracjonalne decyzje. Ale jeżeli to złamiemy na dłuższą metę, to na pewno wzmocnimy państwa.

A ja jestem zwolennikiem wzmocnienia dzisiejszych państw. Dlaczego? Bo to jest jedyna organizacja przy wszystkich swoich strasznych wadach, która się poddaje kontroli demokratycznej, w ramach której ktoś, kto ma miliard dolarów, i ktoś, kto ma jednego dolara, jeżeli mówimy o Stanach Zjednoczonych, albo ktoś, kto ma miliard złotych i ktoś, kto ma jedną złotówkę, kiedy mówimy o kraju nam bliższym nieporównanie – naszej ojczyźnie, ma ten sam jeden głos. I to powoduje, że państwo, które nie jest organizacją idealną, może być groźną i historia okazała niejednokrotnie, że groźną jest dla własnych obywateli, jest instytucją i tak doskonalszą od tych, które się żadnej kontroli demokratycznej nie poddają, a czasami potrafią doprowadzić świat na skraj olbrzymiego kryzysu. Właśnie mamy tego przykład.

M.M.: Pan prezydent powiedział o tym, że plan Paulsona został odrzucony. On został odrzucony w tej pierwszej wersji. Została wprowadzona czy przyjęta druga, która zakłada, że ci ludzie, którzy rozbudzili chciwość w innych, też będą w jakiś sposób kontrolowani, a w każdym razie pozbawieni złotych spadochronów w momencie, kiedy przyjdzie im się rozstać z firmami, które na przykład doprowadzili do upadku. Miejmy nadzieję. Czy Rada Gabinetowa...

L.K.: Proszę pamiętać, że taka nowa wersja byłaby czymś niezwykłym, bo w tej chwili rzeczywiście na tym świecie powstała... znaczy jej przejście, mówiąc dokładnie, byłoby czymś niezwykłym, ponieważ takie złote spadochrony dzisiaj są własnością pewnej niezwykle wąskiej grupy na tym świecie, która jednak znajduje się w sytuacji lepszej niż nawet średni przedsiębiorca. Po co być średnim przedsiębiorcą, który ryzykuje całym swoim majątkiem, przyszłością swoich dzieci, kiedy lepiej być menadżerem, który ma zagwarantowane wynagrodzenie wyższe niż zyski średniego przedsiębiorcy i jeszcze gwarancje, że gdyby pracę stracił, to ma nie złoty, a platynowy spadochron. To jest jedna z chorób tego świata. Trzeba z tym skończyć.

M.M.: To prawda. A jeśli chodzi o nasze choroby czy odporność na tę chorobę, którą kryzys wywołuje i ona rozprzestrzenia się po Europie, Rada Gabinetowa – będzie czy też nie będzie?

L.K.: Rada Gabinetowa będzie, idzie tylko o to, żeby jej termin był odpowiedni, ale my się tutaj zastanawiamy w Kancelarii nad jednym bądź drugim dniem, i to ze względów czysto technicznych. Będzie, ponieważ sprawa wymaga Rady Gabinetowej, ponieważ Rada Gabinetowa jest uprawnieniem, a dokładnie jej zwołanie, jest uprawnieniem prezydenta, które nie wymaga kontrasygnaty premiera, czyli jest tzw. prerogatywą. Prezydent ma prawo w ważnych sprawach ją zwołać. Ja jej nie zwoływałem od lutego, czyli od dawna. Nie nadużywam tego prawa, ale tutaj moje prawo jest oczywiste i budzi zdumienie, jeżeli ktoś – nawet wysoko postawiony – stara się oceniać to, czy ja korzystam z tego prawa w sposób właściwy, czy nie. Konstytucja tego rodzaju prawo prezydentowi daje i nie jest sprawą rządu, czy on chce Rady Gabinetowej, czy nie. Jeżeli Rada Gabinetowa jest zwołana, to w takim razie się musi odbyć. Ja zostawię rządowi odpowiedni czas na przygotowanie się.

M.M.: Wróćmy, panie prezydencie, do tego, od czego zaczęliśmy. Nie brak zwolenników referendum, o którym pan mówi. Jak wykazuje wczorajsza dyskusja, choćby na naszej antenie, ale premier i jego zaplecze polityczne nie widzą takiej potrzeby i są w tej mierze raczej nieugięci. Co to wróży pańskiej inicjatywie, zważywszy na niezbędną zgodę Senatu, Senatu kierowanego przez Platformę Obywatelską?

L.K.: Dokładnie Senatu, w którym większość ma Platforma Obywatelska. Istotnie marszałek...

M.M.: Przepraszam, jeśli nie oddałem istoty rzeczy.

L.K.: Marszałek Senatu przeszedł na stronę Platformy Obywatelskiej nie tak dawno, bo przypominam, że był z ramienia PiS-u marszałkiem Senatu również, ale co to wróży? No, wtedy w tym trybie nie będzie referendum, ponieważ Konstytucja wyraźnie daje to uprawnienie prezydentowi, ale za zgodą Senatu.

Natomiast ja mam jeszcze inne tryby związane z referendum, jak choćby tryb związany z zebraniem odpowiedniej liczby podpisów. Czy będą organizacje, które się tego podejmą? Zobaczymy. Ale raz jeszcze chciałem powtórzyć: nie ma chyba sprawy, która bardziej powinna podlegać referendum, czyli decyzji wszystkich obywateli, jak sprawa służby zdrowia, czy szpital ma być spółką nastawioną na zysk, a w tych ramach na przykład niektóre usługi lecznicze, niektóre tzw. procedury, jak to się dzisiaj mówi, są bardzo mało opłacalne i zysku nigdy nie przyniosą, czy małą firmą, która ratuje ludzkie zdrowie czy ludzkie życie? Musimy sobie na to pytanie odpowiedzieć i od tego są obywatele, a nie ci, którzy być może by na tej prywatyzacji chcieli bardzo dużo zarobić.

M.M.: Nie wiem, czy o takiej osobie będę mówił, ale przy okazji ujawniają się dość zaskakujące postawy, zważywszy choćby na ironiczną wypowiedź szefa OZZL–u (to Związek Zawodowy Lekarzy) Krzysztofa Bukiela, który powiedział tak: „Pan prezydent chce pytać sprzątaczki, rolników, historyków sztuki, jak reformować system ochrony zdrowia. Dlaczego nie zapytać ludzi, jak konstruować samochody? Niech zadecydują”.

L.K.: Znaczy ja znam nawet pana przewodniczącego, tylko pan przewodniczący jest z przekonań, do czego ma prawo, skrajnym liberałem. Ja nie kwestionuję jego prawa do wyrażania swoich przekonań, a jeżeli nasz naród wybierze go prezydentem Rzeczypospolitej, to też nie będę kwestionował jego prawa do zwrócenia się do Senatu z wnioskiem o referendum. Na razie jednak go nie wybrał i nie przewiduję, żeby coś się pod tym względem zmieniło. A więc on ma prawo wypowiadać swoją opinię, która tutaj jest o tyle niecelna, że nie chodzi o sprawy techniczne. Ja nie zamierzam ogłaszać referendum w tej sprawie, która się wiąże na przykład z tym, czy w danej sprawie przeprowadzać operację, czy oprzeć się o leczenie zachowawcze, bo ten przykład, który pan doktór podał, tego właśnie dotyczy. Jak ja bym chciał, żeby Polacy w drodze referendum odpowiadali na pytanie, czy zapalenie wyrostka robaczkowego należy leczyć operacyjnie, czy w inny sposób.

Ja pytam o kwestię inną – czy zdrowie jest przedmiotem gry rynkowej, takim samym jak produkcja na przykład samochodów? Chociaż też z pewnymi ograniczeniami, bo są ograniczenia dotyczące bezpieczeństwa samochodu czy tego, żeby w przypadku zderzenia na przykład ludzie w nim jadący mieli jak największe szanse przeżycia lub nawet wyjścia cało. Są wymogi dotyczące ochrony środowiska i tak dalej, i tak dalej, czyli też tutaj nie ma pełnej wolności i chwalić Boga. Chodzi o wybór sposobu produkowania i efektu.

A ten przykład, który mało szczęśliwy podał pan doktór Bukiel, dotyczy, powtarzam, tego, jak ja bym chciał odpowiadać na pytanie: jakie lekarze mają procedury medyczne stosować i tutaj sprzątaczki by decydowały, jakie leki lekarz zaordynuje. Nie, w tej sprawie sprzątaczki, także prawnicy (ja jestem prawnikiem) nie mają nic do powiedzenia, ale w sprawie tego, czym ma być dla przeciętnego obywatela służba zdrowia, to wszyscy, tak samo sprzątaczki, jak pan doktór Bukiel, powinni mieć wszystko do powiedzenia.

M.M.: Zwłaszcza że służba zdrowia nie jest zorganizowana tylko dla lekarzy, to może warto co jakiś czas powiedzieć.

L.K.: To jest jeden z mitów, którzy nie dotyczy tylko lekarza, znaczy w tych ramach sprawami edukacji powinni zarządzać wyłącznie nauczyciele? Ja nie kwestionuję ich roli, ja nie jestem na przykład zwolennikiem tego, żeby szkołą zarządzali rodzice dzieci, które do tej szkoły chodzą, czyli rodzice młodzieży, jak w liceum, które chodzą do szkoły, bo powinni mieć wpływ, ale zarządzać powinni nauczyciele. Ale takie stwierdzenie, które stało się w Polsce modne już ponad ćwierć wieku temu, że określona korporacja zawodowa, grupa zawodowa powinna wyłącznie zarządzać sprawami, które dotyczą w istocie całego społeczeństwa, jest głębokim nieporozumieniem. Ja kiedyś żartowałem, że gdyby przyjąć ową samorządową koncepcję, to Polską powinien zarządzać samorząd pracowników Urzędu Rady Ministrów, ówczesnego, dzisiaj Kancelarii Premiera. Chyba przyznacie państwo, że to jest absurdalne.

M.M.: Panie prezydencie, nie brak ludzi, którzy twierdzą, że prywatna służba zdrowia zagwarantuje dobrą jakość usług za pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia, więc nie będzie tej potrzeby jakby dopłacania.

L.K.: Ten Narodowy Fundusz istnieje i znaczne środki do niego płyną. O jakości to wszyscy wiemy w wielu przypadkach, bo są też przypadki wspaniałych sukcesów naszej medycyny. Ja chciałem przypomnieć, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat długość życia w Polsce znacznie się przedłużyła. Także ze względu na doskonalsze procedury medyczne, nie tylko, ale także.

Z drugiej strony tutaj mówi się o duchu konkurencji. Ja myślę, że to jest tutaj niezmiernie wręcz złudne, a także dotychczasowe doświadczenia z prywatnymi klinikami, które są, nawet doświadczenia ludzi, których zaliczam do swoich przyjaciół są takie, że owszem, można dużo zapłacić, można siedzieć na skórzanych fotelach, leżeć w bardzo eleganckim warunkach, ale później, jak powstają komplikacje, to idzie się już do szpitala publicznego. Sam w życiu, nie ja na szczęście, ale moi bliscy współpracownicy mieli z takimi sytuacjami do czynienia. A wie pan, dlaczego, panie redaktorze? Bo na ogół jak ktoś jest dobrym lekarzem, to biznesmenem średnim.

M.M.: Panie prezydencie, jak winno brzmieć to referendalne pytanie? Czy ma pan jakiś pomysł? Inaczej mówiąc, kto będzie je formułował?

L.K.: Jest przepis, że prezydent je formułuje i kieruje do Senatu, natomiast my szczegóły jeszcze w tej chwili precyzujemy. My chcemy, żeby obywatele dokładnie wiedzieli, o co chodzi. Jest komercjalizacja, która prowadzi do prywatyzacji, tylko sposób sformułowania pytania musi być taki, żeby maksymalnie duża część obywateli naszego kraju, nie tylko ci, którzy kończyli najlepsze polskie uniwersytety czy politechniki, ale ci, którzy kończyli nieco gorsze szkoły wyższe albo nawet tylko szkołę podstawową, byli w stanie to pytanie dobrze zrozumieć.

M.M.: Panie prezydencie, przyjął pan dzisiaj Andżelikę Borys. No, to, co się zdarzyło na Białorusi jest gorzką pigułką, którą musi przełknąć Unia Europejska. Czy Polacy zasłużyli na gorzką pigułkę, którą zafundowała im nasza dyplomacja? Czyli Polacy mieszkający na Białorusi...

L.K.: Ja już się wypowiadałem....

M.M.: Oczywiście.

L.K.: ...w tej sprawie, nie chciałbym tutaj wracać do ocen personalnych, ale ja uważam, że polityką wschodnią w tzw. gmachu, czyli w MSZ–cie po odejściu stamtąd pani Anny Fotygi zaczęli kierować ludzie, którzy pochodzą z słynnego rosyjskiego instytutu, tam kończyli (to są Polacy, oczywiście) i że to jest bardzo źle. To jest bardzo źle, to jest specyficzny sposób myślenia. Kiedyś w moje ręce wpadła depesza, w której była mowa o progruzińskich politykach i w nawiasie na pierwszym miejscu, nie według alfabetu, wymieniony dżentelmen, który jest takim więcej niż średnim urzędnikiem Departamentu Stanu, następnie był prezydent 38–milionowego kraju (proszę pamiętać, że to pisał polski dyplomata), no, w tej chwili ja jestem tym prezydentem, a zaraz po mnie był prezydent zaprzyjaźnionej Litwy, pan Valdas Adamkus. Jego nazwisko jest na A, a więc jeżeliby obowiązywała kolejność alfabetyczna, to on byłby pierwszy. To był sposób myślenia o własnym kraju, sposób myślenia, który jest już nieuchylalny, ponieważ ci ludzie nie są dziś dziećmi i ja myślę, że mogą sobie szukać miejsca pracy gdzie indziej. W okresie rządów poprzedniego gabinetu, kierowania MSZ–em przez panią Annę Fotygę ze względu na różne przepisy chroniące tę grupę oni byli w Ministerstwie, ale nie mieli żadnego istotnego wpływu na jego działania, dzisiaj mają kluczowy wpływ.

M.M.: Panie prezydencie, skoro mówimy o Gruzji, co dzieje się w Gruzji? Czego pan oczekuje, czego pan spodziewa się? Jutro mija termin wycofania ostatecznego wojsk.

L.K.: Pod tym względem nie jest najlepiej. Ja wczoraj rozmawiałem z panem prezydentem Saakaszwilim, jutro będziemy też rozmawiać, będziemy mieli gości. Myślę, że pan prezydent Saakaszwili będzie chciał, będzie... nie chciałbym używać słowa prosił, jesteśmy przedstawicielami dwóch zaprzyjaźnionych narodów, o to, żeby przekazać na najbliższym posiedzeniu Rady Europejskiej.

M.M.: A właśnie, a kto będzie przewodniczył polskiej delegacji na to posiedzenie 15–16 października?

L.K.: Konstytucja Rzeczpospolitej mówi bardzo wyraźnie, że najwyższym przedstawicielem Rzeczpospolitej Polskiej jest prezydent.

M.M.: To jest odpowiedź na pytanie, że tak będzie?

L.K.: Tak jest.

M.M.: Panie prezydencie, skoro jesteśmy na Wschodzie, powiedzmy o jeszcze jednej rzeczy. Źle dzieje się na Ukrainie, prezydent Juszczenko rozwiązał parlament. Co wróży pan sytuacji tam właśnie?

L.K.: Chcę zacząć od tego, że zobaczymy się pod koniec października z panem prezydentem, dokładnie dwudziestego dziewiątego, to jeszcze 22 dni. Będę z nim jak zawsze rozmawiał. Ostatni raz rozmawialiśmy w Nowym Jorku, trudno powiedzieć nawet dłuższą chwilę, dłuższy czas, choć przy kolacji. Wtedy pan prezydent był optymistyczny. Optymizm Wiktora Andriejewicza jest dla mnie taki zawsze niezwykle...

M.M.: No, jest zaraźliwy (...).

L.K.: ...zaraźliwy z jednej strony, a z drugiej strony podziwiany przeze mnie, o, tak bym to określił, ale chcę ten optymizm podzielać. Myślę, że jesteśmy w jak najlepszych relacjach i zapewniam, że należę do ludzi, którzy mu najlepiej życzą, bo bardzo dobrze życzę Ukrainie, a Ukraina, jeżeli chce wybrać drogę dobrą, chociaż jest to sprawa narodu ukraińskiego, a nie naszego, nie polskich polityków, musi wybrać drogę w kierunku Zachodu i deklaruje, że ją wybrała, tylko trzeba to robić bardzo konsekwentnie, choć nie zawsze jest łatwo.

M.M.: Ja już się zastanawiałem nad tym, czy to nie buduje się kolejne zagrożenie dla Euro 2012. Może tak, oczywiście, być, no ale zobaczymy. Niech Ukraińcy poradzą sobie ze swoimi problemami. Ja chciałbym z kolei namówić pana prezydenta na chwileczkę na powrót na nasze podwórko. Czy to, co się zdarzyło w związku z tym konfliktem w PZPN–ie to nie jest jakiś policzek, który został wymierzony nam wszystkim przez tych działaczy, którym minister, premier zarzucają brak honoru i akurat w tym wypadku chyba się specjalnie nie mylą?

L.K.: No, były rzeczywiście obietnice dotyczące zmiany władz, to jest pierwsza sprawa. Sytuacja jest bardzo zła, ona została rozpoznana jeszcze przez poprzedni rząd i organa, które mu podlegały. Ja przypominam o bardzo licznych, niestety, nawet aresztowaniach w tym środowisku w okresie poprzedniego rządu. Sytuacja jest trudna i istnieje pewien konflikt między interesami polskiego kibica. Proszę pamiętać, że dla milionów Polaków piłka nożna jest rzeczą niezmiernie istotną. Ja wśród swoich współpracowników, ludzi, którzy od lat zajmują się polityką, mam też takich, dla których opuszczenie choćby w telewizji meczu, znaczy oglądanego w telewizji, jest ciężkim negatywnym przeżyciem i sprawdzianem ich wierności Rzeczypospolitej, a są osoby jeszcze bardziej zaangażowane. I o tym trzeba pamiętać. A z drugiej strony ten stan rzeczy jest cynicznie wykorzystywany.

M.M.: Nie burzy się w panu krew, kiedy w takich sytuacjach uświadamiamy sobie, do jakiego stopnia eksterytorialne organizacje, federacje są w stanie lekceważyć wolę władz demokratycznego państwa? No, można powiedzieć to, że wolę społeczeństwa, bo różnego rodzaju sondaże wykazywały, że Polacy gotowi są zgodzić się na sankcje tak daleko idące, jak walkowery w meczach z Czechami, Słowakami, byleby nawet za tę cenę zrobić porządek w PZPN.

L.K.: Czy mi się burzy? Oczywiście, że mi się burzy, ale ja mam niemodne przekonania pod pewnymi względami. Ja w ogóle uważam, że w dzisiejszym świecie działa dużo niekontrolowanych przez nikogo podmiotów, które są bardzo potężne, w różnych dziedzinach: w sporcie, też zresztą z gospodarką związanym, w gospodarce, także jeszcze w innych dziedzinach. W szczególności chodzi tutaj o różnego rodzaju korporacje zawodowe, których interesy stoją w sprzeczności z interesem ogółu społeczeństwa. I że czas na to, żeby w skali całej zachodniej cywilizacji z tym skończyć. No ale jestem prezydentem dość dużego państwa europejskiego, średniego jak na skalę świata, choć dwudziestego drugiego, dwudziestego pierwszego jeśli chodzi o produkcję krajową, ale nie na głowę, tylko sumę produkcji, czyli jeżeli liczyć stu dziewięćdziesięciu kilku członków ONZ–u, to jesteśmy państwem dużym. No ale świat nieco inaczej wygląda i naprawdę jak na świat jesteśmy państwem średnim i mam ograniczone możliwości. Ale czy bym chciał z tym skończyć, czy wierzę w to, że bez skończenia z tym nasza cywilizacja jest zagrożona, a, to jest inna sprawa. Tak, wierzę, że jeżeli z tym nie skończymy, to nasza cywilizacja jest zagrożona. A to jest najlepsza z tych, które znam w historii. Nie twierdzę, że idealna, ale lepszej nie było.

M.M.: Panie prezydencie, rozpoczęliśmy wcześnie dzień. Jak będzie wyglądał dalej? No, nie będę ukrywał, wiem, że jedzie pan do Wadowic.

L.K.: Tak.

M.M.: Z jakiego powodu?

L.K.: No bo jest zjazd Solidarności, zawsze tam jeżdżę jak mogę, jak mnie zapraszają, bo były czasy, że nie.

M.M.: Zaprosili.

L.K.: Zaprosili, jak byłem prezydentem, zresztą i wcześniej.

M.M.: Czego oczekują albo co usłyszą?

L.K.: Będę miał wystąpienie dotyczące patriotyzmu, Solidarności, tradycji Solidarności, problemów związanych z Solidarnością. Dzisiaj one są konkretne, choćby związane właśnie ze służbą zdrowia czy systemem monetarnym, powiem kilka słów o standaryzacji w skali globalnej, związanych ze stosunkami pracy, bo inaczej ci, którzy nie stosują żadnych standardów, mają olbrzymią przewagę nad tymi, którzy je stosują. Inaczej mówiąc, o wielu sprawach będę mówił, pewnie o kilka spraw będę pytany. No ale to za kilka godzin.

M.M.: No tak, a mało jest rzeczy, na których pan prezydent tak się zna, jak prawo pracy, więc moglibyśmy pewnie jeszcze tych parę godzin o tym rozmawiać. Dzisiaj serdecznie panu dziękujemy.

L.K.: Dziękuję bardzo.

M.M.: Przypomnę naszym słuchaczom, że naszym gościem był Prezydent RP, profesor Lech Kaczyński.

(J.M.)