Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 07.11.2008

Nie prywatyzacja szkół, a przejęcie prowadzenia szkół

Jeżeli będą chętne organizacje, stowarzyszenia, które rzeczywiście z zaangażowaniem i dobrze to będą robić, to tylko chwała im za to.

Jacek Karnowski: Naszym gościem jest Katarzyna Hall, Minister Edukacji. Dzień dobry, pani minister.

Katarzyna Hall: Witam serdecznie.

J.K.: Pani minister, jak to jest z prywatyzacją oświaty? Pojawiła się informacja, że zapisy w nowelizacji ustawy ułatwią stowarzyszeniom, firmom i prywatnym osobom przejmowanie publicznych szkół od samorządu. „Rząd prowadzi do prywatyzacji oświaty, bo w świetle tych zmian samorząd może oddać dużą, nie zagrożoną likwidacją szkołę prywatnemu podmiotowi” – tak mówi Sławomir Kłosowski, były wiceminister edukacji w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Czy będą prywatyzowane szkoły?

K.H.: Zapis ten umożliwia tylko i wyłącznie przekazanie do prowadzenia szkoły publicznej, która ma być publiczna, czyli bezpłatna, powszechnie dostępna i prowadzona tak, aby to było zgodna z potrzebami społeczności lokalnej. Samorząd podejmuje tę decyzję w myśl zapisu ustawy i pewnie będzie to czynił wtedy, kiedy uzna, że konkretne na przykład stowarzyszenie rodziców z większym zaangażowaniem, w sposób bardziej dostosowany do potrzeb lokalnej społeczności przejmie to zadanie. Mamy w tej chwili bardzo wiele sytuacji, że szkoły są likwidowane tam, gdzie lokalna społeczność czuje, że są bardzo potrzebne. I po prostu wówczas zamiast organizować procedurę likwidacji, można podpisać umowę, jeżeli mamy konkretny podmiot, który chce to zadanie wziąć na siebie.

J.K.: Czy to zmienia coś z punktu widzenia rodziców ucznia, np. w kwestii opłat?

K.H.: Dla rodziców to może pozostać zupełnie niezauważalne. Na dziś tak nie jest. Mamy na dziś ponad 500 szkół publicznych prowadzonych przez inne organy niż samorząd, ale na ogół do takiej sytuacji doszło wtedy, kiedy najpierw trzeba było, nawet chcąc przekazać konkretnemu np. stowarzyszeniu tę szkołę, najpierw trzeba było uruchomić całą procedurę likwidacyjną, która polegała na poinformowaniu właśnie rodziców, uczniów, że jest zamiar likwidacji i oni się denerwowali, no bo nie wiedzieli, co dalej, czy rzeczywiście można zaufać, że będzie to przekazane im do prowadzenia, czy też nie. Nam chodzi o to, żeby uniknąć tego całego zdenerwowania, które na dziś towarzyszyło tego typu zmianom, które pomimo to w wieluset przypadkach się jakoś tam powiodły. Ale tu można będzie to zrobić bardziej płynnie i dodatkowo zabezpieczyć też płynność finansowania, tę subwencję edukacyjną będzie można płynnie od momentu przekazania w postaci umowy tej szkoły przekazywać, czyli zabezpieczyć finansowanie, umożliwić, żeby już właśnie to działało dla klienta, dla ucznia, dla rodzica bez zmian.

J.K.: A nie będzie tak, że samorządy będą chciały pozbywać się kłopotu i będzie presja na przekazywanie szkół właśnie innym podmiotom? No bo to jest tak, że zdejmujemy sobie kłopot z głowy...

K.H.: Znaczy powiem tak, że jeżeli będą chętne organizacje, stowarzyszenia, które rzeczywiście z zaangażowaniem i dobrze to będą robić, to tylko chwała im za to. Na dziś takich doświadczonych podmiotów trochę mamy, ale wcale nie za wiele. I tu trzeba popatrzeć na to tak, że to jest pewne zadanie publiczne oświata i te zadanie pozostanie zadaniem samorządu lokalnego, on nadal będzie miał obowiązek prowadzić szkoły, odpowiadać za sieć szkolną i to zadanie pozostanie. W niektórych wypadkach umożliwione będzie takie przekazanie, kiedy konkretna rada miasta czy gminy uzna, że rzeczywiście jest to z jakichś powodów lepsze dla społeczności lokalnej, a być może dla rady miasta bardziej racjonalne byłoby np. zlikwidowanie tej szkoły.

J.K.: A taka szkoła może wprowadzić czesne?

K.H.: Nie, nie, bo ona ma pozostać publiczna. Jeżeli szkoła...

J.K.: I musi przyjąć wszystkie dzieci z rejonu, tak?

K.H.: Musi przyjąć wszystkie dzieci na dokładnie tych samych zasadach, co każda publiczna szkoła. Tak że to jest zadanie, które jest finansowane też na podstawie tej średniej kosztów w gminie czy powiecie, więc w tym momencie jak gdyby nie jest to jakieś takie przedsięwzięcie, które można powiedzieć, że to zamieniamy w szkołę właśnie taką, że ktoś tam się w jakiś nieuzasadniony sposób na tym dorobi. W ogóle zabronione będzie w myśl tych przepisów, jeżeli na podstawie takie umowy się przejmie szkołę, później na przykład zlikwidowanie szkoły, przekształcenie w coś innego. Jeżeli ten podmiot, który przejmie szkołę, uzna, że sobie z tym zadaniem nie radzi, to będzie miał jedyną możliwość oddać z powrotem samorządowi i to samorząd będzie decydował, czy likwidować, czy przekształcać...

J.K.: Czy kogoś innego szukać.

K.H.: Czy szukać kogoś innego, kto to zadanie zrobi lepiej. Tak że tu jest to po prostu oddanie zadania publicznego jakiejś organizacji, która w swoich statutowych zadaniach ma tego typu misję i to jest takie zadanie... trzeba do niego misji po prostu, bo tu raczej trzeba się gimnastykować, żeby związać koniec z końcem, można tak powiedzieć, bo najczęściej...

J.K.: Niż mieć wielkie zyski, tak.

K.H.: ...oddaje się te szkoły właśnie stowarzyszeniom, taka dzisiejsza jest praktyka, w takich trudnych okolicznościach, gdzie właśnie jest mało dzieci, trudne warunki, a społeczność lokalna się zaweźmie i powie: nam jest potrzebna ta szkoła, my to zorganizujemy lepiej, efektywniej, potrafimy wziąć sprawy we własne ręce. No i całe szczęście, że trochę takich obywatelskich stowarzyszeń już jest. Najczęściej to są stowarzyszenia związane z konkretną miejscowością, które taki pewien lokalny swój patriotyzm w ten sposób manifestują.

J.K.: Pani minister, dziś Rzeczpospolita publikuje artykuł zatytułowany: „Minister Hall topi reformę”, chodzi o wysyłanie sześciolatków do szkół. Posłowie Platformy wytykają szefowej resortu, czyli pani, że sztandarowy pomysł partii, właśnie to sześciolatki w szkołach, zamieniła pani w propagandową katastrofę, że właściwie było tak, że właściwie każda partia w swoim programie wpisywała: wyślemy sześciolatki do szkół, pani postanowiła to zrobić, no to jest raczej duży opór, jest duża akcja rodziców, kilkadziesiąt tysięcy podpisów, wysyłają apele bezpośrednio do ministerstwa. Jak pani się odniesie do tego zarzutu, że zwłaszcza od takiej strony propagandowej, nazwijmy to, coś poszło nie tak?

K.H.: Rozmawiamy z rodzicami i ja powiem szczerze, rozumiem rodziców, którzy mają obawy. I dlatego chętnie rozmawiam, staramy się odpowiadać na wszystkie listy, petycje, które do nas napływają, żeby na te różne wątpliwości odpowiadać. I powiem tak, że jeżeli rodzice obawiają się szkoły, jeżeli uważają, że ich dzieciom z jakichś powodów w tej konkretnej szkole, którą znają, jest niebezpiecznie, to jest to dla mnie tym bardziej motywujące w myśleniu o tym, że szkołę trzeba i warto zmienić, bo szkoła powinna być bardziej przyjazna dzieciom, bardziej odpowiadająca potrzebom i dziecka, i rodziców, jeżeli chodzi o opiekę nad dzieckiem, o...

J.K.: Jest 10 miesięcy mniej więcej na przygotowanie tego wszystkiego. Czy te szkoły, te maluchy... niektóre przygotują się na to, żeby przyjąć sześciolatki? Ci rodzice widzą te dzieci w swoich domach, wiedzą, że to są małe dzieci, kruche istoty, łatwo nerwicy je nabawić.

K.H.: Zakładamy, że ten okres przejściowy będzie wynosił 3 lata, nie 10 miesięcy. Od września 2009 chcemy jedynie powiedzieć, że każdy rodzic ma prawo, dziecka pięcioletniego ma prawo do edukacji przedszkolnej i to samorząd musi tę ofertę zorganizować dla każdego dziecka pięcioletniego. I każdy rodzic sześciolatka ma prawo do tego, żeby podjąć decyzję, żeby dziecko poszło do szkoły. Może wybrać, czy będzie objęte edukacją przedszkolną, tym przygotowaniem przedszkolnym, tak jak do tej pory, bo jest obowiązek przygotowania przedszkolnego dla sześciolatka dziś, czy też podejmie decyzję, że jego dziecko już pójdzie do szkoły.

Ten cały kalendarz jest obliczony na to, żeby przez najbliższych parę lat był wolny wybór rodzica, bo rodzic po pierwsze zna swoje dziecko, wie, czy chodziło do przedszkola, czy dobrze się tam czuło, czy dobrze sobie radzi w grupie rówieśniczej, pewne postępy robi, rodzic obserwuje najwnikliwiej swoje dziecko. A z drugiej strony zna też tę szkołę, konkretną, którą ma najbliżej i może podjąć decyzję, czy jej zaufa, jak ta szkoła jest zorganizowana, czy zapewnia opiekę, czy ma przyjazną atmosferę, bo o to chodzi, żeby szkoła taka była. I to rodzic będzie tym, który powie „sprawdzam, idę, patrzę, oglądam” i to dyrektor szkoły będzie miał obowiązek poinformować, wytłumaczyć, pokazać uczciwie, jaka ta oferta dziś jest. I być może rodzic powie: nie, szkoła mi nie odpowiada, sytuacja nie jest taka, że moje dziecko w tej szkole sobie poradzi, niech ono jeszcze rok będzie objęte edukacją przedszkolną i dopiero za rok pójdzie do szkoły. I my będziemy monitorować bardzo wnikliwie, ilu rodziców podejmuje takie decyzje, w jakich gminach...

J.K.: Pani minister, jeszcze o jedną sprawę chciałem zapytać na koniec. Pani minister, czy pani zdaniem nauczyciele powinni mieć prawo do pomostówek? Wczoraj sejm przyjął ustawę, która to prawo pedagogom odbiera.

K.H.: Ja mam koleżanki z roku, które razem ze mną kończyły studia i które już są na emeryturach. Tak że stosunkowo wcześnie można przejść na emeryturę, nawet mając 48–49 lat w dzisiejszym tym stanie prawnym, który był do tej pory. Najczęściej te osoby, które decydowały się z tego prawa korzystać, potem i tak podejmowały jakąś aktywność zawodową. To jest na pewno... ten dotychczasowy to było zdecydowanie za wcześnie, bo naprawdę większość ludzi jednak w tym wieku jeszcze jest chętna podejmować tę aktywność zawodową, w szczególności zawód nauczyciela myślę jest takim, że wraz z pewnym poziomem dojrzałości czasem mamy więcej do dania, do podzielenia się z wychowankami w sensie bycia pewnym dla nich i przykładem, i mogąc lepiej współpracować z rodzicami w różnych problemach wychowawczych.

Tak że myślę, że ten potencjał tych nauczycieli troszkę dojrzalszych może być spokojnie w systemie edukacji zagospodarowany, oni są dalej potrzebni, a w szczególności pewna grupa nauczycieli, tych, którzy rzeczywiście pracują w bardzo szczególnych warunkach, czyli na przykład w zakładach poprawczych, w takich bardzo specjalnych, stresujących sytuacjach, zachowuje te prawa. Tak że myśmy rozgraniczyli, że jest pewna grupa, która nadal może z tej możliwości przejścia na tę wcześniejszą emeryturę skorzystać.

J.K.: Bardzo dziękuję. Katarzyna Hall, Minister Edukacji Narodowej, była gościem Sygnałów Dnia. Dziękuję, pani minister.

K.H.: Dziękuję.

(J.M.)