Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 03.03.2007

Wierny ideałom PiS, ale nie za cenę radykalizmu

Życie i historia uczy, że radykałowie są nawozem historii i chętnie się ich słucha, natomiast nigdy nie odgrywają większej roli, jeśli chodzi o tak zwany "mainstream" czyli oddziaływanie na realną politykę. (...) Ja mam ambicję ze swoim potencjałem jednak uczestniczyć w głównym nurcie.

Paula Michalik: W studiu Polskiego Radia w Gdańsku gość Sygnałów Dnia, poseł Jacek Kurski z Prawa i Sprawiedliwości. Dzień dobry.

Jacek Kurski:
Witam panią, witam państwa.

P.M.: A w studiu w Warszawie Marek Mądrzejewski.

Marek Mądrzejewski: Witam, panie pośle. Można w weekend tak troszeczkę lżej zacząć?

J.K.:
Można, oczywiście.

M.M.: Czy stracił pan posadę, którą pan sobie wytargował w czasie kampanii wyborczych, pitbulla braci Kaczyńskich?

J.K.: [śmieje się] Ja sobie nie wytargowałem, taka była po prostu dosyć złośliwa ocena części mediów, a szczególnie opozycji. Nigdy nie było moją intencją być pitbullem czy bullterierem, bo tak to fachowo się nazywało. Teraz, kiedy zaczął się okres normalnej polityki, przekroczyłem czterdziestkę, staram się ten wizerunek zmienić i od paru miesięcy mi się jakoś udaje. Życie i historia uczy, że radykałowie są nawozem historii i chętnie się ich słucha, natomiast nigdy nie odgrywają większej roli, jeśli chodzi o tak zwany „mainstream” czyli oddziaływanie na realną politykę. Ja mam ambicję...

M.M.: Główny nurt realnej polityki.

J.K.:
Tak jest. Ja mam ambicję ze swoim potencjałem jednak uczestniczyć w głównym nurcie, stąd ta pewnie zmiana, którą pan zauważył.

M.M.: No to dobrze, uspokoił mnie pan, bo sądziłem po prostu, że stracił pan czujność.

J.K.:
Nie, nie, cieszy mnie, że pan tak to ocenia, to dobry znak po prostu.

M.M.: W każdym razie są rzeczy, nad którymi warto się zastanowić z punktu widzenia bezpieczeństwa Prawa i Sprawiedliwości czy też całej koalicji.

J.K.:
Ale to nie zmienia, oczywiście, stanowczości i że tak powiem wierności ideałom PiS-owskim, natomiast nie za wszelką cenę radykalizmu i jakichś takich większych...

M.M.: Dobrze, panie pośle, czy w takim razie za wszelką cenę koalicja?

J.K.:
Koalicja do tej pory, do tego momentu, dopóki dobrze służy Polsce. Do tej pory pomimo pewnych napięć, zawirowań, zakrętów ten okręt czy ten pojazd jedzie jednak w miarę do przodu i dobrze służy Polsce. Więc dopóki to jest dla Polski dobre, to tak. Ale, oczywiście (...).

M.M.: Czy to nie wygląda troszeczkę w ten sposób, że w tej koalicji coraz więcej jest ludzi, którzy nie chcą ponosić odpowiedzialności za to, co konstytucyjnie jest im przypisane? Spójrzmy na wicepremiera, ministra rolnictwa Andrzeja Leppera – nie robi nic innego, tylko aby udowodnić, że to, za co on odpowiada jest w gruncie rzeczy działką odpowiedzialności wszystkich i jeżeli nie będzie doceniony, to on po prostu wyjdzie z koalicji. Mówi to po raz któryś.

J.K.:
To jest dosyć typowe zachowanie mniejszych partnerów...

M.M.: Dlatego pytam, jak długo panowie to zniosą.

J.K.:
To jest dosyć typowe zachowanie mniejszościowych partnerów, którzy w polskiej tradycji politycznej budują swoją tożsamość na tym, żeby od czasu do czasu, ostatnio troszeczkę częściej niż rzadziej, przypomnieć o sobie i budować swą tożsamość na troszeczkę takim nadymaniu się, napinaniu mięśni, pokazywaniu, że ja tu jednak jestem ważny. No i coś takiego mieliśmy w przypadku pana wicepremiera Leppera parę dni temu w sprawie, która, wydaje mi się, będzie załatwiona za kilka tygodni po stosownych regulacjach rozporządzeniowych (...).

M.M.: O których pan mówi? O biopaliwach, czy o...

J.K.:
O biopaliwach. I o górce świńskiej też. Więc myślę, że te sprawy będą załatwione. Być może pan wicepremier Lepper wie, że już będą załatwione i chce sobie przypisać tę stuprocentową zasługę ich załatwienia. Natomiast intencją Jarosława Kaczyńskiego jest załatwić tę sprawę.

M.M.: W każdym razie uchroni to Andrzeja Leppera przed ryzykiem politycznej schizofrenii, bo kiedy chciał stawać na barykadach, aby protestować przeciwko ministrowi rolnictwa, to na to się zanosiło.

J.K.:
Dosięgnął w tym dziele Lecha Wałęsę, który chciał kiedyś prowadzić tłum na Belweder, w którym sam zasiadał.

M.M.: I być za, a nawet przeciw.

J.K.:
Ale przypomnę los Lecha Wałęsy – lepiej jednak nie spadać z piedestału aż w ten sposób.

M.M.: No to poustawiajmy wszystko w kolejności, żeby idąc za jednym z powiedzeń byłego prezydenta „bryczka nie ciągła konia”, i spójrzmy na drugiego wicepremiera i koalicjanta. Co pan sądzi na temat całej tej awantury po wystąpieniu wicepremiera Giertycha w Heidelbergu?

J.K.:
Jestem rozbity czy ambiwalentnie do tego podchodzę. Z jednej strony merytorycznie to, oczywiście, jest to racja, też nie mam nic przeciwko temu, żeby w Europie panował zakaz aborcji czy zakaz propagowania homoseksualizmu, natomiast jest to sprawa poszczególnych krajów europejskich. Wielokrotnie zwracamy uwagę, często ostentacyjnie na to, żeby nikt nam się nie wtrącał w sprawy obyczajowe w Polsce i piętnujemy jakiekolwiek tego rodzaju aluzje czy strofowania ze strony Europy, więc bądźmy tutaj sprawiedliwi. A po drugie było to w oczywisty sposób nie uzgodnione stanowisko z premierem. Nie uzgadnia się stanowiska rządu w ten sposób, że się do skrytek ministrów wrzuca jakieś swoje przemyślenia i wobec braku reakcji uznaje się, że to jest akceptacja tego stanowiska i stanowiska całego rządu. No więc trochę to było dziecinne i myślę, że wicepremier odbierze jakąś reprymendę w tej sprawie.

M.M.: Dowiemy się o niej?

J.K.:
Nie wiem, nie jestem rzecznikiem rządu, nie jestem w rządzie, jak się państwu uda, to pewnie się państwo dowiedzą.

M.M.: Pewnie się dowiemy. Natomiast nazwisko Giertychów, wygląda na to, że wpisze się jako jedno z pierwszych w umysły Europejczyków, bo i ojciec, który jest deputowanym, wicepremiera też na cenzurowanym w Europie, a to z kolei za propagowanie – tak przynajmniej twierdzą ci, którzy mu to zarzucają – poglądów antysemickich.

J.K.:
Nie umiem się z tym zgodzić, myślę, że to jest w sposób pewnie troszeczkę naciągany interpretowane na Zachodzie, tym niemniej nie jest dobrze, kiedy wizerunek Polski jest wystawiany na szwank przez (...) polityków.

M.M.: Cezary Michalski w dzisiejszym komentarzu w Dzienniku napisał: „Wszyscy jesteśmy Giertychami”, mając na uwadze właśnie to, iż tak jesteśmy przez Europejczyków choćby postrzegani.

J.K.:
No to tym bardziej widzę miejsce na reprymendę premiera dla pana wicepremiera. Musimy dbać o wizerunek Polski, jednocześnie bardzo stanowczo bronić swoich interesów i swojego prawa do tworzenia polskiej tożsamości i kulturowości.

M.M.: Europa nie powinna nam narzucać poglądów, jeśli idzie o takie kwestie, jak choćby ochrona życia, ale sami też nie potrafimy w sposób wyważony, spokojny do końca ich ukształtować i przełożyć na prawo. Po której stronie Prawa i Sprawiedliwości jest pan, panie pośle, jeśli idzie o konstytucyjną gwarancję ochrony życia od poczęcia?

J.K.:
Po stronie tych, którzy pragną wzmocnienia konstytucyjnej gwarancji życia, ale jednocześnie tych, którzy chcą, żeby to się udało, żeby ta sprawa nie przegrała, to znaczy jestem za zdobyciem takiej większości, która zagwarantuje stuprocentowy sukces tej operacji, dlatego że gdyby doszło do głosowania i gdybyśmy przegrali, no to w polityce nic nie pozostaje bez reakcji, to będzie to asumpt dla wszystkich lewaków, przeciwników życia do uderzenia i kontrakcji w drugą stronę, że skoro nie udało się wzmocnić, to może właśnie trzeba osłabić prawną ochronę życia. W związku z czym bardzo wysoko oceniam ostatnią inicjatywę premiera Jarosława Kaczyńskiego wyrażoną...

M.M.: Dostał pan list?

J.K.:
Dostałem list i jestem bardzo nim usatysfakcjonowany. Premier dokładnie zrobił to, czego myśmy chyba oczekiwali, to znaczy sformułował propozycję następującą: trzeba dla wzmocnienia prawnej ochrony życia szukać 307 głosów czy szukać tych dwóch trzecich, co wymaga porozumienia z opozycją. Porozumienie z opozycją wymaga spełnienia przynajmniej części, oby jak najmniej, ale jednak części oczekiwań opozycji, czyli na przykład rozszerzenie zakresu działania komisji nadzwyczajnej czy też rozszerzenie jej składu i nieco wydłużenia jej w czasie. W związku z czym to jest kompromis konieczny dla znalezienia takiej politycznej osłony, która zagwarantuje sukces tej niezwykle ważnej inicjatywy rozszerzenia Konstytucji, czyli konstytucyjnej ochrony życia poczętego.

M.M.: Czy nowy przewodniczący Komisji gwarantuje poparcie PSL-u w tej mierze?

J.K.:
Pewnie gwarantuje, natomiast też niedobrze się z kolei stało, że odwołano panią posłankę Jadwigę Wiśniewską. Myślę, że niewłaściwie odczytywano jej intencje. Ona właśnie chciała troszeczkę dłużej procedować, ale w duchu zgody z opozycją i to niekoniecznie z opozycją tą w Komisji, ale na sali, która realnie będzie głosować przecież te propozycje.

M.M.: Proszę nam jeszcze króciutko wyjaśnić, panie pośle, na czym polega przewaga w tej koncepcji zmodyfikowania artykułu 30 Konstytucji, a nie tykania artykułu 38.

J.K.:
W tym, że on jest właśnie, mówiąc tak kolokwialnie, bardziej strawny dla większej części Izby, to znaczy ten trzydziesty ósmy jest zapewne bardziej odwołujący się do tej wrażliwości twardokatolickiej, integrystycznej, natomiast tamten...

M.M.: I tym samym do sporu, który zdominował polskie życie po 1989 roku przynajmniej parokrotnie.

J.K.:
Znaczy zdominował jak zdominował...

M.M.: No, był ożywiony.

J.K.:
7 stycznia 1993 roku weszła w życie ustawa antyaborcyjna, która jest trudnym, ale jednak realnie funkcjonującym kompromisem w świecie katolickim w tej sprawie, więc od 14 lat nie mamy nad tą sprawą większego problemu, pomimo parokrotnych prób lewicy zmiany tego stanu rzeczy. Więc intencją i premiera, i PiS-u jest, żeby nie zburzyć tego, co jest, a jednak w jakiś znaczący sposób to poprawić.

M.M.: Dobrze, zapisy w Konstytucji, oczywiście, mają taki charakter przypomnienia fundamentalnych wartości, ale powinny mieć też, na ile to jest możliwe, zastosowanie czy możliwość zastosowania prawnego. Co to znaczy, bo tak będzie brzmiała poprawka, o której mówimy, że człowiek posiada niezbywalną godność od chwili poczęcia? „Niezbywalną godność od chwili poczęcia”.

J.K.:
Nie chcę się wdawać w większe teologiczne czy antropologiczne rozważania, ale dla mnie jest oczywiste, że jeżeli ktoś ma niezbywalną godność od poczęcia, to nie można go zabić, to jest oczywiste.

M.M.: Ale są też inne aspekty tego pojęcia.

J.K.:
No, różne, bioetyczne i tak dalej, w związku z czym tym bardziej wymaga to przepracowania w komisji, ale w duchu takim, żeby zwolennicy wzmocnienia życia w Konstytucji nie odnosili wrażenia, że ktoś sabotuje, ktoś przeciąga, ktoś chce pozorować prace. To wymaga właśnie tego kompromisu 307, a jeszcze lepiej, żeby to było 407, to znaczy żeby za tym była cała izba bez SLD, no bo SLD, oczywiście, się nigdy na to nie zgodzi.

M.M.: Panie pośle, jak pan ocenia odwołanie Bronisława Wildsteina z funkcji prezesa Telewizji Polskiej?

J.K.:
Neutralnie, to znaczy bardzo cenię Bronisława Wildsteina, nawet Bronka, no bo nasze pokolenie jest na ty, i jako publicystę, jako człowieka z niezwykłym charakterem i nawet charyzmą, niezapomniana „lista Wildsteina”, czyli stawianie wartości ponad własnym interesem, przecież wyleciał wtedy chyba z Rzeczpospolitej za stawianie jasno pewnych spraw.

M.M.: Tak. Miał duże doświadczenie w wylatywaniu z różnych firm, w których pracuje.

J.K.:
Tym niemniej czym innym jest osobista ocena, a czym innym ocena funkcjonowania jako prezesa. Tu był – z tego, co wiem, no bo nie było oficjalnego komunikatu rady nadzorczej – po prostu niezdolność prezesa do współpracy z podstawowymi organami spółki, takimi jak zarząd, takimi jak rada nadzorcza. Nie da się zreformować czy nawet trzymać w ryzach takiego gigantycznego molocha, jak Woronicza 17, będąc w ten sposób skonfliktowany. W związku z czym ja programowo oceniam telewizję neutralnie, pewne rzeczy mi się podobały, pewne mi się nie podobały, tym niemniej rozumiem prawo organów do zmiany prezesa.

M.M.: Czy Bronisław Wildstein, człowiek, który gotów był – jak sam pan powiedział – ogłosić tzw. „listę Wildsteina”, a więc dać dowód bezkompromisowości, jest człowiekiem, który kłamie?

J.K.:
Nie wiem, widocznie chce mnie pan wciągnąć w jakąś odpowiedź, z której się zaraz będę musiał wykręcać, więc wydaje mi się, że nie powinien kłamać.

M.M.: On w każdym razie powiedział i myślę, że dla przyjaciół, dla ludzi, którzy są z nim na ty, powinno być to w jakiś sposób wiążące, on powiedział po odwołaniu, że jest to decyzja o charakterze politycznym.

J.K.:
Ale jego powołanie tym bardziej było decyzją o charakterze politycznym. Ja pamiętam, jaki był jazgot, jaka była napaść na Jarosława Kaczyńskiego i PiS, że Bronisław Wildstein, ten od listy Wildsteina, został prezesem telewizji. W związku z czym mamy do czynienia z medialnym rozgrywaniem tej sprawy. Ci, którzy jeszcze trzy miesiące temu, tak jak opozycja, Platforma, formułowali pod adresem Bronisława Wildstena straszne zarzuty, że pod jego rządami telewizja knebluje usta dziennikarzom, że jest zamordyzm i zamach na wolność słowa, dzisiaj próbują upiec polityczny geszefcik, biznesik na fałszywych komentarzach związanych z jego odwołaniem.

M.M.: Myślę, że na pytanie o to, czy Andrzej Urbański będzie apolitycznym prezesem, przyjdzie jeszcze czas i wówczas na pewno do pana ponownie zatelefonuję, a może uda nam się zaprosić pana do studia w Warszawie. Dzisiaj dziękujemy.

J.K.:
Z przyjemnością. A obiecał pan słuchaczom rozstrzygnięcie sprawy mundurków, bo kiedy jechałem, w radiu było zapowiadane to pytanie. Chyba pan zapomniał.

M.M.: To, prawdę powiedziawszy, czas spowodował, że już musimy się żegnać.

J.K.:
W każdym razie na pewno sprawa mundurków wróci. To była zwykła pomyłka, jeden z posłów się pomylił i niech wicepremier nie robi... I w związku z czym ta część posłów, która...

M.M.: PiS jest za mundurkami.

J.K.:
Jest za mundurkami, oczywiście.

J.M.