Logo Polskiego Radia
Jedynka
Tomasz Jaremczak 16.01.2014

Plutonowy Saczek: pomoc dla rannych żołnierzy jest poniżej minimum

- Trzeba walczyć, o wszystko się dopominać, wyciągać rękę i prosić. Nie tak powinno to wyglądać - powiedział w rozmowie z reporterem radiowej Jedynki starszy plutonowy Mariusz Saczek. Ciężko ranny w Afganistanie domaga się przed sądem od MON odszkodowania w wysokości 3 mln złotych.
Starszy plutonowy Mariusz Saczek przed rozprawą w Sądzie Okręgowym w WarszawieStarszy plutonowy Mariusz Saczek przed rozprawą w Sądzie Okręgowym w WarszawiePAP/Paweł Supernak

Do tragedii doszło 27 lipca 2010 roku. 36-latek został ranny razem z sześcioma innymi żołnierzami z załogi Rosomaka, gdy pod ich pojazdem wybuchła mina. Saczek doznał złamania kręgosłupa w trzech miejscach i uszkodzenia rdzenia kręgowego. Ma niedowład nóg, porusza się na wózku lub o kulach. Miał obrażenia śledziony i wątroby, a także słuchu, w szpitalu spędził dwa lata. W jego przypadku uszczerbek na zdrowiu oszacowano na 120 proc.

Saczek tłumaczył, że skupia się na tym, żeby wrócić do zdrowia. Chce jednak dostać pomoc od państwa, która - jak podkreślał - mu się należy. - Gdyby ustawa o weteranach była inaczej skonstruowana, gdybyśmy mieli inne świadczenia gwarantowane, to pewnie nigdy w tym miejscu (w sądzie), byśmy się nie spotkali - powiedział plutonowy.

Jego zdaniem brakuje w niej indywidualnego podejścia do  rannych. - Tak samo traktuje się tych, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu 10 proc. i tak samo tych, którzy mają uszczerbek rzędu 90 proc. - powiedział. Przyznał, że jedynie kilka punktów stanowi różnicę. - Rehabilitacja i leczenie jest takie same dla tych, którzy złamali palec na misji i tych, którzy mają złamany kręgosłup bądź uraz czaszkowo-mózgowy - tłumaczył w rozmowie z Patrykiem Michalskim.

O sprawie Mariusza Saczka mówił też w "Sygnałach dnia" szef MON Tomasz Siemoniak. Zapewniał m.in, że Polska nie zostawia weteranów bez opieki. 

Do tej pory Saczek dostał odszkodowanie z tytułu nieszczęśliwych wypadków, które w większości przeznaczył na rehabilitację. Próbował się leczyć w Busku-Zdroju. - Tam wracałem do zdrowia. To chyba jedna z lepszych placówek MON. Po pobycie w szpitalu spędziłem tam pół roku. Tam też postawiłem pierwsze kroki - chwalił placówkę.  Po rocznej przerwie złożył wniosek ws. ponownego przyjęcia do lecznicy. - Kazano mi czekać do roku 2018. Po interwencjach datę zmieniono na wcześniejszą - powiedział.

>>>Zapis całej rozmowy

Saczek ma nadzieję, że po wygranym procesie będzie go stać na zabieg za zagranicą. - W tej chwili nie mam nawet na prywatne ośrodki w kraju - powiedział. Żalu do państwa polskiego nie ma. - To za dużo powiedziane, ale można było się spodziewać czegoś innego - podsumował.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

"Sygnały dnia" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między godz. 6.00 a 9.00. Zapraszamy!

tj/ag