Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 19.02.2009

Nowe "państwo", stare problemy

Minął rok od jednostronnego ogłoszenia niepodległości przez Kosowo.
Fatmir SejdiuFatmir Sejdiufot. Wikipedia

Pierwsza rocznica istnienia państwa była hucznie obchodzona przez większość albańską, która stanowi ponad 90% ludności kraju nowego kraju. 120 tysięczna mniejszość serbska, ciesząca się poparciem rządu Serbii i większości tamtejszego społeczeństwa, wciąż neguje istnienie Republiki Kosowa i uważa ten region za część Serbii. Kruchego pokoju w Kosowie stale broni 15 tysięcy żołnierzy sił międzynarodowych.

Prezydent Kosowa Fatmir Sejdiu powiedział, że ogłoszenie przez Kosowo niezależności należy uznać za spełnienie marzeń wielu kosowskich generacji. Wśród sukcesów rocznego sprawowania rządów premier Hashim Thaci wymienił 6-procentowy wzrost gospodarczy, nowe miejsca pracy, powstanie kilkudziesięciu szkół i nowych dróg oraz starania na rzecz integracji z mniejszością serbską. Zdaniem eksperta OSW Adama Balcera

W lipcu zeszłego roku Kosowo otrzymało do wydania w ciągu trzech lat ponad 1 200 mln euro - Adam Balcer

dzięki niepodległości Kosowo ma większe szanse na rozwój, gdyż państwa Zachodniej Europy i USA wpompowują w nie duże pieniądze. - W lipcu zeszłego roku Kosowo otrzymało do wydania w ciągu trzech lat ponad 1 200 mln euro. W tym roku ma ono zostać przyjęte do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, co ułatwi uzyskanie kredytów i zwiększy inwestycje zagraniczne – podkreśla analityk. W najbliższym czasie dojdzie w Kosowie do wielkich przetargów: wartego 3,5 mld euro na budowę elektrowni i miliard euro na stworzenie sieci komórkowej.

Kosowo ma obecnie własną konstytucję, wojsko, hymn, flagę, paszporty i 18 ambasad, a walutą używaną w tym kraju jest euro. Premier Thaci podkreślił, że władze muszą dalej pracować, by zwiększyła się liczba państw, które niepodległość uznają. Obecnie na świecie taką decyzję podjęły 54 państwa, w tym 22 z 27 członków Unii Europejskiej. Politycy kosowscy są przekonani, że już niedługo cały świat uzna Kosowo i stanie się ono członkiem NATO, UE i ONZ. Nadzieje na to podtrzymują gratulacje z okazji święta, jak i zapewnienia o dalszym wsparciu, które spłynęły m.in. z USA, Wielkiej Brytanii i Francji.

Nowa misja, nowa szansa

Zorganizowana mafia, handel bronią, narkotykami, słabość gospodarki, a także wysokie, wynoszące ponad 40 % bezrobocie, to główne bolączki władz kosowskich i UE. Brak poprawy warunków materialnych, w połączeniu z wysokim przyrostem naturalnym i tym, że duży procent społeczeństwa stanowią ludzie młodzi powoduje, że istnieje poważne niebezpieczeństwo wystąpienia kolejnych wybuchów walk na tle etnicznym. W grudniu rozpoczęła tam pracę unijna misja Euleksu, składająca się z dwóch tysięcy osób, która ma za zadanie wspierać struktury państwa, system prawa i rządów demokratycznych. Monika Izydorczyk, wiąże z tą misją duże nadzieje. Twierdzi bowiem, że poprzednia działalność sił międzynarodowych nie przyniosła temu regionowi żadnego pożytku. Misja UNMIK charakteryzowała się wysokim poziomem korupcji, marnotrawieniem i rozkradaniem pieniędzy. – Zabrakło wewnętrznej kontroli – twierdzi Adam Balcer. Dodaje, że chaos i korupcję wzmacniało także to, że liczni urzędnicy i policjanci pochodzili z bardzo egzotycznych państw, w których demokracja dopiero raczkuje. - Jest szansa, że misja pod auspicjami UE okaże się bardziej efektywna i będzie potrafiła lepiej wydawać pieniądze - podkreśla ekspert OSW.

Jan Piekło twierdzi natomiast, że ogłoszenie niepodległości przez Kosowo przyniosło więcej problemów niż pożytku. Jego zdaniem Rosja wykorzystała precedens Kosowa do wywołania konfliktu z Gruzją i dążenia do oderwania się od Tbilisi Abchazji i Osetii Południowej.

Belgrad destabilizuje region

Zarówno politycy kosowscy, jak i twórca planu dla Kosowa Martti Ahtisaari podkreślają, że władze w Belgradzie muszą pogodzić się z myślą, że Kosowo jest niezależnym państwem i a reintegracja tego regionu z Serbią jest niemożliwa. Negocjator z ramienia UE podkreślił, że to właśnie błędna polityka Serbów prowadzi do tego, że ich rodacy z Kosowa nie korzystają z pełni praw, które im tam przysługują. Wezwał przy tym państwa UE, by w sprawie Kosowa mówiły jednym głosem. Premier Kosowa podkreślił, że jest gotowy do kontynuowania dialogu z prezydentem Serbii Borisem Tadiciem i premierem Mirko Cvetkoviciem, jeśli „rozmowy mogłyby przynieść korzyść obu narodom”. – Belgrad musi zmienić politykę wobec Kosowa, zdystansować się od mentalności i sposobu prowadzenia polityki spod znaku Slobodana Miloševicia – podkreślił premier Traci i ponownie wezwał Serbów do uznania Kosowa. Także prezydent Kosowa winę za nierozwiązane konflikty etniczne obarczał Belgrad, który jego zdaniem używa kosowskich Serbów jako zakładników swojej polityki, co źle wpływa na stabilność regionu, uniemożliwia kontynuowanie procesu pokojowego i włączenie tejże mniejszości w struktury państwowe Kosowa.

Kosowo to nie państwo

Serbscy politycy podkreślają, że władze Kosowa nic nie uczyniły dla poprawy jakości życia serbskiej mniejszości i zachęcenia jej do uczestniczenia w jego życiu.

Władze w Serbii nie godzą się na uznanie Kosowa i nadal twierdzą, że jest ono częścią państwa serbskiego. Popierają je w tym przede wszystkim Rosja i Chiny, ale także wiele państw, które mają problemy z ruchami separatystycznymi na swoim terenie, jak choćby Hiszpania czy Tajlandia. Zarówno prezydent Boris Tadić jak i minister spraw zagranicznych Vuk Jeremić prowadzą szeroko zakrojoną akcję na rzecz reintegracji Kosowa z Serbią i unieważnienia jednostronnego ogłoszenia przez ten region niepodległości. W jej wyniku protest Serbii będzie rozpatrywany przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, a jego decyzję poznamy najprawdopodobniej w ciągu roku lub dwóch lat.

– Dla wszystkich, którzy pragmatycznie patrzą na sytuację w Kosowie, jest czymś oczywistym, że nie jest to państwo – twierdzi prezydent Boris Tadić. Uważa on, że niepodległość ogłoszono wbrew prawu międzynarodowemu i że Serbia nigdy nie zaakceptuje naruszania swojej integralności. Oceniając sytuację panującą w tym regionie, Tadić stwierdził, że ochrona praw człowieka zamieszkującej go mniejszości niealbańskiej jest minimalna. Serbscy politycy podkreślają, że władze Kosowa nic nie uczyniły dla poprawy jakości życia serbskiej mniejszości i zachęcenia jej do uczestniczenia w jego życiu. W Zveczanie w pobliżu Kosowieckie Mitrovicy zgromadzenie serbskich wspólnot Kosowa, które nie jest uznawane ani przez instytucje międzynarodowe, ani przez Prisztinę, wydało deklarację podtrzymującą sprzeciw wobec ogłoszenia niepodległości. Na sesji stawiło się około 80 deputowanych z parlamentu Serbii, przede wszystkim z partii o nacjonalistycznych orientacjach. - Serbii potrzebny jest polityk na miarę Charlesa de Gaulle’a, który powiedziałby Serbom, że Kosowo zostało stracone w 1999 roku i że walka o jego odzyskanie nie ma sensu. Idea reintegracji Kosowa w ramach Serbii, choćby ze względu na przyrost naturalny, byłaby dla tego kraju niekorzystna, gdyż Serbia w ciągu kilkudziesięciu lat przekształciłaby się w państwo dwunarodowe – podkreśla Adam Balcer. - Politycy serbscy prowadzą politykę zgodną z sondażami. Patrzą na nie i widzą, że społeczeństwo jest przeciwne niepodległości Kosowa, ale nie chce rozwiązania siłowego. Walka o Kosowo jest skazana na porażkę, bo twierdzenie, że jest to proces odwracalnym jest czymś absurdalnym, ciężko sobie bowiem wyobrazić sytuację, by takie państwo, jak choćby USA cofnęło swoje uznanie dla Kosowa – dodaje analityk.

Petar Petrović