Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
migrator migrator 02.10.2009

Traktat w rękach Irlandczyków

UE z napięciem patrzy na Irlandię. Od "tak" lub "nie" mieszkańców Zielonej Wyspy zależy przyszłość Europy.
Flaga IrlandiiFlaga Irlandiifoto.wikipedia

W czerwcu ubiegłego roku, w pierwszym referendum w Irlandii w sprawie Traktatu Lizbońskiego mieszkańcy Zielonej Wyspy odrzucili traktat. Teraz znowu zwolennicy i przeciwnicy dokumentu do ostatniej chwili biją się o głosy Irlandczyków.

- Irlandczycy rozpoczęli w piątek o godzinie 7 rano (godz. 8 czasu polskiego) głosowanie w referendum w sprawie unijnego Traktatu z Lizbony. To druga próba ratyfikacji tego dokumentu - pierwsza zakończyła się porażką w czerwcu 2008 roku.

Lokale wyborcze będą otwarte do godziny 22.00 (23.00 czasu polskiego), a wynik ogłoszony zostanie w sobotę. Uprawnionych do głosowania jest ponad trzy miliony Irlandczyków.

Ostatnie dostępne sondaże sprzed tygodnia dawały 55-procentową przewagę zwolennikom Traktatu z Lizbony.

Irlandia jest jedynym krajem wśród 27 państw UE, gdzie konstytucja wymaga przeprowadzenia referendum w sprawie nowego unijnego traktatu. Inne kraje członkowskie wybrały - z powodzeniem - drogę ratyfikacji parlamentarnej.

Interes Irlandii

Zwolennicy przekonują, że ratyfikacja traktatu leży w interesie Irlandii, której w czasie kryzysu powinno zależeć na ścisłych relacjach z Europą. W kampanię na rzecz traktatu zaangażował się były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Pat Cox. Według niego do głosowania na "tak" powinny przekonać "gwarancje uzyskane przez Irlandię, rozwiewające wcześniejsze obawy". Chodzi o deklaracje dotyczące neutralności kraju i wyłącznych kompetencji w sprawach polityki podatkowej i prorodzinnej.

Przeciwników traktatu te gwarancje nie przekonują. Są oburzeni, że Irlandczycy zostali zmuszeni do powtórnego referendum. W tej grupie jest Gerry Adams, lider Sinn Fein, politycznego skrzydła Irlandzkiej Armii Republikańskiej. -W traktacie nie zostało zmienione ani jedno słowo, odpowiedź powinna więc być taka sama - mówił.

Obozy zwolenników i przeciwników są pewne wygranej, sondaże na razie wskazują na przewagę grupy popierającej traktat. Sytuacja może się jednak zmienić, bo kilkanaście procent jest niezdecydowanych.

Walka na ulicach

„Irlandia potrzebuje Europy" oraz „Zagłosuj na lepszą przyszłość" - tak zachęcają ci, którzy popierają traktat. Po drugiej stronie są przeciwnicy z hasłami - „Europejska polityka nie sprawdziła się" i pytaniami - „Znowu mamy głosować?".

Kampania toczy się w mediach, a także na ulicach, choć podnoszone tam argumenty nie zawsze są związane z dokumentem. „Ten traktat nie zagwarantuje pracy, zagłosuj na NIE" - przekonywała starsza pani. „Unia Europejska zrobiła już bardzo dużo na rzecz zatrudnienia w Irlandii w ostatnich kilkudziesięciu latach" - odpowiadał jej zwolennik traktatu.

Obóz popierających dokument przekonuje, że Irlandia skorzysta na traktacie, a w przypadku jego odrzucenia grozi jej izolacja. Przeciwnicy mówią z kolei o niedemokratycznej Unii i o utracie suwerenności.

Największe kłamstwo w kampanii

W irlandzkiej prasie można przeczytać o wspólnych debatach zwolenników i przeciwników traktatu, a także o argumentach za i przeciw. W "Irish Examiner" minister spraw zagranicznych pisze o rozwoju Irlandii po wejściu w życie traktatu i kreśli obraz silnej Unii, która będzie w stanie skutecznie walczyć chociażby z kryzysem gospodarczym. "Irish Independent" pisze o największym kłamstwie w kampanii, czyli stwierdzeniu, że przyjęcie traktatu spowoduje spadek płacy minimalnej.

Natomiast "Irish Times" zamieszcza komentarz sugerujący, że Irlandczycy powinni powiedzieć „nie”, by zaprotestować między innymi przeciwko antydemokratycznym praktykom w Unii. Tylko Irlandczycy wypowiedzą się w referendum, obywatele pozostałych państw takiej możliwości nie mieli. Satyryczny rysunek w "Irish Times" nawiązuje do organizowanego po raz drugi referendum. Jedno z haseł brzmi - zagłosuj na „tak”, bo w przeciwnym razie znowu zmusimy cię do słuchania wrzasków i tych samych kłamstw w przyszłym roku.

Wynik niepewny

Referendum w Irlandii jest do wygrania, ale jego wynik pozostaje niepewny, zważywszy najgorsze notowania rządu od czasu uzyskania przez Irlandię niepodległości po I wojnie światowej oraz chwiejne w czasach recesji nastroje społeczne - przestrzega Center for European Reform (CER).

Analizując sytuację w Irlandii, ekspert CER Hugo Brady uważa, że w kampanię popierającą Traktat z Lizbony zaangażowały się wszystkie partie polityczne, poza nacjonalistyczną Sinn Fein, oraz przedstawiciele przemysłu, większość związków zawodowych, organizacji rolnych i społeczeństwa obywatelskiego, a także piłkarze, muzycy i inne gwiazdy. Ocenia jednak, że mimo znacznie większych niż w 2008 roku zaangażowanych środków, czasu i wysiłków zwolenników Traktatu z Lizbony, wynik referendum wcale nie musi być pozytywny.

Po pierwsze dlatego, że rząd irlandzki jest skrajnie niepopularny. Wyborcy, w szczególności zwolennicy partii opozycyjnych, mogą mieć opory przed poparciem czegokolwiek, za czym opowiada się rządząca koalicja centroprawicowej Fianna Fail i Partii Zielonych. Poparcie dla Fianna Fail i jej lidera, pozbawionego charyzmy premiera Briana Cowena, spadło do 14 proc. i jest najniższe w historii niepodległej Irlandii.

Fianna Fail nie ustaje w apelach, by nie łączyć głosowania w sprawie unijnego traktatu z poglądami na temat rządu. - Niemniej wielu wyborców może ulec pokusie i wykorzysta referendum, by powiedzieć, rządowi co myśli o jego ostatnich propozycjach i planach, jak bolesne cięcia w usługach publicznych czy niemal pewne w grudniowej rewizji budżetu podwyżki podatków - uważa Brady.

Analityk z dystansem podchodzi też do najbardziej optymistycznych sondaży, które mówią o 63-procentowej większości zwolenników traktatu (sondaż z 13 września). Wskazuje, że jego przeciwnicy tak jak w ubiegłym roku mogą zmobilizować się w dniu referendum. Zwłaszcza że liczba niezdecydowanych jest wciąż wysoka, a w czasach głębokiej recesji nastroje społeczne są chwiejne.

Drugie referendum w tej samej sprawie

Po ponad roku Irlandczycy po raz drugi wypowiedzą się w krajowym referendum na temat przyjęcia przez Irlandię Traktatu Lizbońskiego. W czerwcu 2008 roku powiedzieli „nie” unijnej reformie. Referendum zostało przeprowadzone, gdyż nakazywała tego konstytucja.

Ponowne pytanie mieszkańców Zielonej Wyspy o reformę jest fenomen w Europie. Żaden kraj UE do tej pory nie był w ten sposób taktowany przez władze Wspólnoty. Kiedy mieszkańcy Francji i Holandii w 2005 roku w referendum dotyczącym „Konstytucji Europejskiej” odrzucili ją, UE postanowiła odrzucić dokument.

W przypadku Irlandii Komisja Europejska wyegzekwowała na rządzie w Dublinie ponowne rozstrzygnięcie kwestii traktatu poprzez danie Irlandii „gwarancji” politycznych, które jednak nie są zapisane w samym Traktacie. Chodzi o deklaracje dotyczące neutralności kraju i wyłącznych kompetencji w sprawach polityki podatkowej i prorodzinnej.

(pap,iar,rk)