Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 29.11.2013

Protesty w Kijowie. Wyjątkowo dużo milicji

Około 50 tysięcy osób zebrało się wieczorem na placu Niepodległości. Do centrum Kijowa ściągnięto ogromne siły milicji.

Z godziny na godzinę pojawia się coraz więcej ludzi oburzonych decyzją władz o niepodpisywaniu umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą.

Manifestację ochrania wyjątkowo dużo milicjantów, a także funkcjonariuszy oddziałów specjalnych Berkut. Stoją oni po dwóch stronach głównej ulicy stolicy Chreszczatyka nie przepuszczając demonstrantów na jezdnię. Doszło już do pierwszych przepychanek. Konflikt wybuchł na skrzyżowaniu przy Majdanie (placu) Niepodległości, gdy milicja zablokowała dwa samochody, wiozące nagłośnienie na protesty zwolenników integracji europejskiej.

Ruch samochodowy w centrum Kijowa jest częściowo zablokowany.
Uczestnicy akcji na Majdanie apelują przez sieci społecznościowe, by ludzie przyłączali się do protestów, by bronić znajdujących się na placu studentów. Ze sceny płyną ostrzeżenia o możliwych prowokacjach wobec uczestników demonstracji.

Wśród protestujących są studenci, starsi ludzie, deputowani, a także zwykli mieszkańcy Kijowa. Wieczorem planowane jest wystąpienie liderów opozycji.
Ludzie ostrzegają się też przed grupkami dresiarzy, których około tysiąca znajdowało się po południu w Parku Maryjskim. Demonstranci są przekonani, że ci młodzi, wysportowani mężczyźni mają wywoływać bójki wśród uczestników akcji na rzecz podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Przed południem pobili oni dwóch dziennikarzy niezależnej telewizji internetowej.

Do swoich domów rozjechali się już uczestnicy prorządowej manifestacji na placu Europejskim. Wzięli w niej udział przywiezieni przez rządzącą Partię Regionów emeryci i pracownicy sfery budżetowej oraz prywatnych przedsiębiorstw ze Wschodu kraju i okolic Kijowa.

Prounijne demonstracje w Kijowie i innych miastach Ukrainy trwają już ponad tydzień. Ukraińcy mieli nadzieję, że uda im się przekonać prezydenta Wiktora Janukowycza do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Brukselą.

Tak się jednak nie stało. Choć prezydent Wiktor Janukowycz deklarował w Wilnie, że nie rezygnuje całkowicie ze zbliżenia ze Wspólnotą. Ukraiński prezydent powtórzył na wileńskim szczycie partnerstwa wschodniego to, co mówił u siebie w kraju - że planuje podpisanie umowy w przyszłości, ale najpierw oczekuje od Unii finansowego i gospodarczego wsparcia.

Jednak unijni dyplomaci i urzędnicy nie wierzą w te zapewnienia. Uważają, że podpisanie umowy stowarzyszeniowej będzie możliwe dopiero po zmianie władzy na Ukrainie. Z tego też powodu Unia nie chciała wyznaczyć kolejnego konkretnego terminu podpisania dokumentu, o co z kolei zabiegał  Janukowycz, by mieć kartę przetargową w rozmowach z Rosjanami. - Mamy status quo, ukraiński prezydent nie chce iść dalej w procesie integrowania z Unią Europejską. Ale droga, którą wybrał, prowadzi donikąd - skomentowała Dalia Grybauskaite, prezydent Litwy, kierującej pracami Wspólnoty.

IAR/PAP/asop