Logo Polskiego Radia
Czwórka
Andrzej Cała 04.03.2014

Remi Gaillard: gwiazda ery YouTube

39-letni figlarz z francuskiego Montpellier Remi Gaillard to jeden z bohaterów współczesnej popkultury. Lada dzień na ekrany kin trafi "What The Fuck?", pełnometrażowy film, w którym gra główną rolę.
Remi GaillardRemi GaillardYves Tennevin / Wiki Commons
Posłuchaj
  • Popularność Remiego Gaiilarda to w dużej mierze zasługa rozwoju serwisu YouTube (Czwórka/Poranek OnLine)
Czytaj także

Ogólnoświatową sławę zyskał dwanaście lat temu. Od tego czasu niezmiennie jest na ustach internautów, którzy z entuzjazmem przyjmują jego kolejne popisy. - Początek jego kariery to 2002 rok. Poszedł na finał Pucharu Francji, przebrał w strój zwycięskiej drużyny Lorient i dołączył do świętującej ekipy na murawie. Łącznie z nią odbierał puchar, tańczył i nikt nie zorientował się, że to zupełnie obca osoba. Nawet prezydent Francji Chirac, wręczając Lorient nagrody, uścisnął mu rękę i podziękował za rozegranie znakomitego meczu. Wtedy wypłynął na szersze wody - opowiada Bartosz Janiszewski z "Wprost".

Na wzrost jego popularności i osiągnięcie światowej sławy wielki wpływ miał serwis YouTube. De facto narodziny fenomenu Gaillarda zbiegły się z rozwojem tej internetowej platformy. - Popularność YouTube'a napędziła jego popularność. Na początku oglądali go wszyscy, był fenomenem. Wszędzie się potrafił wcisnąć, jeździł na partyjne zjazdy i przeróżne imprezy, na które nikt z zewnątrz nie powinien się dostać. Jemu się udawało. Możemy go nazwać w sumie takim trollem. Tyle, że o ile w internecie trolli się nie lubi, on jest uwielbiany - zauważa w "Poranku OnLine" dziennikarz filmowy Marek Kuprowski.

Wiele z akcji Remiego było na granicy prawa. Zdarzały się takie, które szokowały, albo wręcz budziły niesmak. Do więzienia jednak nigdy jeszcze nie trafił. - Bardzo utożsamia się ze swoim miastem - Montpellier i jest trochę przez jego włodarzy traktowany na zasadzie wizytówki, przedstawiciela w mediach. Pewnie gdyby zebrać jego wybryki i podsumować je, byłaby podstawa do potężnej kary, łącznie z odsiadką, ale na razie zawsze kończy się na mandatach. Trochę to igranie z ogniem, bo nikt nie wie, gdzie jest granica jego pomysłów, jednak najwyraźniej wszystkim się to opłaca - tłumaczy Janiszewski.

7 marca do kin trafi jego pierwszy pełnometrażowy film "What The Fuck?". Ma się w nim znaleźć wiele premierowych gagów. Pozycja obowiązkowa!

(ac/kd)