W przypadku Olimpiady telewizja państwowa, wręcz nas rozpieszcza transmitując wszystkie mecze siatkówki z udziałem polskiej reprezentacji. W przerwach nie dręczy nawet za pomocą mizdrzących się prezenterów, wypełniając szczelnie czas blokami reklamowymi. Tak w końcu robią (prawie) wszyscy nadawcy.
Media muszą zarabiać, aby dostarczać atrakcyjne treści. To oczywiste. Można to robić na różne sposoby i z różną intensywnością. Jednak emitowanie w trakcie jednego slotu reklamowego naprzemiennie po 3-4 razy tych samych reklam tych samych trzech sponsorów, to chyba przesada.
W pierwszej przerwie zaskoczenie, w drugiej rozbawienie, ale w kolejnej wzbudza to już irytację. Zdaję sobie sprawę, że spece od reklamy – rozmaici trackerzy, analitycy i inni mądrale – mogą wytłumaczyć i uzasadnić wszystko, aby „zrealizować” budżet klienta. Jakoś jednak nie widzę uszczęśliwionych tłumów mknących po meczu na stację benzynową, do sklepu nocnego po piwo, aby ukoić emocje i spokojnie pogadać przez komórkę jedynego, słusznego operatora. Pewnie jestem ignorantem.
Na chłopski rozum?
Istnieją komputery. Istnieje oprogramowanie do optymalizacji kampanii reklamowych, istnieje również arkusz kalkulacyjny Excel i zdrowy rozsądek. Ale po co to wszystko, skoro przyjechała fura siana i można ją spalić przy pomocy jednej zapałki.
W końcu są wakacje – ludzie podróżują i zużywają paliwo, dzwonią do znajomych i piją piwo, gdyż lato jest upalne. Łatwo zatem będzie udowodnić skuteczność kampanii reklamowej i przeliczyć minuty emisji na "realne" zyski. Business is business, show is show. Czyżby?