Wszystko zaczęło się we wtorek 28 października, kiedy węgierski minister gospodarki Mihaly Varga ogłosił projekt budżetu na przyszły rok. Znalazł się w nim zapis o podatku od internetu, który wzbudził wielkie protesty. Na internetowym Facebooku, w ciągu kilku dni zebrało się ponad 210 tys. protestujących przeciw dodatkowym opłatom. Węgry byłyby pierwszym krajem na świecie, który wprowadza taki podatek - w pierwotnej propozycji dostawcy internetu mieliby płacić 150 forintów, czyli ok. 2 zł za każdy gigabajt danych ściągniętych przez internautę.
- Ten podatek nie będzie tak wysoki i prawie niezauważlany ale uderza w coś takiego co młodych ludzi zazwyczaj irytuje. Podobnie było w Polsce, kiedy chciano podpisać kontrowersyjne ACTA, wzbudziło to również fale protestów – twierdzi dziennikarz Igor Janke.
- Internet coraz częściej jest traktowany jako prawo obywatelskie. Dotęp do informacji, dóbr kultury powinien mieć każdy. Poza tym kiedy wprowadza się podatek wynoszący np. 10 zł, to można go zawsze później podnieść – dodaje poseł Paweł Zalewski z Polsko-Ukraińskiego Forum Współpracy. - To co jest interesujące, to ten ruch podatkowy, który jest całkowicie apolityczny, niezwiązany z żadną partią opozycyjną. Młodzi ludzie chcą mieć dostęp do internetu i ograniczanie im tej możliwości, jest ich głównym powodem oburzenia - twierdzi poseł Paweł Zalewski.
Z Igorem Janke z "Rzeczpospolitej" oraz posłem Pawłem Zalewskim z Polsko-Ukraińskiego Forum Współpracy skomentujemy sytuację na Węgrzech. Szczegóły w programie „Więcej świata”.
kawa