Najsłynniejsze bale PRL były często selekcjonowane i nie można było wejść na nie swobodnie. Na imprezy do PKiN zapraszani byli przodownicy pracy. Obowiązkowo zjawiał się tam też aktualny pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
- I do godz. 23 zabawa była dość swobodna, a później przyjeżdżał sekretarz i ruszały walczyki leciutkie jak świerszcze. Bo na przykład Gomułka uwielbiał ten rodzaj tańca. I póki nie wyjechał, trzeba było bawić się zgodnie z jego gustem. Później już były zakazane tańce, jak boogie-woogie, czy rock’n’roll – opowiadała Hanna Dzielińska w "Czterech porach roku”.
Najpiękniejsze i najbardziej szalone bale miały miejsce tuż po odzyskaniu niepodległości. – Odbywały od soboty do czwartku włącznie, tylko piątek był wolny. Codziennie w Warszawie czy Krakowie nawet kilka imprez. Przykładowo w Warszawie w karnawale 1925 r. było 280 bali i to był już znak kryzysu, bo wcześniej było ich nawet 700 – opowiadała przewodniczka.
Hanna Dzielińska w studiu Jedynki
Za najlepsze uchodziły bale cyklistów i automobilistów. Dlaczego? - Zawsze odbywały się w efektownych wnętrzach. Do tego wielbiciele automobili byli ludźmi bogatymi, a cykliści byli wysportowani, więc było to kuszące – śmiała się przewodniczka.
Czym był bal polskiego jedwabiu, gdzie na imprezie można było składać oferty matrymonialne, a jak balowano z polskimi królami? O tym wszystkim w "Czterech porach roku” opowiadała Hanna Dzielińska. Zapraszamy do wysłuchania audycji.
Rozmawiał Roman Czejarek.
ei