Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Anna Wiśniewska 29.02.2016

Przed Polską kolejne trudne negocjacje klimatyczne

Komisja Europejska pracuje nad pakietem propozycji w sprawie ograniczeń emisji gazów cieplarnianych w takich sektorach jak transport, budownictwo, rolnictwo, czy drobny przemysł. Polski rząd czekają trudne negocjacje, by nie dopuścić do zbyt wielkich obciążeń naszego kraju.

Rozmowy na temat propozycji KE, która ma zostać przedstawiona przed wakacjami, już trwają, nie tylko na poziomie eksperckim, ale też politycznym. Według informacji PAP ze źródeł zbliżonych do rządu temat ten był poruszany podczas styczniowej wizyty w Polsce komisarza UE ds. działań klimatycznych i energii Miguela Canete.

Komisja Europejska na razie bardzo ogólnie wypowiada się o swoich planach. "Będziemy musieli zaproponować dla każdego kraju członkowskiego liczbę odpowiadającą procentowi redukcji emisji gazów cieplarnianych z tzw. sektorów non-ETS" - mówił w ubiegłym tygodniu w Parlamencie Europejskim wiceszef KE ds. unii energetycznej Marosz Szefczovicz.

Propozycja, jaką ma przedstawić KE, to wynik uzgodnień szczytu klimatyczno-energetycznego z października 2014 roku, na którym przywódcy unijni ustalili cele redukcji emisji gazów cieplarnianych na 2030 rok. O ile w przypadku sektorów objętych unijnym systemem handlu uprawieniami do emisji (ETS) szefowie państw i rządów "28" dość dokładnie ustalili, jakie obciążenia spadają na dany kraj, to w przypadku sektorów spoza ETS przyjęto jedynie ogólne zapisy odnoszące się do całej UE. Teraz konieczne będzie rozłożenie celów na poszczególne kraje unijne.

Trudno o porozumienie

Zadanie nie będzie proste. W trakcie szczytu klimatycznego przywódcy nie mogli osiągnąć porozumienia, w efekcie we wnioskach zapisano, że każde z państw UE będzie redukować emisję z sektorów non-ETS, czyli budownictwa, rolnictwa, czy transportu, realizując cele krajowe na poziomie od zera do minus 40 proc. w stosunku do 2005 roku. Innymi słowy żaden z krajów UE nie może zwiększyć emisji, a maksymalna redukcja wyniesie 40 proc.

Teraz Komisja Europejska pracuje nad przypisaniem każdemu z krajów UE odpowiedniej liczby, tak by w skali całej UE zmniejszenie emisji przez sektory nieobjęte ETS wynosiło w sumie 30 proc.

Niekorzystne rozwiązania dla Polski

Dla Polski wnioski ze szczytu w 2014 roku są o tyle niekorzystne, że w dotychczasowej perspektywie czasowej możemy zwiększać emisję z non-ETS o 14 proc. W kolejnej dziesięciolatce nie może być o tym mowy. Polska zabiegała i zabiega o to, żeby przypisano nam zerowy wzrost i to maksimum tego, co można w tej sprawie osiągnąć.

We wnioskach ze szczytu są wskazówki, jak KE ma podzielić obciążenia - wysiłek redukcyjny ma być ustalany na podstawie PKB na mieszkańca. W praktyce oznaczać to może, że nasz kraj będzie musiał zredukować emisję nawet o 10 proc. To oznaczałoby duże koszty, bo Polska jako kraj na dorobku chciałaby raczej zwiększać emisję w takich sektorach jak transport, czy budownictwo, niż ją ograniczać.

Trudno bowiem redukować emisję wynikającą np. z ogrzewania budynków jednocześnie budując ich coraz więcej, a Polska chcąc gonić Zachód pod względem dostępnego metrażu na osobę w mieszkalnictwie będzie musiała budować.

Podobnie sytuacja wygląda w transporcie, gdzie również daleko nam do tego, by mieć tyle samochodów na gospodarstwo domowe, co np. Niemcy. W rolnictwie z kolei do wzrostu emisji przyczyniać się będzie zwiększanie liczby bydła. Jeśli nasze gospodarstwa będą się rozrastały, nie uda się tego uniknąć.

PAP, awi