Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Artur Jaryczewski 27.01.2015

Głosy świadków zagłady. "Zło Auschwitz tli się i może się odrodzić"

W Auschwitz-Birkenau odbyły się uroczystości 70. rocznicy wyzwolenia obozu. Wzięło w nich udział cztery tysiące osób, wśród nich grupa trzystu byłych więźniów i członkowie blisko pięćdziesięciu delegacji państwowych. W imieniu więźniów głos zabrała trójka z nich: Halina Birenbaum, Kazimierz Albin oraz Roman Kent.
Mija 70. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-BirkenauMija 70. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-BirkenauPAP/Andrzej Grygiel

- W Boże Narodzenie z jednej strony obozu wysoka kolorowa choinka, a naprzeciw, z drugiej strony obozu ogień zagazowanych i palonych ciał ludzkich, a na rampie pociągi, pociągi następnych ofiar i ich bagaże - wspominała podczas uroczystości była więźniarka Halina Birenbaum, która w obozie była więziona jako nastolatka. - Byłam tam, tak strasznie byłam tam, uwięziona przez dwa lata, obca już samej sobie, w tym nagłym przeobrażeniu piekła. Nielegalna w Auschwitz, żydowskie dziecko, które miało iść do gazu - podkreśliła.

- Niezliczoną ilość razy umierałam, zamierałam ze strachu, bólu, napięcia, napięcia selekcji, widoku mąk i konania innych więźniarek, moich sąsiadek, towarzyszek losów tej grozy nie od opisania bez końca, gdy każda chwila była wiekiem oraz błagalnym pytaniem, czy jeszcze będzie następna - mówiła. - Raz nawet podczas długiej stójki na apelu, gdy akurat na apelu świeciło słońce i nikt nie bił, przemknęła mi przez głowę żałosna myśl, że spalą mnie w końcu w tym ogniu w krematorium i nawet nigdy nie zaznam miłosnego pocałunku - wspominała.

Rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau - zobacz serwis specjalny >>>

- Ocalałam. Doczekałam zburzenia komór gazowych, zacierania śladów zbrodni przez władców tego piekła (...). Dożyłam klęski tych katów, o czym tak bardzo marzyła na głos moja matka, zanim ją ode mnie oderwali i spalili na Majdanku - powiedziała Birenbaum.

Podkreśliła, że poprzez obrazy z lat Holokaustu wyryte w niej na zawsze, potrafi "zrozumieć dogłębnie bieżącą rzeczywistość, rozpoznawać co dobre, co złe, co krzywdzące i niebezpieczne, być instynktownie czujną, rozpoznawać natychmiast czające się zło, ostrzegać".

- Ucieczka od tych wspomnień, niechęć do nich, strach przed przypominaniem, bezczelne zaprzeczanie Holokaustowi oburzają mnie, przerażają, bo wiem w początek jakiego piekła mogą się znów zamienić i - przy braku sprzeciwu - rozwijać - zaznaczyła. Przestrzegała, że "zło Auschwitz nieuświadomione, niezgłębione tli się spokojnie i odradza w narastającym terrorze, antysemityzmie, rasizmie - aż do publicznego, bezkarnego ścinania ludziom głów na oczach całego świata z tego tylko powodu, że są inni".

Halina Birenbaum urodziła się w 1929 r. w Warszawie. W okupowanej stolicy przebywała w getcie. Została deportowana później do obozu na Majdanku, a następnie do Auschwitz, Ravensbrueck oraz Neustadt-Glewe, w którym doczekała wolności. Podczas wojny straciła całą rodzinę.

W 1947 r. wyjechała do Izraela, gdzie mieszka do dzisiaj. Jest pisarką, poetką i tłumaczką. W 1967 r. ukazały się jej wspomnienia z czasów wojny "Nadzieja umiera ostatnia". Utwory Birenbaum zostały przetłumaczone na kilka języków.

"Biologiczna walka o przetrwanie"

- Od pierwszego dnia w obozie toczyła się biologiczna walka o przetrwanie, o wydarcie śmierci jak najwięcej istnień, o zachowanie godności ludzkiej - mówił we wtorek Kazimierz Albin, wspominając swój pobyt w obozie Auschwitz. Podczas 70. rocznicy uroczystości wyzwolenia obozu były więzień wspominał słowa - jak podkreślił - wykrzyczane przez Lagerfuehrera SS-Hauptsturmfuehrera Karla Fritzscha do 728 polskich więźniów politycznych pierwszego transportu, 14 czerwca 1940 r.: "Jesteście w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz jako element wrogi III Rzeszy. Żydzi - dwa tygodnie, księża - miesiąc, młodzi i zdrowi - trzy miesiące mają prawo tu żyć, nie dłużej. Wszelkie przejawy buntu lub niesubordynacji będę tłumił w sposób bezwzględny. Za opór władzy, usiłowanie ucieczki - kara śmierci. Wyjście stąd prowadzi tylko stąd przez komin krematoriów".

Albin mówił, że słowa te były wcielane w życie "ze zbrodniczą konsekwencją" przez 4,5 roku istnienia obozu koncentracyjnego Auschwitz. - Holocaust zbiera śmiertelne żniwo, a wydajność krematoriów i stosów spaleniskowych nie zadawala oprawców - opowiadał.

Jak mówił, "szaleństwu ubermenschem - nadludzi przeciwstawiają się silniejsze jednostki". - Od pierwszego dnia toczy się biologiczna walka o przetrwanie, o wydarcie śmierci jak najwięcej istnień, o zachowanie godności ludzkiej - dodał Albin. Podkreślił, że w obozie i wokół obozu istniał zorganizowany ruch oporu kierowany przez AK, Polską Partię Socjalistyczną i Bataliony Chłopskie, a "ofiarność ludności polskiej ze strefy przyobozowej była bezcenna".

Prezydent Komorowski: w tym miejscu runęła nasza cywilizacja >>>

Zaznaczył, że skuteczną formą obrony stały się ucieczki z obozu - "więźniowie uciekali, by wynieść dokumenty zbrodni SS, by przekazać światu prawdę o obozie i z bronią w ręku walczyć z okupantem". Podkreślił, że jedynie 10 proc. ucieczek kończyła się pomyślnie. Albin mówił, że za swoją ucieczkę zapłacił wysoką cenę - jego siostrę i matkę deportowano do KL Auschwitz Birkenau, a następnie do Ravensbrueck. Obie kobiety przeżyły tę gehennę.

Kazimierz Albin urodził się w 1922 r. w Krakowie. Do wybuchu wojny ukończył cztery klasy gimnazjum. W styczniu 1940 r. został aresztowany na Słowacji, gdy próbował dotrzeć do formującej się we Francji polskiej armii. Niemcy umieścili go w więzieniu w Preszewie, a następnie Muszynie, Nowym Sączu i Tarnowie. 14 czerwca 1940 r. został deportowany do Auschwitz w pierwszym transporcie polskich więźniów. W lutym 1943 r. uciekł z obozu. Ukrywał się w Krakowie. Ukończył tajną szkołę podchorążych. Walczył w szeregach AK.

Po wojnie ukończył studia na wydziale lotniczym Politechniki Krakowskiej i związał się z tą gałęzią przemysłu. Jest autorem wojennych wspomnień, które ukazały się pod tytułem "List Gończy". Po przejściu na emeryturę był jednym z założycieli Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem. Jest członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.

"Musimy wszyscy pamiętać"

- Jedna minuta w Auschwitz była jak cały dzień, dzień jak rok, rok jak wieczność - powiedział były więzień Auschwitz Roman Kent, podczas wtorkowej uroczystości w 70. rocznicę wyzwolenia obozu.

- Pamiętaj - to właśnie słowo często powtarzał mi mój ojciec podczas Holokaustu. Dzisiaj, 70 lat później, to przykazanie, by pamiętać, jest naprawdę całkiem zbędne. Ja, ocalony z Auschwitz, nie mogę nawet na chwilę zapomnieć koszmaru, jaki przeżyłem w obozie koncentracyjnym (...). Potworności, których byłem świadkiem pod bramą wejściową do Auschwitz, wystarczą aż nadto, bym już nigdy nie mógł w nocy spać spokojnie. To właśnie tam Niemcy witali i odczłowieczali swych nowych gości. Między rodziny i grupy przybyłych wpędzano konie, by w ten sposób rozdzielić ich, często na zawsze. Równocześnie strażnicy obozowi chłostali nas batem, który wgryzał się w ciało, niczym dobrze naostrzony miecz - wspominał.

Przypomniał także o pełnej okrucieństwa, obozowej codzienności. - Przyjemność malująca się na twarzach morderców, ich śmiech, gdy torturowali niewinnych - mężczyzn, kobiety i dzieci - to wszystko jest nie do opisania i nadal tkwi w mej świadomości. Jak mogę wymagać od samego siebie, bym wymazał ten widok ludzkich szkieletów - skóry i kości, wciąż żywych? Jak mogę zapomnieć unoszący się w powietrzu odór palącego się ludzkiego ciała? Wielu z nas przybyło do Auschwitz jako ludzie sobie obcy, ale większość z nas opuściła to miejsce przez komin, zjednoczona w śmierci pod postacią biało-niebieskiego dymu - mówił.

Źródło: TVP/x-news

- Ciągle się zastanawiam, czy płacz tych maluchów kiedykolwiek przebił się przez bramy niebios. My, ocaleni, nieustannie stawaliśmy ze śmiercią twarzą w twarz. Jednak nie poddawaliśmy się rozpaczy. Pomimo beznadziei, tworzyliśmy życie w tym mrocznym świecie. Dziś pamiętamy to wszechogarniające zło, które musieliśmy przetrwać. My, ocaleni, nie ośmielamy się zapomnieć o tych milionach, które zostały zamordowane. Gdyby bowiem nam przyszło zapomnieć, sumienie ludzkości zostałoby pogrzebane wraz z ofiarami - podkreślił.

Kent zwrócił się z apelem do "przywódców wszystkich narodów, do całego świata": "musimy wszyscy pamiętać. Jeśli bowiem wy, przywódcy z całego świata, będziecie pamiętać, jeśli nauczycie innych, aby pamiętali, wtedy dla Holokaustu i potworności Darfuru i Kosowa, podobnie jak dla ataków, jak te w Paryżu, nie będzie już odtąd miejsca na ziemi".

Roman Kent urodził się w 1929 r. Łodzi. Po wkroczeniu Niemców przebywał w getcie "Litzmannstadt", skąd został deportowany do Auschwitz. Później był także więźniem Gross-Rosen i Flossenbuerga, w którym wraz z bratem Leonem zostali wyzwoleni 23 kwietnia 1945 r. W 1946 r. braciom, razem z innymi dziećmi i młodzieżą, która przeżyła Holokaust, jako "sierotom" umożliwiono wyjazd do Stanów Zjednoczonych.

Obecnie Kent mieszka w Nowym Jorku. Jest przewodniczącym "American Gathering of Jewish Holocaust Survivors" i skarbnikiem "Jewish Claims Conference". Od 2003 r. jest wiceprezydentem, a od 2011 r. prezydentem Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego. Jest także członkiem Międzynarodowej rady Oświęcimskiej.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. Obóz wyzwoliła 27 stycznia 1945 r. Armia Czerwona.

PAP/aj