Są one nieuniknione w związku z upadkiem rządu. Przed kilkoma tygodniami premier Yves Leterme podał swój gabinet do dymisji, bo rozpadła się koalicja rządowa. Powodem była pogłębiająca się przepaść między dwoma regionami - francuskojęzyczną Walonią i Flandrią, gdzie mówi się po niderlandzku.
Sytuacja była patowa - politycy z obu stron granicy językowej nie potrafili się porozumieć w kwestii praw językowych i wyborczych frankofonów we flamandzkich gminach, a także w sprawie reformy państwa. Bogatsza Flandria od lat domaga się większej autonomii dla regionów, na co biedniejsza Walonia nie chce się zgodzić, bo boi się, że straci część finansowania z budżetu centralnego.
Jest to już kolejny kryzys polityczny, ale o wiele bardziej poważny, bo wstrząsnął Belgią zaledwie 2 miesiące przed objęciem przez nią półrocznego przewodnictwa w Unii Europejskiej. Istnieje ryzyko, że wybory parlamentarne nie rozwiążą problemu i rządu nie uda się powołać do lipca. Nasilające się animozje między politykami z Flandrii i Walonii powodują, że rozmowy koalicyjne są bardzo trudne i z tego powodu Belgia była już kilka lat temu bez rządu prawie 9 miesięcy.
rk,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)