- Skatalogowaliśmy ponad 550 miejsc kaźni ofiar reżimu komunistycznego. Znalezienie nawet Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego nie jest proste, bo na pieczątkach urzędu nie było adresu. Nie figurował on także w książce telefonicznej. Były to budynki specjalnego znaczeniu. Tylko osoby tam przetrzymywane mogły je wskazać. Czasem mówią o nich także raporty Armii Krajowej – wyjaśnia dr Andrzej Zawistowski. Jak dodaje, właśnie dzięki nim zidentyfikowano katownię na ul. Strzeleckiej w Warszawie. Jeszcze niedawno w budynku mieszkali funkcjonariusze i ich rodziny. Piwnice domu pełne są dramatycznych napisów pozostawionych przez przetrzymywanych tam ludzi.
Słuchaj i czytaj więcej >>>
Syn Witolda Pileckiego: nauczyłem się mówić o ojcu
Jak IPN stara się ocalić takie miejsca od zniszczenia? Jak to się dzieje, że ostatnie ślady życia zakatowanych w komunistycznych więzieniach wydrapane na ściadach cel są teraz bezrefleksyjnie niszczone? Czy to prawda, że w budynku Polskiego Radia miało być więzienie NKWD? W jakim celu przygotowywano instalacje znajdujące się m.in. w podziemiach SGH?