- Mianem "wychowania bezstresowego" określa się zbiór różnych metod i podejść, które sprowadzają się do tego, że w procesie wychowawczym rodzic toczy się przed dzieckiem jak kula do kręgli i strąca wszystkie "stresujące" przeszkody - tłumaczy psycholog Jarek Żyliński. - Należy jednak pamiętać, że taki termin w nauce nie istnieje. Jest to tylko określenie potoczne.
Pomysł, żeby dziecko mogło spokojnie się rozwijać, odcięte od nieprzyjaznych bodźców ze świata zewnętrznego, pojawił się w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Na szczęście psychologowe dość szybko rozprawili się z tą koncepcją i dawno temu wycofali z podejścia, że dziecku wolno wszystko. Co innego rodzice. Ci często sami proszą się, by dziecko weszło im na głowę.
Tymczasem ludzie, którzy w dzieciństwie zetknęli się z bezstresowym wychowaniem wchodzą w dorosłość z pewnym bagażem. - Część z nich może obawiać się prawdziwych emocji. Może bać się trudności i porażek - uważa gość "4 do 4". - Zakładając, że rodzicom w dzieciństwie faktycznie udało się uchronić pociechę przed jakimkolwiek stresem, to wychowany w ten sposób człowiek będzie miał problemy z decyzyjnością, z dokonywaniem wyborów. Bo nikt go wcześniej nie nauczył, jak to jest stawiać czoła wyzwaniom. I to jest chyba największe obciążenie, związane z bezstresowym wychowaniem.
Aby uniknąć błędów wychowawczych, warto pamiętać o kilku zasadach obowiązująch w kontaktach z dzieckiem. Po pierwsze - wiek dziecka nie może być usprawiedliwieniem jego złego zachowania. Po drugie - dorosły sam musi wyznaczyć granice, których dziecku nie wolno przekroczyć i konsekwentnie to egzekwować. I po trzecie - dyscyplinę stosuje się głównie po to, aby nauczyć dziecko poprawnego zachowania, a nie po to, aby je ukarać.
(kul/kd)