Zwolennikiem wprowadzenia tego przepisu jest sam prezydent Bronisław Komorowski, ale już premier Donald Tusk ma wątpliwości, co do skuteczności takiego rozwiązania.
- Problemu z agresywnymi zachowaniami nie rozwiążemy zmianami w prawie pokojowych zgromadzeń, bo to byłby paradoks niebezpieczny i znaczący - uważa Katarzyna Szymielewicz z fundacji Panoptykon. - Prawo zmienia się najłatwiej więc nic dziwnego, że politycy tak chętnie z tego korzystają. Ale to tylko ruch pozorny, który w żaden sposób nie dociera do źródła problemu.
Z tym stanowiskiem zgadza się Grzegorz Cieślak z Colegium Civitas. Zaznacza jednak, że z całkiem innych pobudek. - Proszę sobie wyobrazić jak w naszej szerokości geograficznej uczestnicy manifestacji mieli by się obyć bez czapek albo szalików. Nie mieszkamy w tropikach, a to oznacza, że wszelkie marsze czy demonstracje byłyby zależne od pogody. Trochę to absurdalne - mówi gość "4 do 4".
Po raz pierwszy zapis o zakazie zasłaniania twarzy przez uczestników demonstracji pojawił się w 2011 roku w prezydenckim projekcie nowelizacji ustawy o zgromadzeniach. Z czasem jednak pomysł porzucono. Tymczasem z sondażu IIBR dla "Newsweeka" wynika, że ponad połowa ankietowanych popiera jego wprowadzenie.
Dla Katarzyna Szymielewicz nie jest to jednak takie oczywiste. - Zasłonięcie twarzy można potraktować jako akt wolnej wypowiedzi. Na przykład wtedy, gdy chce się zamanifestować poglądy skrajnie niepopularnej w danej społeczności. I można to zrobić z jak najbardziej pokojowym przesłaniem - wyjaśnia rozmówczyni Krzysztofa Grzybowskiego.
Czym zakończy się ta dyskusja w sejmie - przekonamy się pewnie w najbliższych dniach. Zaproszeni do studia eksperci podkreślają jednak, że sam zakaz nie zlikwiduje problemu, a policja ma inne środki, by walczyć z chuliganami.
kul