Zanim doszło do jednoznacznego zwycięstwa i powstania krzepiącej serca legendy, Rzeczpospolita Obojga Narodów zmagała się z najazdem szwedzkim. Jak nasze państwo wyglądało w 1655 roku?
- Bez wątpienia możemy powiedzieć, że znalazło się na skraju upadku. Trwające od 1648 roku Powstanie Bohdana Chmielnickiego przerodziło się w sojusz kozacko-moskiewski, w wyniku czego armia cara Aleksieja Michajłowicza zaatakowała w 1654 roku równocześnie Białoruś i Ukrainę. Dzięki serii zwycięstw dotarła w następnym roku do Wilna, które zresztą zdobyła i spaliła. Na Ukrainie oddziały kozackie z pomocą Moskwy dotarły aż po Lwów - mówi dr Przemysław Gawron z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Gość Jedynki dodaje, że wówczas Rzeczpospolita była wewnętrznie bardzo skonfliktowana, m.in. istniała poważna magnacka opozycja przeciwko rządom Jana Kazimierza. - Szlachta nie dowierzała królowi i miała dosyć długoletniej wojny, która toczyła od 7 lat - słyszymy.
- Z tej sytuacji postanowili skorzystać Szwedzi. Mieli oni wybór, czy zaatakują Moskwę czy Polskę. Była to znakomicie zaplanowana inwazja, chociaż można mieć wrażenie, że lepiej byłoby dla Szwedów, gdyby zaatakowali Moskwę. W konsekwencji to Moskwa okazała się być groźniejszym rywalem i to ona wyparła Szwedów pół wieku później znad Bałtyku. W tym przypadku Karol X Gustaw wybrał słabszego przeciwnika, uważając, że łatwiej będzie go pokonać - opowiada dr Przemysław Gawron.
Z jakich kierunków Szwedzi wkroczyli do Polski? Czy nazwa "potop" jest uzasadniona? Jak przebiegała obrona Jasnej Góry?
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.
***
Tytuł audycji: Eureka
Prowadzi: Katarzyna Jankowska
Gość: dr Przemysław Gawron (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego)
Data emisji: 18.12.2019
Godzina emisji: 19.08
DS