Janusz Prusinowski od tych mistrzów przejął indywidualne cechy mazurków, oberków, kujawiaków i polek. Śpiewa ballady i pieśni religijne, komponuje muzykę teatralną, pieśni i kołysanki. Prowadzi warsztaty tradycyjnej gry na skrzypcach, śpiewu, tańca i podstaw mazurka. Współtworzył Bractwo Ubogich (1993) i zakładał Warszawski Dom Tańca (1994). Lider Janusz Prusinowski Kompania, śpiewak Monodii Polskiej, skrzypek Orkiestry Czasu Zarazy, dyrektor artystyczny Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata, prawdziwa osobowość na polskiej scenie folkowej, był gościem "Źródeł" i Marii Baliszewskiej, której opowiedział o swojej muzycznej drodze.
Targowisko Instrumentów na festiwalu Wszystkie Mazurki Świata
Skrzypcowe objawienie
Muzyka towarzyszy mu od najmłodszych lat, jest też muzycznym samoukiem. Dziś tak dobrze kojarzony jest ze skrzypcami, ale nie wszyscy wiedzą, że Janusz Prusinowski ten instrument wziął do ręki dość późno... Ale jak już wziął, to z rąk ich nie wypuścił. I tak trwa to już 30 lat.
- To odkrycie, że mogę grać na skrzypcach, było dla mnie szokiem, bo wcześniej grałem na instrumentach dużych ciężkich, o niskich dźwiękach, a nagle ważna stała się melodia i zacząłem słyszeć, co się dzieje w tym innym paśmie. Razem ze zmianą instrumentu nastąpiło spotkanie z muzyką tradycyjną - zaczął swoją opowieść. - Nie jestem nawet w stanie zrozumieć, na czym ta zmiana polegała, ale odkrycie, że te jakości, których dotąd szukałem w muzyce - wspomina ten moment Janusz Prusinowski.
Skrzypcowe improwizacje muzykantów z Radomszczyzny to był największy zachwyt. Janusz Prusinowski
Wcześniej grał i na gitarze elektrycznej, przygotował się do studiowania kompozycji, szukał w tym muzyki jako narzędzia wyrazu, ekspresji. Zupełnie niespodziewanie najlepszą do tego drogą stała się polska muzyka tradycyjna. - Skrzypcowe improwizacje muzykantów z Radomszczyzny to był największy zachwyt, także dzięki Andrzejowi Bieńkowskiemu, jego nagraniom i filmowi, i to zderzenie ze światem będącym tuż obok, że to czego szukałem wszędzie na świecie, nagle okazało się, że czeka tuż pod nosem. W zasadzie traktuję granie jako naukę, doskonalenie tego znanego mi języka muzycznego, i tworzenie w nim.
Dogłębną wiedzę o polskiej muzyce tradycyjnej Janusz Prusinowski przez lata czerpał z samych korzeni, od mistrzów. Wcale nieoczywiste było jednak nawiązanie z nimi znajomości. Czy nie żyli w dwóch różnych światach? Jedne to był ten współczesny, alta 90., rozrastające się miasta i kapitalizm. Drugi - wiejski, zapomniany, odległy pod tyloma względami. Z pomocą przyszedł tu Andrzej Bieńkowski. profesor sztuki, ale jednocześnie miłośnik i popularyzator muzyki tradycyjnej. Pierwszy adres, który podał muzykom z Bractwa Ubogich, w tym Januszowi Prusinowskiemu, prowadził do Tadeusza Jedynka. - Ten zaprosił wtedy do siebie Jana Gacę jako bębnistę - wspominał to spotkanie Prusinowski - ale panowie wymieniali się instrumentami. Dla nas ta muzyka była kompletnym szaleństwem, a zarazem widać było różnice, indywidualności miedzy panami. Relacje rozwijały się, a mu uczyliśmy się grać ich utwory, zwalniając nagrania, korzystając z technologii. Nutka po nutce.
- Wkrótce dostałem od Bieńkowskiego kolejne nagrania, Jana Lewandowskiego ze Strzemesznej. Potem Kazimierz Meto i jego kapela. Ruch rósł zwłaszcza że moment nastał dogodny na założenie Domu Tańca. Jesteśmy w latach 90. Co tydzień, a czasem nawet dwa razy w tygodniu, przybywały do nas kapele wiejskie, żeby grać do tańca - opowiadał gość audycji. W przerwach między występami kapel scenę przejmowała kapela Domu Tańca, prowadzona właśnie przez Prusinowskiego. Dzięki takiej wymianie muzycznej Prusinowscy i przyjaciele poznali całą masę świetnych wiejskich muzykantów, tworząc odrębny, niezwykły świat. Wiejskie kapele w graniu do tańca były jak huragan, to było niesamowite
Z nut czy nie z nut. Oto jest pytanie?
- Nigdy tych nut nie poznałem tak, żebym nimi myślał. Jestem samoukiem muzykanckim z domu, nut postanowiłem się nauczyć jako dwudziestolatek, grając już na wszystkim. Moja nauki muzyka była słuchowa. W życiu chciałem robić coś innego, ale ta muzyka do mnie jakoś wróciła. No i jako dwudziestolatek siadłem w średniej szkole muzycznej z dziećmi, które już miały za sobą podstawową szkołę muzyczną, a ja uczyłem się wszystkiego od początku. To była wspaniałą przygoda, bo jako muzyk tam poszedłem po odpowiedzi na moje pytania.
Można podejrzewać, ze było to da niego trudne doświadczenie, ale było wprost przeciwnie! - To było dla mnie superciekawe. Tak by mogli się ludzie uczyć w szkole muzycznej - uważa Janusz Prusinowski.
CZYTAJ TEŻ:
Janusz Prusinowski gra Przeważnie muzykę centralnej Polski. - To mnie najbardziej w niej fascynuje, że ona nie jest prosta, że nic tam się nie zgadza. Jakbyś ktoś chciał to sprowadzić do kreski taktowej i partytury, no to tam nic tak nie działa. To wszystko jest bardzo precyzyjne, ale żywe. W kompozycji współczesnej być może ludzie tego właśnie szukają, tych emocji. Wszystko w tej muzyce jest, ja się cały czas tego uczę, cały czas jako odkrywca.
Za sukces uważam, że mnie i środowisku w pewnym momencie udało się spowodować, że kolejne pokolenie ruszyło na wieś i miało jeszcze do kogo jechać. Przekazanie pałeczki w sztafecie to jest największy powód do dumy. Janusz Prusinowski
Nie naśladuje ani nie kopiuje tradycyjnych muzykantów w ścisłym tych słów znaczeniu, ale wychodzi od tego, by jak najlepiej powtórzyć to, jak oni grają, po to żeby odkryć tajemnicę ich grania. - Chciałbym, żeby moje skrzypce zajęczały jak skrzypce Jana Gacy czy Kazimierza Meto, i wiem, jak to zrobić, bo oni mieli na to kilka patentów. I jak dojdę do tego, jak to zrobić to potem czuję się wolnym człowiekiem, i po swojemu to grać. Na tym moim zdaniem polega muzyka tradycyjna, że ten proces trwa zarówno wtedy kiedy się gra, i nie gra. Mija jakiś czas, a utwór nabiera innego kształtu. Obserwuję jak u mnie się to zmieniło, bo niektóre kawałki gram 30 lat, widzę, jak one ewoluowały bez mojej świadomości. I tak jest u tradycyjnych muzykantów.
Oazy muzycznego bogactwa
Dziś z sentymentem wspomina lata 90., intensywne, twórcze, kiedy żyli jeszcze ci muzykanci legendy, od których miał okazję się uczyć. Ale patrzy przede wszystkim w przyszłość, szczególną uwagę zwraca na perspektywy, jakie mają młodzi ludzie, którzy zaczynają sięgać po instrumenty muzyczne i melodie.
- Za sukces uważam, że mnie i środowisku w pewnym momencie udało się spowodować, że kolejne pokolenie ruszyło na wieś i miało jeszcze do kogo jechać. Dzięki temu niektórzy artyści zostali na nowo odkryci albo odnalezieni. Uaktywniły się na przykład córki muzykantów, razem ze wspomnieniami, ciekawostkami, opowieściami. Przekazanie pałeczki w sztafecie to jest największy powód do dumy - przyznaje Janusz Prusinowski.
Marzy mu się jeszcze, żeby ta muzyka, którą udało się odnaleźć, miała przestrzeń, żeby się rozwijać. To żywe bijące źródło kultury, rozrastająca nisza, w której swoje miejsce mają też dzieci i młodzież. Czy to się uda? Janusz Prusinowski jest pod tym względem optymistą.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Maria Baliszewska
Data emisji: 11.07.2023
Godzina emisji: 15.15