Polskie Radio

Bogusław Linda: człowiek, który zadał najważniejsze pytanie w polskim kinie

Ostatnia aktualizacja: 27.06.2022 07:00
Zasłynął rolą, która na kolejnych 30 lat zdefiniowała odbiór jego osoby i aktorstwa. Inna sprawa, że nie uciekał od wizerunku twardziela, który z powodzeniem powielał w następnych filmach. Aż okazało się, że mówiąc "Bogusław Linda", myślimy: Franz Maurer z "Psów". Tymczasem Bogusław Linda ma w swoim dorobku wiele znakomitych ról, niezwykle odległych od tego skojarzenia. W końcu zagrał w "Psach", mając czterdziestkę na karku. Choć trudno w to uwierzyć, Bogusław Linda obchodzi siedemdziesiąte urodziny!
W filmie Andrzeja Wajdy pt. Powidoki Bogusław Linda wcielił się w postać Władysława Strzemińskiego
W filmie Andrzeja Wajdy pt. "Powidoki" Bogusław Linda wcielił się w postać Władysława StrzemińskiegoFoto: mat. prasowe/Anna Włoch/Akson Studio

Początki

Pochodzi z Torunia, a studia aktorskie ukończył w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w 1975 roku. Początkowo skupiał się na teatrze, prowadził też przez kilka lat zajęcia we wrocławskiej filii PWST. Można powiedzieć, że rozglądał się: do roku 1980, który jest wyraźną cezurą w jego karierze, zagrał w kilkunastu spektaklach (w tym nawet Hamleta – rok 1977 w Teatrze Polskim we Wrocławiu) oraz niespełna dziesięciu filmach.

Wspomniany rok 1980 to serial obyczajowy "Punkt widzenia" Janusza Zaorskiego, który ostatecznie przechodzi bez echa, oraz "Gorączka" Agnieszki Holland, do dziś uznawana za jej najbardziej dojrzały film, a zarazem jedną z najważniejszych produkcji tamtych lat. Zrealizowany krótko przed powstaniem "Solidarności", stawia niezwykle istotne pytania o rolę jednostki w historii, ale przede wszystkim – o konflikt między ideą a etyką. Partnerując Olgierdowi Łukaszewiczowi, Adamowi Ferencemu i Barbarze Grabowskiej, Linda w mocnej, pozostającej w pamięci roli Gryziaka okazał się równorzędnym graczem, co potwierdziło Wyróżnienie Honorowe na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku w 1981 roku.

Kłopoty z cenzurą

Trzeba przyznać, że na początku lat 80. Bogusław Linda nie miał szczęścia do filmów, a dokładniej rzecz ujmując – do cenzury. Aż cztery produkcje, które powstały, a przynajmniej zaczęły być kręcone w czasie "karnawału Solidarności", zostały zatrzymane przez ekipę z ulicy Mysiej (tam właśnie mieściła się siedziba osławionego Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk). Są to: telewizyjne "Wolny strzelec" Wiesława Saniewskiego (1980) i "Kobieta samotna" Agnieszki Holland (1980) oraz kinowe "Przypadek" Krzysztofa Kieślowskiego (1980) i "Matka Królów" Janusza Zaorskiego (1982). Wszystkie zostały "zdjęte z półek" dopiero w latach 1987-1988. Tymczasem w trzech z nich – jedynie w "Wolnym strzelcu" miał rolę drugoplanową – stworzył świetne, poruszające kreacje, ujawniające pełnię jego aktorskiego talentu. W "Kobiecie samotnej" był to wstrząsający portret kalekiego, skrzywdzonego przez życie i ludzi mężczyzny, z kolei u Kieślowskiego przekonująco zagrał trzy różne warianty życiorysu głównego bohatera. Oba te filmy przyniosły mu nagrody za rolę męską na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Niejako ich dopełnieniem była rola Klemensa w "Matce Królów", komunisty, który ostatecznie płaci życiem za swoją ideowość. O ile jednak tam ważna jest żarliwość, a zarazem wiara w dobro i sprawiedliwość, o tyle jego Saint-Just w "Dantonie" Wajdy (1982) jest już bezwzględnym fanatykiem rewolucji.

Kurs na sensację

Jednak z czasem młodzieńczy ogień, który napędzał Lindę i uczynił z niego jednego z głównych aktorów kina moralnego niepokoju przełomu lat 70. i 80., jakby przygasł. Zresztą aktor dojrzał, a i czasy się zmieniły: coraz wyraźniej czuć było wiatr nadchodzących zmian nie tylko politycznych. Znamienna jest w tym kontekście rola w sensacyjnym filmie Jacka Bromskiego "Zabij mnie glino" (1987), otwarcie sięgającego do wzorców amerykańskich, w którym gra bezwzględnego złoczyńcę. Jeszcze pojawił się w "Dekalogu" Kieślowskiego (1988), ale już za rogiem stało nowe w osobie Władysława Pasikowskiego.

Warto jednak wcześniej zwrócić uwagę na reżyserski debiut Bogusława Lindy, film "Seszele" (1988), który zebrał bardzo różne recenzje: od oceny, że to filmowa zabawa znanego aktora, który chce zaspokoić swoją ambicję, po uznanie go za głos pokolenia, które chce być niezależne, dla którego wartością najważniejszą jest miłość.

"Kroll", czyli przełom

Kiedy w 1991 roku na ekranach kin pojawił się "Kroll" Władysława Pasikowskiego, starsza część widowni przeżyła szok, młodsza – była zachwycona. Historia poszukiwania zbiegłego z jednostki wojskowej żołnierza to zarazem podróż przez Polskę tuż po przełomie: siermiężną i marzącą o Zachodzie, to wojsko polskie pokazane bez upiększeń propagandy, to wreszcie, mimo scenariuszowych potknięć, prawdziwe "męskie kino". Bogusław Linda doskonale odnalazł się w roli porucznika Arka, który wraz z kapralem Wiadernym (znakomity Cezary Pazura) szuka zbiega: jest twardy, ale też ludzki, zna życie i wie, że regulaminy, zwłaszcza wojskowe, nie rozwiązują wszystkich problemów. Jest zrozumiałe, że środowiska wojskowe nie przyjęły, mówiąc eufemistycznie, tego filmu z entuzjazmem, ale już nikt się tym nie przejmował: "Kroll" okazał się wielkim przebojem kasowym. Wiadomo było, że polskie kino już nigdy nie będzie takie samo. 


POSŁUCHAJ WSPOMNIENIOWEGO WYWIADU POLSKIEGO RADIA Z 2014 ROKU: 

Posłuchaj
05:17 Jedynka Aktualności kulturalne 15.05.2014 linda.mp3 Bogusław Linda o fenomenie filmu "Psy" (Muzyczna Jedynka)

 

"Psy", czyli jak zostać idolem

Tym bardziej że rok później odbyła się premiera "Psów". Na ich temat powiedziano i napisano bardzo dużo. Nie ma wątpliwości, że jest to jeden z tych filmów, które określa się mianem kultowych. Jego bohater, brawurowo zagrany przez Bogusława Lindę Franz Maurer, jest ubekiem, który po pozytywnym przejściu weryfikacji trafia do policji, gdzie musi się zmierzyć z międzynarodowym gangiem bezwzględnych handlarzy narkotykami. W obliczu powszechnego spsienia i upadku wszelkich zasad jedyne, co Franzowi pozostaje, to wiara w miłość kobiety i męską przyjaźń. Jednak i to okazuje się złudą...

– "Psy" to kino moralnego niepokoju. Nie jest to jednak ten rodzaj kina, które robiliśmy ze śp. Krzysiem Kieślowskim i Agnieszką Holland. Film powstał już w tzw. nowej Polsce i mówił nie o polityce czy instytucjach, ale o ludziach, którzy zawsze są tacy sami – tłumaczył po latach aktor. – To zasługa Władka Pasikowskiego, który jest genialnym scenarzystą. To wielki żal, że nie wykorzystujemy go w naszym kinie, że nie może robić tych filmów, które zgłasza – dodawał. 

Po premierze, z dnia na dzień, Linda stał się pierwszym, i kto wie, czy wciąż nie jedynym, polskim gwiazdorem, prawdziwym idolem tysięcy ludzi, niekoniecznie młodych. Zafundowali sobie charakterystyczne fryzury, zaczęli nosić skórzane kurtki, nadużywać przekleństw i pytać z charakterystycznym akcentem: "Co ty wiesz o zabijaniu...?", co w kontekście błyskawicznie rozwijających się grup gangsterskich i pojedynków między nimi nabrało jednak zupełnie innego znaczenia. Ale kwestia weszła do kanonu, była i jest używana, parafrazowana w przeróżnych kontekstach. Zresztą sam aktor kilka lat później prowadził program "Co ty wiesz o gotowaniu?", który jednak spadł z ramówki po sześciu odcinkach z powodu niewielkiego zainteresowania. Trzeba jednak wiedzieć, o co i kiedy pytać...

Powtórki i próby przełamania

"Psy 2. Ostatnia krew" (1994), chociaż słabsze, ugruntowały pozycję aktora, który rolę twardziela powielał w kolejnych produkcjach: "Mieście prywatnym" Jacka Skalskiego (1994), "Demonach wojny wg Goi" (1998), "Operacji Samum" (1999) i "Reichu" (2001). Choć trzeba też przyznać, że równocześnie robił wszystko, aby ten wizerunek zmienić: zagrał m.in. Stygmę w obsypanym nagrodami "Janku Wodniku" Jana Jakuba Kolskiego (1993), księdza Jana w "Porze na czarownice" Piotra Łazarkiewicza (1993), Herlinga w "Prowokatorze" Krzysztofa Langa (1995) czy Michała w "Szamance" Andrzeja Żuławskiego (1996). Andrzej Wajda powierzył mu rolę Jacka Soplicy w "Panu Tadeuszu" (1999), a Jerzy Kawalerowicz – Petroniusza w "Quo Vadis" (2001).

"Powidoki", czyli powrót

Po intensywnym przełomie wieków Bogusław Linda zdecydowanie zwolnił, chociaż nadal się pojawiał się w kolejnych filmach. Powrotem do naprawdę wielkiego kina okazała się rola Władysława Strzemińskiego w "Powidokach" (2016), ostatnim filmie Andrzeja Wajdy. Jednoznacznie została oceniona jako bardzo dobra, podkreślano jej stonowanie, a zarazem siłę i konsekwencję. Sam aktor nie ukrywał, że była ona dla niego dużym wyzwaniem. – Przejrzałem prace, czytałem wspomnienia córki i dokumentację, jak zawsze przy każdym filmie. Uzmysłowienie sobie, jak można działać bez jednej ręki i jednej nogi to dodatkowy problem – opowiadał aktor. – Andrzej Wajda chciał zrobić film o człowieku, którego zabija system. Można nakręcić również osobny obraz o "dostojewskiej" historii jego życia z żoną artystką – tłumaczył koncepcję filmu. 


W ostatnich latach Bogusław Linda znowu jakby częściej (czyli mniej więcej w jednej produkcji rocznie) zaczął się pojawiać na ekranie. Jednak "Psy 3. W imię zasad" (2020) nie okazały się sukcesem. Może czasami jednak warto powstrzymać się od wchodzenia po raz trzeci do tej samej wody?

Czytaj także

Bogusław Linda: "Psy" to kino moralnego niepokoju

Ostatnia aktualizacja: 15.05.2014 19:44
- Nie jest to jednak ten rodzaj kina, które robiliśmy ze śp. Krzysiem Kieślowskim i Agnieszką Holland. Film powstał już w tzw. nowej Polsce i mówił nie o polityce czy instytucjach, ale o ludziach, którzy zawsze są tacy sami - mówił w Jedynce Bogusław Linda.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Linda i Lubaszenko. "Historie nie do uwierzenia"

Ostatnia aktualizacja: 12.06.2015 13:09
W wielu filmach grali razem, darzą się sympatią w życiu osobisty, a teraz, w jednym czasie, wychodzą ich wywiady-rzeki. W "Czterech porach roku" Dorota Koman mówiła o książkach z rozmowami z Bogusławem Lindą i Olafem Lubaszenką.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trendy Kultury: Film Wajdy polskim kandydatem do Oskara

Ostatnia aktualizacja: 29.09.2016 08:11
Najnowszy film Andrzeja Wajdy "Powidoki" polskim kandydatem do Oskara w kategorii "Najlepszy Film Nieanglojęzyczny". Wiele osób ze środowiska filmowego uważa jednak, że polskie kino powinien reprezentować obraz debiutanta Jana Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina" lub "Córki Dancingu" debiutantki Agnieszki Smoczynskiej. O sprawie w audycji Trendy Kultury.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Powidoki" - film o sile moralnej człowieka

Ostatnia aktualizacja: 13.01.2017 13:17
- To tragedia człowieka szlachetnego, opanowanego pasją, wiernego sztuce i pragnącego tę sztukę uprawiać. Próbuje jakoś bronić się przed straszliwym naciskiem rzeczywistości lat 50. To niesłychanie przejmujące, że jemu, kalece, udało się to przeżyć - mówi Andrzej Kołodyński o "Powidokach" Andrzeja Wajdy.
rozwiń zwiń