Zuzanna Dąbrowska: Porozmawiamy z naszym gościem, a jest nim pani Elżbieta Witek, Prawo i Sprawiedliwość, w studiu we Wrocławiu. Dzień dobry.
Elżbieta Witek: Witam państwa, dzień dobry.
Z.D.: Przedszkole najdroższe, czyli takie, na które coraz mniej rodziców stać, a jeszcze w dodatku im więcej pracują, tym mniej stać, bo płaci się za każdą dodatkową godzinę powyżej czterech. Takie prawo przyjął parlament? Pani poseł, jak to się mogło stać?
E.W.: Powyżej pięciu, a nie powyżej czterech, pani redaktor, ale rzeczywiście przedszkole jest bardzo drogie, bardzo wielu rodziców na nie po prostu nie stać, a oprócz tego, że jest drogie, my jako Prawo i Sprawiedliwość protestowaliśmy przeciwko temu, bo uważamy, że 5 godzin to jest stanowczo za mało. Dzieci powinny być w przedszkolu tak długo, jak długo pracują rodzice, a rodzice zazwyczaj pracują 8 godzin. Ale niestety to nie przeszło.
Z.D.: Z dojazdem robi się dziesięć.
E.W.: Tak, oczywiście, że tak. A poza tym trzeba pamiętać, że oprócz tego, że przedszkole jest drogie, to tych przedszkoli po prostu jest za mało. I dzisiaj bardzo wielu rodziców ma ogromny problem, bo rozpoczął się rok szkolny, a dzieci nie zostały zapisane do przedszkola, bo po prostu zabrakło dla nich miejsca.
Z.D.: Czyli brak miejsc i wysokie opłaty. Ale jeszcze ja bym do tych opłat wróciła, bo wydaje mi się, że można powiedzieć o tym, że zbyt duża swoboda w kształtowaniu stawek została oddana w ręce samorządów. Ja rozumiem, że władza centralna się odpowiedzialności pozbywa, no ale przez to dochodzi do takich nierówności jak to, że w Olsztynie ta dodatkowa godzina to jest prawie 4 złote, a np. w województwie świętokrzyskim w niektórych placówkach 1,90 zł. To są bardzo duże różnice.
E.W.: Tak, ogromne różnice i pamiętać trzeba też o tym, że mamy różne samorządy, mamy samorządy bogate i mamy samorządy biedne i mamy rodziców, którym się lepiej powodzi i gorzej powodzi. Absolutnie tak nie powinno być, to jest zbyt duża dowolność. Zresztą ja uważam, podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość uważamy, że państwo nie powinno pozbywać się odpowiedzialności za losy oświaty, w tym także oświaty przedszkolnej, a z tym mamy niestety do czynienia. I tam, gdzie samorządom daje się zbyt dużą swobodę, to mamy właśnie takie sytuacje, że w jednym mieście to przedszkole jest tańsze, w innym jest dużo droższe. To jest nierówność i jednocześnie to nie jest wyrównywanie szans edukacyjnych, tylko to jest pogłębianie różnic w poziomie edukacji między dziećmi z różnych miast, a także między miastami w wsiami. To jest fatalna sytuacja. No niestety, ten rząd niczego nie robi, żeby tę sytuację zmienić. Myślę, że jednak powinny być regulacje państwowe dotyczące odpłatności chociażby za te 5 godzin, żeby ona był jednakowa wszędzie.
Z.D.: No właśnie, bo tak – policzmy, to jest ponad 5 godzin opłata, powiedzmy, że średnio niech to będzie 3 złote, już nie te cztery czy nawet najniższa wartość, do tego jest opłata za wszystkie zajęcia dodatkowe, do tego jeszcze jest opłata za obiady, w niektórych wypadkach może dochodzić do 600 złotych miesięcznie, a jeżeli jeszcze trafi na gminę biedną, tak jak w Biskupcu, o którym zaraz powiemy, bo tam trwa protest rodziców, to to jest suma zupełnie nie do zapłacenia.
E.W.: Nie, to jest kuriozum, całkowicie się z panią zgadzam, to jest sytuacja, która nie po raz pierwszy się zdarza, ale w tym roku chyba to jest takie szczególnie widoczne, bo te opłaty radykalnie wzrosły. Zresztą na terenie Dolnego Śląska również, we Wrocławiu np. te opłaty są bardzo wysokie. I samorządy folgują sobie jak mogą. A rodzice są po prostu bezradni i nie mają do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc. A przecież wszystkim nam...
Z.D.: Dzisiaj Gazeta Wyborcza napisała nawet, że opłaty za przedszkola są źródłem wpływów po prostu do samorządowej kasy...
E.W.: Oczywiście, oczywiście.
Z.D.: ...że niektóre samorządy potraktowały to jako źródło zysku. No to już w wypadku takiej placówki jak przedszkole jest to po prostu skandaliczne.
E.W.: No więc właśnie to jest to kuriozum, o którym mówię, bo przedszkole, prowadzenie przedszkoli jest zadaniem władz gminy. Ponieważ niestety państwo przerzuciło na samorządy bardzo duży ciężar odpowiedzialności, w tym m.in. za obowiązkowe przyjęcie pięciolatków do przedszkoli, tych przedszkoli jest za mało, te biedne samorządy nie bardzo sobie potrafią poradzić, w związku z tym niektórzy wyszli z założenia, że być może na tych przedszkolakach można zarobić, ale to jest droga naprawdę donikąd.
Z.D.: Co teraz można zrobić? Czego mogą się domagać rodzice, którzy protestują, tak jak już wspomniałam, w Biskupcu? Tam główny postulat to jest właśnie kwestia obniżenia cen. Co mogą zrobić posłowie, już rozumiem w nowej kadencji? Czy znowelizować ustawę, czy jest możliwe rozwiązanie tej kwestii rozporządzeniem, które będzie regulowało te rozpiętości stawek? Jaki może być tutaj plan?
E.W.: Myślę, że plan może być dwojaki – z jednej strony rzeczywiście trzeba podjąć działania na szczeblu parlamentu, i tu jest konieczna zmiana w ustawie, być może wystarczyłoby rozporządzenie rzeczywiście, ale także zmiany są potrzebne tutaj w samorządzie. Są wybrani przedstawiciele poszczególnych samorządów i to oni decydują o tym, jaka będzie odpłatność za przedszkole, i może warto byłoby przypomnieć państwu radnym, że być może należałoby mniej pieniędzy wydawać np. na promocję miast, na reklamę, ale chodzi o to, żeby każdy...
Z.D.: Fontanny.
E.W.: No na przykład, właśnie. Czyli rzeczy, które może upiększają miasto, ale zastanawiam się i zadaję sobie pytanie, na które odpowiedź dokładnie znam, że są pewne priorytety, które są ważniejsze, i z pewnością pomoc rodzicom, szczególnie pamiętajmy o tym, że dzisiaj rynek pracy jest fatalny, jest tak duże bezrobocie, że rodzice nie mogą sobie pozwolić dzisiaj na utratę pracy i na opiekowanie się dzieckiem, które mogłoby w tym czasie być przecież w przedszkolu. W związku z tym myślę, że rodzice powinni także naciskać na swoich radnych, bo to od ich decyzji w głównej mierze zależy w tej chwili odpłatność za przedszkola, a na pewno w przyszłym sejmie, bo już nie teraz, ostatnie posiedzenie jest w przyszłym tygodniu i na pewno nikt się tym nie zajmie, to jest kwestia, którą koniecznie trzeba będzie uregulować. Taka wolna amerykanka nie może w Polsce funkcjonować.
Z.D.: Minister Hall mówi, że w Polsce wg danych Ministerstwa Edukacji 65% dzieci objętych jest opieką przedszkolną. To jest dużo czy mało? Bo w porównaniu z założeniami, na które Polska się zgodziła jeszcze ze strategii lizbońskiej, no to procent jest niski, ale jednak porównując to z okresem choćby sprzed 10 lat, to ta liczba dzieci wzrosła. To jak to jest?
E.W.: Ja nie zaprzeczam, że liczba przedszkoli wzrosła, czy liczba miejsc w przedszkolach wzrosła. Ale jednocześnie zwracam uwagę na to, że jednak odsetek dzieci, które chodzą do przedszkoli, to jest bardzo niski, my jesteśmy ciągle w ogonie Europy. I gdyby nie pomysły pani minister Hall na to, żeby koniecznie 6-latki wysłać do szkoły, a więc objąć obowiązkową opieką 5-latki i zmusić samorządy do tego, żeby zabezpieczyły dzieciom 5-letnim miejsca w przedszkolach, to dzisiaj nie mielibyśmy aż takiego problemu, dlatego że dzisiaj największy problem jest z dziećmi 3- i 4-letnimi, bo to dla nich zabrakło miejsca. 65% to jest wciąż za mało. My, żeby wysłać dzieci 6-letnie do szkół, to najpierw powinniśmy objąć wszystkie dzieci chętne, potrzebujące opieką przedszkolną, a tego niestety brakuje.
Ja bym proponowała, żeby pani minister Hall nie zachwycała się aż tak bardzo statystykami, tylko żeby może pojeździła trochę po Polsce i zobaczyła, jak wygląda sytuacja z dziećmi w przedszkolach w małych i w dużych miastach. We Wrocławiu z tego, co się zorientowałam dzisiaj, 650 dzieci nie znalazło miejsca w przedszkolach, rodzice protestują. To są dzieci 3- i 4-letnie. Ale w mniejszych miastach, a szczególnie na wsiach problem jest dużo większy. Tak że z pewnością miejsc przybyło, ale pamiętajmy też, że mamy niż demograficzny, więc też pytanie, czy liczba tych miejsc jest wyższa z tego powodu, że mamy niż demograficzny, czy z tego powodu, że powstało więcej przedszkoli czy też tych innych form wychowania przedszkolnego. To jest wciąż jednak za mało. I naprawdę nie dziwię się rodzicom, którzy protestują, bo są w sytuacji podbramkowej, co wybrać: zostać w domu, i głównie ten ciężar opieki nad dzieckiem spada jednak na kobietę, i zrezygnować z pracy, do której potem można już nie wrócić, no co zrobić? Rozwiązania powinny szukać przede wszystkim samorządowcy. I w takich dużych miastach, jak Wrocław, właśnie te słynne fontanny i reklamy mogły poczekać. Tutaj był czas, bo to wiadomo było nie od dzisiaj, że dzieci 5-letnie obowiązkowo muszą przejść wychowanie przedszkolne, że tych przedszkoli będzie za mało. A o tym nikt nie pomyślał na czas.
Z.D.: A może sytuację rozwiąże to, że od przyszłego roku zerówka, pójście dzieci do szkoły od 6 lat będzie obowiązkowe, już normalny tryb nauczania, wtedy miejsca się zwolnią? Może mamy taki newralgiczny rok po prostu?
E.W.: Ja myślę, że to nie rozwiąże problemu i też nie byłabym taka pewna, co będzie w przyszłym roku, dlatego że protesty są ogromne i jest projekt obywatelski, projekt ustawy o tym, żeby wrócić do starego systemu, czyli dzieci 7-letnie do I klasy, a dzieci 6-letnie do przedszkoli. I to będzie na tym następnym posiedzeniu sejmu pierwsze czytanie tego obywatelskiego projektu, więc nie wiemy, jak to będzie. Na pewno będzie jeden wielki bałagan. To o tym już wiemy dzisiaj. W przedszkolach są dzieci w grupach, w jednej grupie dzieci 3-letnie, 4-letnie, czasami 5-letnie, pięciolatki z sześciolatkami, potem sześcio- i siedmiolatki będą w I klasie. No, w tym wieku różnica kilku miesięcy pomiędzy dziećmi to jest kolosalna różnica, kolosalna. I o tym niestety pani minister Hall zapomniała.
Z.D.: Przyznam się, że to jest jedyny powód, dla którego mogę być zadowolona, że mam lat trochę więcej niż sześć czy siedem, czy pięć, jakaś jest to sytuacja osobiście przez moment chociaż pocieszająca. Bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem była poseł Elżbieta Witek, Prawo i Sprawiedliwość.
E.W.: Ja również dziękuję.
(J.M.)