"Drugi dziennik" miał być najbardziej intymną książką Jerzego Pilcha. - Miało to oznaczać rozluźnienie bardzo ścisłych rygorów cenzury wewnętrznej, w których pracuję - powiedział gość audycji "Moje książki". - Przy całej opinii pisarza niestroniącego od autodemaskacji, samoobnażeń, ze skłonnościami ekshibicjonistycznymi, a na pewno autobiograficznymi, mam poczucie, że jestem bardzo wielkim rygorystą w sensie powściągliwości, niemówienia o pewnych rzeczach - tłumaczył Jerzy Pilch.
Kultura w radiowej Jedynce >>>
- Na czym szczegółowiej miałoby polegać owo rozluźnienie cenzury wewnętrznej? Tego nie wiem, ale mogłem sobie wyobrażać, że zdradzę jakiś sekret, że ujawnię jakiś romans, że pójdę w rodzaj pewnego bezwstydu, że przytoczę drastyczniejsze rozmowy z moimi bliskimi - opowiadał pisarz. - Ponieważ lubię pisać o literaturze, mogłem też pokusić się o ujawnienie jakichś wstydliwszych myśli o literaturze, o ile je w ogóle mam - dodał.
W "Drugim dzienniku" jednym z głównych tematów jest postępująca choroba Parkinsona, na którą cierpi pisarz i którą ujawnił w 2012 r. Jerzy Pilch wyznał, jakiego rodzaju stosunku do siebie jako chorego oczekuje od innych. - Wolałbym, żeby ludzie zachowywali się po staremu, żeby w ogóle nie zwracali uwagi, nie odnotowali choroby, żeby nie stanowiła ona ani jakiegoś tematu, ani zmiany tonacji - powiedział.
Odwiedź kanał kulturalny Polskiego Radia na YouTube >>>
Tymczasem, jak zdradził Jerzy Pilch, podejście wielu osób jest takie, jakby rozmawiali z "quasi-nieboszczykiem". - Choć jest to maskowane, wychodzi wtedy pewna nabożność. Z drugiej strony mam odwrotny problem z moim przyjacielem, pianistą Januszem Olejniczakiem. To dżentelmen w każdym calu, zachowuje się przy mnie w sposób tak doskonały, że wydaje się, jakby nie wiedział o mojej chorobie - dodał.
Z pisarzem rozmawiała Magda Mikołajczuk.
(mc)