Zakrzepła krew świętego, przechowywana jako relikwia, ma się rozpuszczać co najmniej trzy razy w roku na dowód, że jest on przychylnie nastawiony do miasta, którego jest patronem.
Jeszcze przed przyjazdem Franciszka do Neapolu środki przekazu podkreślały, że do cudu nie doszło ani podczas wizyty Jana Pawła II, ani w czasie pobytu Benedykta XVI. Oczekiwanie na to, że w przypadku papieża Franciszka będzie inaczej, było ogromne. Na zakończenie spotkania z duchowieństwem stojący na ołtarzu relikwiarz wziął do rąk arcybiskup Neapolu, kardynał Crescenzio Sepe, by ogłosić: "Krew już się w połowie rozpuściła". Papież Franciszek poprosił o mikrofon, by powiedzieć na to, że skoro krew rozpuściła się do połowy, oznacza to, że święty kocha nas do połowy. Musimy się jeszcze bardziej nawrócić, by kochał nas więcej - powiedział. Niektóre media zapewniają, że krew świętego rozpuściła się potem całkowicie, ale są również głosy, że papież miał sceptyczny stosunek do tego punktu programu swojej wizyty w Neapolu.
Tymczasem chemicy mają wątpliwości, czy omawiany ostatnio we włoskich mediach tak zwany cud świętego Januarego jest zjawiskiem nadprzyrodzonym. Już prawie ćwierć wieku temu włoscy eksperci tłumaczyli w prestiżowym tygodniku „Nature”, że prawdopodobnie istnieje naukowe wyjaśnienie tego zjawiska. Dziś we włoskich mediach trwa dyskusja, czy w czasie sobotniej wizyty w Neapolu papież Franciszek był świadkiem cudu czy nie.
Już w 1991 roku naukowcy z włoskiego Uniwersytetu w Pawii argumentowali, że substancja w fiolce prawdopodobnie podlega znanemu zjawisku tak zwanej tiksotropii. To przechodzenie gęstego żelu w ciecz pod wpływem potrząsania czy mieszania. Tiksotropię widać na przykładzie niektórych majonezów. Włoscy badacze sami wyprodukowali dwie takie substancje - jedną z wnętrzności zwierzęcych jelit z domieszką tlenku żelaza. Naukowcy podkreślali wtedy, że aby chemicznie zbadać zawartość relikwii, trzeba by ją otworzyć i pobrać próbki, ale Kościół nie wyraża na to zgody.
(IAR)