W nowojorskim New Museum miała miejsce wystawa „After nature”, która została uznana za jedną z najważniejszych ekspozycji minionego lata w Nowym Jorku. Według Petera Schejdahla, krytyka wpływowego dwutygodnika New Yorker, wystawa wskazuje na nowy, „melancholijny” [„saturnine”] kierunek w sztuce.
Katalog towarzyszący prezentacji prac dwudziestu sześciu artystów z całego świata, w tym trzech Polaków, otwiera fragment „Drogi” Cormaca McCarthy’ego, apokaliptycznej powieści traktującej o samotnej wędrówce ojca i syna przez spalony, podczas bliżej nieokreślonej katastrofy, świat. „After nature” jest bowiem wizualnym odpowiednikiem profetycznych wizji McCarthy’ego.
Co zostało z domu Kaczynskiego?
Centralnym punktem wystawy, na którą składają się przede wszystkim instalacje, jest film Wernera Herzoga Lekcje ciemności. Ze strony kuratora, Massimiliana Gioniego, jest to krok odważny – zdecydował się na prezentację prawie dwugodzinnego filmu pozbawionego fabuły i dialogów, będącego artystycznym zapisem pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Długie i nużące dzieło złożone z obrazów płonących kuwejckich szybów w czasie po wycofaniu się wojsk irackich w 1991 roku stanowi wstęp, jak i najlepsze podsumowanie całej wystawy – narastający w powietrzu pył, dzieci płaczące czarnymi łzami, ropa zalewająca pustynie – oto obraz niedalekiej klęski.
Pozbawiony głowy, wypchany koń Maurizia Cattelana zawieszony na linie wbija się w ścianę. Zoe Leonard zrekonstruowała wielkie martwe drzewo. Intencją Augusta Strindberga, którego zdjęcia przedstawiają nocne niebo, było uchwycenie spadających gwiazd – zamiast gwiazd widz spogląda na niepokojące kolory będące wynikiem procesów chemicznych. Nancy Graves zaprezentowała serię fotografii ukazujących wielbłądy wędrujące po pustyni.
Robert Kuśmirowski zbudował replikę domu Teda Kaczynskiego, która jednak bez znajomości historii Unabombera jest zupełnie nieczytelna dla widza. Przy okazji pracy Kuśmirowskiego nasuwa się wniosek, że daremność dzisiejszych technik artystycznych mogłaby być ważniejszym i ciekawszym tematem niż wątpliwej jakości próba wniknięcia w psychikę mordercy. Jednak problem większości tych instalacji polega na tym, że pozbawione kontekstu wystawy, tytułu spinającego całość, tracą na wartości. Bronią się za to niektóre prace analizujące kondycję ludzką, badające relację między człowiekiem a naturą.
Świat na skraju przepaści
Na pewno jedną z największych niespodzianek były dla amerykańskiej publiczności, według słów Schjeldahla, rzeźby Pawła Althamera. Wystawiając nagie ludzkie figury wypchane trawą artysta lekceważy wymogi jakiegokolwiek stylu. Jego celem jest obnażenie fizjonomii, fasady ludzkiego życia. Jego rzeźby wywołują w widzu poczucie, że za tym obsesyjnym odsłanianiem trzewi stoi wiara w odnalezienie pewnej nadwyżki, czegoś ponad biologiczność, co miałoby człowieka wypełniać.
Trzecim z Polaków obecnych w New Museum jest Artur Żmijewski. Obraz, w którym młoda kobieta myje mężczyznę z amputowanymi członkami, a nagi, zdrowy mężczyzna pomaga drugiemu wejść po schodach, jak mogłam przekonać się podczas projekcji, poruszył widzów. „Oko za oko” jest w istocie jedyną konstruktywną, niosącą nadzieję propozycją spośród prezentowanych na wystawie. W drugim człowieku, we wspólnocie z drugim człowiekiem można znaleźć ocalenie.
Rzeźba „legs, and arms, and heads” Humy Bhabhy stanowi rewers głośnego projektu Damiena Hirsta. Anglik w zeszłym roku sprzedał za 100 milionów dolarów czaszkę wysadzaną diamentami. Dzieło Bhabhy jest skromniejsze – pokawałkowana, wielokrotnie klejona i poprzetykana drutami czaszka została uznana za symbol rozpadającej się cywilizacji i, co było do przewidzenia, oceniona o wiele wyżej niż ubiegłoroczne dokonanie Hirsta. Zastanawia jednak czy „legs, and arms, and heads” w ogóle zostałoby zauważone, gdyby nie zdumienie, w jakie wprawił świat Hirst.
Gorączkowe zapiski kaznodziei Howarda Finstera nie są oświetlane, jak w przypadku Bhabhy przez inną pracę, ale status sztuki nadaje im fakt umieszczenia w New Museum. Fiszki z kazaniami dotyczącymi chciwości prowadzącej świat na skraj przepaści niewątpliwie przyczyniły się do stworzenia efektownej atmosfery końca, ale ze sztuką (jako działaniem w pewnym stopniu intencjonalnym) niewiele mają wspólnego.
Wtórna apokalipsa
W zamierzeniu „After nature” miała stanowić requiem dla znikającego, „wymarłego świata, który w dziwny sposób przypomina nasz własny” (z katalogu wystawy). Jest jasne, że New Museum usiłuje zarejestrować zachodzącą w sztuce zmianę, polegającą na chęci bycia czymś więcej niż tylko efektownym, czasem ironicznym zaskoczeniem.
Artyści biorący udział w wystawie chcą być poważni, ale niestety, zbyt często ich sztukę można określić mianem zdrętwiałej. Pragną uniknąć rozgłosu, brzydzą ich wielkie pieniądze, identyfikują się z dyskursem akademickim, ale to, co starają się powiedzieć powiedziane było już wiele razy i często o wiele ciekawiej.
Trudnością wydaje się bowiem nieumiejętność uniknięcia pewnych myślowych przyzwyczajeń, natychmiastowych skojarzeń nasuwających się w momencie wywołania hasła „after nature” i zbytnia ufność artystów we własne, pierwsze skojarzenia, prowadzące tym razem, niestety, w ślepą uliczkę. Nowojorska wizja „after nature” nie przekonuje. Chociaż nie dlatego, że nie przeraża albo nie przemawia do wyobraźni. Raczej dlatego, że wykorzystane tam pomysły nie wniosły niczego nowego, a podobne pojawiają się przy takich okazjach zawsze.
Natalia Pamuła