Is there anybody out there?
Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że poza nami w kosmosie musi jeszcze ktoś być. - Nie mamy żadnych mocnych dowodów, że pozaziemskie życie istnieje – mówił podczas dyskusji w jednej z najbardziej prestiżowych akademii naukowych świata - The Royal Society Baruch Blumberg, astrobiolog z Fox Chance Cancer Center w Filadelfii – ale jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że istnieje.
Większość naukowców zgadzała się z Blumbergiem. Martin Dominik, astronom z uniwersytetu w St. Andrews w Szkocji uważał, że jeszcze to pokolenie ma dużą szanse być świadkiem odkrycia obcych organizmów. Na czym badacze opierają swój optymizm, skoro mimo dziesiątków lat poszukiwania kontaktu z obcymi cywilizacjami z przestrzeni kosmicznej dochodzi do nas jedynie szum?
Wish you were here
Życie na ziemi powstało zapewne dzięki molekułom węgla i kosmicznemu kurzowi, którym wypełniona jest międzygwiezdna przestrzeń – mówiła Pascale Ehrenfreung z George Washington University w USA – jeśli tak to podstawowe składniki potrzebne do powstania życia są wszędzie. Zarówno w Drodze Mlecznej, jak i innych galaktykach.
Prezes Royal Society lord Martin Rees studził nieco optymizm, co do szybkiego odnalezienia obcych. - Nie wiemy nawet, jak zaczęło się życie na Ziemi – mówił – a zatem nie wiemy, jak powszechne może być jego występowanie. Nie wiemy nawet, gdzie w przestrzeni go szukać i jak.
Naukowcy dysponują jednak coraz doskonalszymi narzędziami do poszukiwania pozaziemskich planet. Nowe orbitalne teleskopy, które przeczesują kosmos w poszukiwaniu drugiej Ziemi są tak zaawansowane technologicznie, że znalezienie jej to tylko kwestia czasu. Od 1995 roku zobaczyliśmy już blisko 400 planet, a ich liczba szybko rośnie. W tej chwili naukowcy odkrywają nie jedną, ani dwie naraz, ale po kilkadziesiąt planet.
High Hopes
Ciekawe jest to, że wszystkie odkryte do tej pory planety zupełnie nie nadają się do życia. Albo są to gazowe olbrzymy, podobne do naszego Jowisza, często jednak znacznie od niego większe, albo skaliste, wymarłe globy, krążące blisko pulsarów, których zabójcze promieniowanie nie pozwoliłoby na przetrwanie żadnego życia.
Ziemia miała wiele szczęścia, a raczej my mieliśmy wiele szczęścia, że nasza planeta znalazła się w takim miejscu, w którym nie było ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Dzięki temu na powierzchni mogła utrzymywać się woda w stanie płynnym. Nasze słońce nie było ani zbyt gorące, ani zbyt zimne i nie bombardowało planety zabójczym promieniowaniem.
Czy to znaczy, że mieliśmy wprost niewiarygodne szczęście i to, że istniejemy to swoisty wybryk natury, odstępstwo od reguły, kosmiczny błąd? Czy może takich „przypadków" jest więcej? A jeśli życie gdzieś w kosmosie istnieje, dlaczego do tej pory go nie odnaleźliśmy?
Hey you
Nasza wyobraźnia karmiona filmami science fiction podpowiada nam, że kosmici będą wyglądali podobnie jak my. Dwie nogi, dwie ręce, głowa, w której siedzi mózg. Tymczasem rzeczywistość może być znacznie bardziej przyziemna, jeśli nie podziemna.
Jeśli znajdziemy gdzieś życie, to zapewne będzie ono przypominało nasze mikroorganizmy – mówił Albert Harrison psycholog z University of California w Davis. Takie formy życia mamy szanse znaleźć pod zmarzniętą marsjańską glebą, w pokrytych kilometrami lodu oceanach na księżycach Jowisza, Europie i Saturna Enceladusie. Trudno spodziewać się, byśmy, jeśli w ogóle, znaleźli tam coś więcej niż proste bakterio-podobne organizmy. Raczej nie da się z nimi nawiązać kontaktu trzeciego stopnia.
Simon Conway Morris, paleobiolog ewolucyjny z uniwersytetu w Cambridge sądzi jednak, że życie na Ziemi powstało „fuksem” – jak się wyraził. – Obawiam, się, że jesteśmy w kosmosie zupełnie sami. Tam nic nie ma. – mówił Morris.
Gdyby jednak inteligentni kosmici gdzieś tam byli i chcieli się z nami skontaktować to – ostrzegał profesor Morris – niekoniecznie muszą być mili i przyjaźni, jak z filmu Spielberga.
„Mogą być jak Aztekowie, równie agresywni i bardzo nieprzyjemni. Jeśli się mylę, że jesteśmy sami – mówił podczas dyskusji w Royal Society – i kosmiczny telefon jednak zadzwoni, cokolwiek zrobicie, nie odbierajcie go. Możliwe, że wcale nie będziecie mieli ochoty powiedzieć – halo”
Nikt jednak nie zadał pytania, co się stanie jeśli to my pierwsi zadzwonimy do kosmitów. Nasze spotkania z obcymi z tej samej planety, jak dotąd nie kończyły się dla podbijanych ludów Australii, Afryki, czy Ameryki Północnej i Południowej zbyt dobrze.
Andrzej Szozda
Źr. Royal Society, physorg.com