Wykopaliska na terenie przyszłej autostrady A4 dają unikalną możliwość przebadania sporych obszarów. Dzięki nim odkrywamy nowe fakty, dotyczące prehistorycznego osadnictwa w okolicach Krakowa. Ostatnio Polskę obiegła wiadomość o odkryciu celtyckiej osady w Podłężu koło Wieliczki. O badaniach Krakowskiego Zespołu Do Badań Autostrad i odkryciach w Podłężu opowiada Karol Dzięgielewski z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Polskie Radio: Czym badania na autostradach różnią się od „zwykłych” badań wykopaliskowych?
Karol Dzięgielewski: Przede wszystkim chodzi o skalę badań. „Zwykłe” wykopaliska, które prowadzą uniwersytety lub muzea archeologiczne, obejmują jednorazowo z reguły do 10 arów powierzchni, w dodatku w postaci rozsianych na większym obszarze wykopów testujących. Wykopaliska na terenie autostrady to z kolei badania szerokopłaszczyznowe, podczas których odsłaniana jest cała powierzchnia na obszarze kilku hektarów. Dzięki temu udaje się odkryć wiele rzeczy, które na ogół są poza naszym zasięgiem, np. strefy gospodarcze osad. Zwykle koncentrujemy się na tych miejscach, gdzie jest duże zagęszczenie zabytków, omijamy natomiast otoczenie osad, ze studniami czy pozostałościami pieców, ponieważ nie zapewniają one dużej ilości zabytków. Podczas badań na autostradzie mamy możliwość – przede wszystkim chodzi tutaj o środki finansowe – aby przebadać wszystko, a dzięki temu nasz obraz jest pełniejszy.
Pana zespołowi udało się odkryć i przebadać coś niezwykłego: osadę celtycką. Skąd w ogóle pod Krakowem wzięli się Celtowie?
Dzisiaj Celtowie pozostali tylko na zachodnich krańcach Europy, natomiast w V i IV w. p.n.e zajmowali większość obszarów środkowej i zachodniej Europy – pojawili się także i na naszych ziemiach. Najstarsze jak do tej pory enklawy osadnictwa celtyckiego w Polsce odkryto na Śląsku. Datowane są one już na IV wiek p.n.e. Pod Krakowem osadnictwo celtyckie pojawia się nieco później, w III w. p.n.e. Zwykle pojawienie się Celtów w rejonie podkrakowskim wiąże się z ich najazdami na Bałkany w latach 280-277 p.n.e. Została wtedy złupiona między innymi świątynia Apollina w Delfach, a greccy autorzy opisują te najazdy jako coś naprawdę dramatycznego. Musimy pamiętać, że chociaż w naszej opinii Celtowie byli ludem na wysokim poziomie rozwoju cywilizacyjnego, dla Greków była to po prostu kolejna fala barbarzyńców z północy. Po złupieniu Bałkanów część Celtów przeszła Bosfor i udała się do Azji Mniejszej, część pozostała na Bałkanach, a inni wrócili na północ na bliżej nieokreślone tereny Europy Środkowej – źródła historyczne nie precyzują jakie, ponieważ dla Greków te rejony to była po prostu terra incognita. W tym samym czasie, od połowy lat 70. III w. p.n.e., zagęszcza się osadnictwo na Morawach, a w niektórych osadach pojawiają się antyczne monety. Najprawdopodobniej pojawiła się tam właśnie ta grupa, która wróciła z Bałkanów. To z kolei spowodowało dalsze przesunięcia ludności, a niektóre grupy zapewne zdecydowały się przekroczyć Karpaty i znalazły się w Małopolsce. Pojawienie się Celtów pod Krakowem przypada dokładnie na ten okres: początek drugiej ćwierci III wieku p.n.e. To oczywiście tylko hipoteza, ponieważ w archeologii operujemy przedziałami czasowymi rzędu 20-50 lat, a zatem osiedlenie się Celtów w tym rejonie mogło się zdarzyć nieco wcześniej, choć ja osobiście nie jestem co do tego przekonany.
W Europie Zachodniej kultura Celtów jest bardzo charakterystyczna. Zapoczątkowali oni tam nową erę w rolnictwie, do tego dysponowali wspaniałą ceramiką, metalurgią o niespotykanym dotąd zdobnictwie… A jak wyglądała kultura „polskich” Celtów?
Różniła się ona nieco od zachodnioeuropejskiej, ponieważ w ramach obszaru występowania Celtów wyróżniamy kilka wielkich prowincji. Jak wspomniałem, na nasze ziemie Celtowie dotarli z terenu Moraw – kultura materialna tamtejszych Celtów i tych, którzy mieszkali w Małopolsce i na Górnym Śląsku w zasadzie niczym się nie różni, przynajmniej w pierwszym okresie, kiedy ich wzajemne kontakty były bardzo intensywne. „Nasi” Celtowie w niczym morawskim nie ustępowali. Ale należeli oni do tzw. wschodniej Celtyki, odrębnej od Europy Zachodniej. Tam kultura była nieco bogatsza – widać to w wyglądzie osad, po stosowanych ornamentach, po wyposażeniu grobowym.
A jak wyglądała osada w dzisiejszym Podłężu? Mówi się, że to największa celtycka osada w Polsce. Jak jej wielkość ma się do znanej wcześniej osady w Nowej Cerekwi na Śląsku?
Doniesienie, że osada z Podłęża jest największa w Polsce, to pewne uproszczenie – chodzi raczej o to, że została ona przebadana na największą skalę. W Nowej Cerekwi odkryto nieco więcej chat, znaleziono także nieco więcej zabytków, ale śląska osada nie została odsłonięta na tak wielkim obszarze. Badania w Nowej Cerekwi, prowadzone od przedwojnia do lat 70. XX wieku, były punktowe. W Podłężu mieliśmy natomiast unikalną możliwość odsłonięcia całej powierzchni osady i możemy w tej chwili powiedzieć, że rozciągała się ona na obszarze 3 ha – pod tym względem jest to na pewno największa i najlepiej przebadana osada. Dotąd takie miejsca badano albo wyrywkowo, jak w Nowej Cerekwi, albo w pośpiechu i bez dzisiejszych rozwiązań konserwatorskich, jak podczas budowy Nowej Huty w latach 50. XX wieku. Ówcześni archeolodzy po prostu ratowali, co się dało. W Podłężu mieliśmy dużo czasu i mogliśmy zrobić wszystko spokojnie, przesiać każdą piędź ziemi, co umożliwiło znalezienie wielu drobnych zabytków. Jednak trzeba sobie szczerze powiedzieć, że pod względem wielkości w ówczesnym świecie osada z Podłęża była zapewne średniej wielkości wioską bez umocnień obronnych; nie została nawet ulokowana w miejscu obronnym z natury. Jej mieszkańcy nie obawiali się zatem najazdów, a miejsce na wioskę wybrali pod kątem gospodarczym i rolniczym (tereny podkrakowskie należą do najżyźniejszych na naszych ziemiach – przyp. MK).
Jak mieszkali Celtowie z Podłęża?
Znaleźliśmy tam 17 półziemianek, czyli pozostałości chat o niewielkiej powierzchni 15-20 m2, zagłębionych do pewnego stopnia w ziemię. Posiadały one na ogół dwuspadowy dach wsparty na dwóch słupach, pokryty, jak możemy się domyślać, trzciną lub słomą. Co ciekawe, nie znaleźliśmy w tych chatach pozostałości żadnych urządzeń grzewczych – palenisk czy pieców. Niektórzy badacze uważają, że tego typu budynki nie nadawały się do zamieszkania i że odkryte przez nas półziemianki to albo piwniczki przy domach naziemnych, po których nic się nie zachowało, albo pozostałości magazynów lub warsztatów. Nam wydaje się jednak, że musiano tam mieszkać, ponieważ zestaw przedmiotów znajdowanych w każdej z tych „chat” był bardzo różnorodny – zbyt różnorodny jak na pozostałości warsztatu. Jest to zaskakujące, zważywszy, że mieszkańcy półziemianek z Podłęża używali monet, koła garncarskiego czy uprawiali dalekosiężny handel. Jednak taką wielkość domów wymuszać mógł klimat: małą powierzchnię łatwiej było ogrzać. Na marginesie warto zauważyć, że półziemianki słowiańskie z VI i VII w. n.e. były jeszcze mniejsze.
Znaleźliście Państwo także duży zbiór przedmiotów szklanych i celtyckie monety.
Chodzi przede wszystkim o budzące zachwyt celtyckie bransolety szklane, sprowadzane tu z terenów naddunajskich. Więcej przedmiotów ze szkła znaleziono jedynie w Nowej Cerekwi, ale tam nie zostało to tak dobrze zadokumentowane archeologicznie. Przedmioty szklane z Podłęża zostały odkryte podczas regularnych wykopalisk, a zatem, oprócz wartości samego znaleziska, dysponujemy całym kontekstem jego znalezienia. W Podłężu znaleźliśmy również dwie monety celtyckie należące do plemienia Bojów, które zamieszkiwało obecne rejony Czech i Moraw. Są to srebrna moneta (obol) z wizerunkiem konia i złota moneta o nominale 1/24 statera. Ich znalezienie dowodzi, że ok. 50-100 lat po osiedleniu się w tym rejonie Celtowie nadal utrzymywali ścisłe kontakty ze swoimi krewniakami z Moraw. O tym, że te monety znajdowały się w regularnym obiegu, świadczy fakt, że są to małe nominały i znaleziono je na podłogach chat, a nie w jakimś depozycie bagiennym czy grobie. Znalezienie celtyckich monet w tak dobrze udokumentowanym kontekście archeologicznym to ewenement na skalę europejską.
Monety po prostu zostały zgubione?
Tak, a sprzyjał temu fakt, że są niewielkie – mniejsza ma zaledwie ok. 5 mm średnicy.
Jak Pan myśli, co jeszcze odkryją archeolodzy na terenach przyszłej autostrady? Już teraz wiemy dzięki nim dużo więcej np. o osadnictwie neolitycznym, a ziemia krakowska to prawdziwe archeologiczne zagłębie…
Moim zdaniem najbardziej sprzyjającą okolicznością podczas badań na autostradach jest to, że możemy badać stanowiska bagienne. Autostrada biegnie zarówno przez miejsca suche, jak i podmokłe, na których zwykle badania archeologiczne nie są prowadzone, ponieważ brakuje na to środków lub po prostu o istnieniu takich stanowisk bagiennych nic nie wiemy. Zwykle dowiadujemy się o stanowisku, kiedy rolnik wydobędzie jakiś zabytek podczas prac polowych – a, jak wiadomo, na terenach zabagnionych nikt nie orze. Tymczasem na terenach bagiennych zachowują się elementy drewnianych konstrukcji, np. całe podłogi chat sprzed 2-3 tys. lat, a także wyroby z drewna, kości i rogu. W Polsce, oprócz słynnego Biskupina, nie było dotąd zbyt wielu takich stanowisk. A jeśli jest drewno, to pojawia się dodatkowa możliwość datowania – dendrochronologicznego. W samym Podłężu w kontekście kultury łużyckiej z wczesnej epoki żelaza odkryliśmy np. studnię z zachowanym fragmentem drewnianej cembrowiny. Specjaliści ustalili, że drzewo na nią zostało ścięte po 613 roku p.n.e. – a to informuje nas, że wówczas ta kultura na pewno była jeszcze obecna pod Krakowem.
Rozmawiała Marta Kwaśnicka.